Temat równości płac i parytetów budzi potężne emocje. I trudno się dziwić, bo jest tak wielowątkowy, że próba pochylenia się nad nim w jednym komentarzu jest karkołomna. Pomijając aspekt emocjonalny, skoncentrujmy się zatem na twardych liczbach. A te jasno wskazują, że kobiety na rynku pracy są nadal w gorszej sytuacji niż mężczyźni.
Ile zarabiają kobiety?
Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynagrodzenia mężczyzn są wyższe niż kobiet. Analiza statystyk pokazuje ciekawe trendy: nożyce rozwierają się najszerzej w grupie osób w wieku 25–44 lata. Przyczyn jest wiele, a jedną z nich jest tzw. kara za macierzyństwo.
Kluczowym momentem są narodziny pierwszego dziecka, po którym rodzice asymetrycznie dzielą swoje role opiekuńcze. Kobiety częściej rezygnują z pracy. Ich dochody spadają o blisko jedną piątą w roku narodzin i o ponad jedną trzecią w pierwszym roku po narodzinach. Potem te różnice się kurczą, ale wolniej, niż byłoby to możliwe, gdyby państwo wprowadziło rozwiązania wspierające kobiety. I nie chodzi tu o przywileje, ale o wyrównywanie szans.
Czytaj więcej
Zarobki mężczyzn w okresie „rodzicielskim” rosną szybciej niż kobiet. Różnice płac są znaczące przez wiele lat. Dopiero później sytuacja się zmienia.
Jak wspomóc kobiety na rynku pracy?
Problem sięga dużo głębiej niż wspomniane statystyki. To, że kobiety zarabiają mniej, jest wierzchołkiem góry lodowej. Gros z nich po urodzeniu dziecka do pracy w ogóle nie wraca. Trend ten umacnia redystrybucyjna polityka rządu, który już od kilku lat lekką ręką realizuje wielomiliardowe programy społeczne. Owszem, wspierają one konsumpcję, ale dzietność dzięki nim nie rośnie. Rośnie natomiast dług państwa.