„Jestem zaskoczony, słysząc o wystawionej opinii o stanie mojego zdrowia, bo żaden biegły mnie nie badał, ani nawet ze mną nie rozmawiał. Co więcej, ani biegły, ani prokuratura czy komisja śledcza nie wystąpili do mnie o aktualną dokumentację medyczną! A przecież leczę się w kilku ośrodkach, także za granicą” – napisał w mediach społecznościowych Zbigniew Ziobro, odnosząc się do informacji o tym, że stanie przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Jest to możliwe dzięki opinii biegłego, który na podstawie dokumentacji medycznej orzekł, że zeznania pod pewnymi warunkami są możliwe.
Oczywiście, istotną sprawą jest, by wydana opinia była rzetelna i oparta na prawidłowo pozyskanej dokumentacji medycznej. Ale mnie zastanowiło to, w jaki sposób politykowi Suwerennej Polski udaje się korzystać ze wsparcia aż tylu placówek medycznych. Bo faktem jest, że wielu chorym trudno jest dostać się choćby do jednej.
Nie ma w tym niczego dziwnego, że Ziobro chciał ratować swoje zdrowie wszelkimi sposobami
Czy dziwię się Zbigniewowi Ziobrze, że w momencie choroby szuka pomocy, gdzie tylko się da? Absolutnie nie. Choroby nowotworowe są jedną z najczęstszych przyczyn śmierci. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z rakiem zmaga się jedna na pięć osób. Z powodu tej choroby umiera ok. 1 na 9 mężczyzn i 1 na 12 kobiet.
Oczywiste jest też, że gdy ktoś otrzymuje taką diagnozę lub zostaje ona postawiona bliskiej mu osobie, robi się wszystko, by sobie lub jemu pomóc. Nie dziwi też to, że na głowie stanął Zbigniew Ziobro, by znaleźć dla siebie jak najlepsze leczenie. To jasne i zupełnie zrozumiałe. Wszystkie ręce na pokład.