Bogusław Chrabota: Odpowiedzialność Kaczyńskiego

Wejście do rządu wymaga odwagi. Prezes PiS będzie musiał zmierzyć się z realnym układem sił w rządzie. Zapanować nad koteriami, emocjami i politycznym egoizmem.

Aktualizacja: 28.09.2020 18:59 Publikacja: 27.09.2020 19:32

Bogusław Chrabota: Odpowiedzialność Kaczyńskiego

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Bez wątpienia epoka polityczna, w której żyjemy, będzie kiedyś nazwana epoką Jarosława Kaczyńskiego. To jest pewne, mniej pewne zaś – jak będzie oceniana. Czy, tak jak chce sam pan prezes, określać się ją będzie jako czas narodowego odrodzenia, uruchamiania społecznego potencjału, rekonstrukcji gospodarki i skutecznej obrony polskiej tradycji? Czy też jako czas oddalania się od świata, powolnej prowincjonalizacji i skansenizacji kraju. Tego na pewno nikt dziś nie wie.

To zarazem problem postrzegania rzeczywistości. Inaczej procesy zachodzące w dzisiejszym świecie widzą progresiści; dla nich technologie, globalizacja, równościowe przemiany społeczne to najważniejsze determinanty dynamiki współczesnego świata. Procesy, których nie można odwlec, obiektywne i nieuchronne. Inaczej widzą je konserwatyści – jako ryzyko, zagrożenie, inwazję obcych wartości, której trzeba skutecznie się przeciwstawić.

Wszystko to jednak poglądy. Fakty są ponad tym, realne jak migracje, degradacja środowiska czy kryzys demograficzny. Jedyne, czego należy wymagać od rządu, to budowania polityk państwowych i narodowych w oparciu o fakty; to wyzwanie niezależne od narracji, poglądów czy wyznania wiary. I tego domagam się głośno od człowieka, który zdominował w ostatnich latach polską politykę. Już w poniedziałek podejmie ostateczną decyzję, czy wchodzić do rządu, którym faktycznie steruje od dawna. Z tylnego siedzenia limuzyny, a więc bez pełnej kontroli. Ten brak pełnej kontroli jest wygodny. Zawsze może powiedzieć: to nie ja – to oni. A jednak przecież wszyscy wiedzą, że on jest najważniejszy.

Wejście do rządu wymaga jednak odwagi. Jest wzięciem osobistej odpowiedzialności za swoje decyzje, także w sensie prawnym. Odtąd, jak już się zdarzało w jego karierze politycznej, decyzje będzie musiał sygnować własnym podpisem. To już odpowiedzialność nie tylko przed Bogiem i historią, ale również instytucjonalna – przed sądem. Podpisując, będzie musiał dwa razy się zastanowić.

Co to zmieni? Bez wątpienia będzie musiał być bliżej faktów, a nie – często fantasmagorycznych – opowieści lokajstwa z ulicy Nowogrodzkiej. Będzie też musiał zmierzyć się z realnym układem sił w rządzie. Zapanować nad koteriami, emocjami i politycznym egoizmem. W tym sensie jego nowa rola może oznaczać więcej dyscypliny w kręgach rządzących. Choć tylko „więcej" i tylko „może", jeśli wspomnimy lekcję z lat 2005–2007.

Jaki będzie realny układ wpływów? Znaczna część nieciekawej z punktu widzenia nowego wicepremiera gospodarki będzie w rękach Gowina i Morawieckiego. To dobrze, pierwszy wspiera gospodarkę rynkową, drugi jest praktykiem i pragmatykiem. Jeśli Kaczyński da im działać w sposób nieskrępowany, możemy jako Polska jakoś sobie radzić. Sensowny jest również pomysł komitetu stałego koordynującego MON, MSW, MS i służby; to będzie realne forum, na którym, co zostało ponoć zapisane w umowie koalicyjnej, będzie można omawiać i konsultować ważniejsze projekty ustaw. Możliwe, że wyzbędziemy się dzięki temu zgubnej przypadkowości i wyrafinowanych intryg.

Ważne są jeszcze MSZ oraz polityki społeczna i zdrowotna. Kto rozciągnie nad nimi parasol? To ważne, bo w dzisiejszych czasach tam kryją się najważniejsze wyzwania. Jeśli Gowin i Morawiecki – to dobrze, bo wszystkie trzy dziedziny wiążą się z transferem środków finansowych. Ktoś musi to koordynować i to w sposób relatywnie wolny od ideologizowania.

Niewiele jeszcze wiemy o wszystkich tych sprawach. Rozmowy nie są domknięte, umowa koalicyjna jest fantomowa, bo niejawna dla opinii publicznej. Ale jedno już dziś jest pewne. Czeka nas dłuższa, pewnie trzyletnia perspektywa rządów Zjednoczonej Prawicy. Sny o szybkim kryterium wyborczym należy odłożyć na półkę. Opozycja wreszcie wie, co nas czeka i jakie wyzwania przed nią stoją. Więc panie i panowie, czas zakasać rękawy i brać się do roboty.

Bez wątpienia epoka polityczna, w której żyjemy, będzie kiedyś nazwana epoką Jarosława Kaczyńskiego. To jest pewne, mniej pewne zaś – jak będzie oceniana. Czy, tak jak chce sam pan prezes, określać się ją będzie jako czas narodowego odrodzenia, uruchamiania społecznego potencjału, rekonstrukcji gospodarki i skutecznej obrony polskiej tradycji? Czy też jako czas oddalania się od świata, powolnej prowincjonalizacji i skansenizacji kraju. Tego na pewno nikt dziś nie wie.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich