Michał Szułdrzyński: Krzykiem i przekleństwami prawa aborcyjnego się nie zmieni

Może po wulgarnym ataku Strajku Kobiet na koalicję 15 października, ze szczególnym uwzględnieniem PSL, zarówno PiS, jak i jego przeciwnicy zgodnie uznają w końcu, że w polityce nie powinno być miejsca na chamstwo i agresję. Donald Tusk przekonywał, że krzykiem nie doprowadzi się PSL do zmiany stanowiska w sprawie aborcji. Nie zrobi się też tego przekleństwami miotanymi przez Martę Lempart.

Publikacja: 24.07.2024 18:03

Jedna z liderek Strajku Kobiet Marta Lempart podczas protestu "Aborcja! Tak!" przed Sejmem w Warszaw

Jedna z liderek Strajku Kobiet Marta Lempart podczas protestu "Aborcja! Tak!" przed Sejmem w Warszawie

Foto: PAP/Rafał Guz

Politycy i sympatycy PiS we wtorek nie kryli satysfakcji, obserwując protest zorganizowany m.in. przez Martę Lempart pod Sejmem. „Wyp… ch…” – krzyczała Lempart pod adresem koalicji rządzącej. „Dostaliście te stołki dzięki nam, więc teraz je, k…, oddajcie” – i dorzuciła jeszcze serię innych przekleństw.

Dlaczego Strajk Kobiet staje się problemem dla Donalda Tuska

Prawica radośnie rechotała, bo gniew Strajku Kobiet spadł teraz na PSL i liberalną koalicję. I czuła satysfakcję, że gdy wołano do PiS, by „wyp…”, Lempart była chwalona, spotykał się z nią Donald Tusk. A teraz, gdy w Sejmie upadła ustawa depenalizująca aborcję, błyskawica uderza w koalicję, większość komentariatu wydaje się tym zaambarasowana. Bo działania Strajku Kobiet stają się problemem dla całej koalicji, łącznie z Donaldem Tuskiem.

Czytaj więcej

Marta Lempart: Trzecia Droga nie jest demokratycznym ugrupowaniem

Ale tu nie powinno być miejsca na żadną satysfakcję. Bo słowa Marty Lempart świadczą o jakimś totalnym nieporozumieniu. Owszem, część partii składających się na dzisiejszą koalicję rządzącą obiecywała liberalizację przepisów dotyczących aborcji. Ale Trzecia Droga od początku mówiła coś innego. Polska 2050 opowiadała się za referendum, z kolei PSL, które przed dwoma tygodniami zagłosowało przeciwko depenalizacji aborcji, nie ukrywało swego konserwatyzmu w kampanii. Twierdzenie, że ktoś kogoś oszukał, świadczy raczej o niezrozumieniu polskiej polityki. Albo nieznajomości zwykłej sejmowej arytmetyki, której nie zmienią żadne wulgaryzmy. Albo o życiu iluzjami.

Dlaczego Donald Tusk nie wierzy, że ten Sejm zmieni prawo dotyczące aborcji

I przyznał to Donald Tusk we wtorek – tuż przed protestem na Wiejskiej – mówiąc, że nie ma w tym Sejmie większości do przyjęcia ustawy liberalizującej prawo aborcyjne. – Okazało się iluzją, że zwolennicy prawa aborcyjnego stanowią większość w tym Sejmie – mówił. – PiS, Konfederacja, większość PSL to jest dziś większość w Sejmie. Ustawowo trudno tutaj doprowadzić do jakichś zmian.

Oczywiście osobnym pytaniem jest, kto za tę „iluzję” odpowiada. I czy jej wytworzenie nie było największym dotychczasowym błędem koalicji 15 października.

Tym bardziej że Tusk podał w wątpliwość nawet sensowność ponownego głosowania zgłoszonej przez lewicę ustawy depenalizacyjnej, by jeszcze bardziej nie rozczarowywać tej części elektoratu, która oczekiwała od obecnej koalicji zmian w ustawach aborcyjnych. Bo dziś wszystko wskazuje na to, że kolejne głosowanie byłoby przegrane.

Tyle że PSL zapowiada, że poprze ustawę przywracającą stan prawny sprzed wyroku TK w 2020 r. Byłoby to oczywiście mniej ambitne niż realizacja postulatu lewicy o legalizacji aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży, ale mogłoby realnie zmienić obecną sytuację. Ale to wymagałoby ustaleń z Andrzejem Dudą. A dla Donalda Tuska prezydent jest politycznym przeciwnikiem, z którym nie chce się układać; woli raczej pokazywać go jak tego, kto jest głównym hamulcowym „sprzątania po PiS-ie”.

Czy wulgaryzmami da się zmienić aborcyjne przepisy?

Niemniej niezwykle trafnie Donald Tusk zauważył też, że hałasem nie zmieni się zdania Władysława Kosiniaka-Kamysza i reszty PSL w sprawie poparcia dla legalizacji przerywania ciąży. „Pokrzykiwanie na siebie nawzajem niczego tu nie zmieni”. Ani pokrzykiwanie, ani wulgaryzmy nie zmienią zdania kogoś, kto uważa, że aborcja nie jest OK i że nie jest to zwykły zabieg medyczny, lecz poważny problem moralny.

A może przy okazji, gdy wulgaryzmy padają pod adresem koalicji 15 października, obie strony politycznego sporu zgodziłyby się w końcu, że w polityce nie powinny być one akceptowane? Bo czy naprawdę to, czego dziś potrzebujemy, to zmiana polityki w jeszcze bardziej agresywną? Może by wówczas z tej skomplikowanej politycznie sytuacji wypłynęło jakieś dobro, gdyby wszystkie siły zgodziły się co do tego, że w polityce nie powinno być miejsca na chamstwo i agresję.

Politycy i sympatycy PiS we wtorek nie kryli satysfakcji, obserwując protest zorganizowany m.in. przez Martę Lempart pod Sejmem. „Wyp… ch…” – krzyczała Lempart pod adresem koalicji rządzącej. „Dostaliście te stołki dzięki nam, więc teraz je, k…, oddajcie” – i dorzuciła jeszcze serię innych przekleństw.

Dlaczego Strajk Kobiet staje się problemem dla Donalda Tuska

Pozostało 91% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że pogłoski o końcu PiS były przesadzone
Komentarze
Estera Flieger: Donald Tusk, rozliczając Roberta Bąkiewicza, wyciągnął do narodowców pomocną dłoń
Komentarze
Andrzej Łomanowski: Ministrów Ukrainy dopadł „syndrom Załużnego”. Stąd dymisje
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Premier Izraela Beniamin Netanjahu gra pokerowo. Może przegrać
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polska nieobecna na GlobSec. Czy wyrzekamy się bycia liderem Europy Środkowej?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki