Daria Chibner: Niejaki Rymkiewicz, pan Dukaj i inne wybory ministry Nowackiej

Z działań kolejnych ekip zajmujących się Ministerstwem Edukacji wynika, że nie mają one najlepszego mniemania o społeczeństwie. Jak zmienia się władza, to zmienia się i lista lektur – w końcu na niej najłatwiej przeprowadzić reformę o zacięciu rewolucyjnym.

Publikacja: 20.06.2024 15:44

Barbara Nowacka

Barbara Nowacka

Foto: PAP/Paweł Supernak

W piątek przypada zakończenie roku szkolnego, ale w Ministerstwie Edukacji intelektualne zawieruchy wciąż trwają. We wtorek Barbara Nowacka, ministra edukacji, poinformowała, że lista lektur jest już gotowa i zostanie opublikowana do 29 czerwca. Temat podobno jest już zamknięty, jednak dodany od Barbary Nowackiej komentarz rozpętał prawdziwą burzę.

„Lista lektur była gigantyczna i niestety nieczytana. Były pewne pomysły indoktrynacyjne, na przykład w ostatnich latach powkładano poezję niejakiego (Jarosława Marka) Rymkiewicza. Eksperci bardzo rekomendowali usunięcie. Podpisałam dokument, gdzie pan Rymkiewicz czy pan Dukaj się nie pojawiają" – stwierdziła ministra edukacji.

Jak zmienia się władza, to zmienia się i lista lektur: To nie czas na Jarosława Marka Rymkiewicza i Jacka Dukaja

Poza licznymi głosami oburzenia, rozpoczęto również poszukiwania przyczyn takich decyzji. W przypadku Jarosława Marka Rymkiewicza tajemnica została rozwiązana w programie „Gość Radia Zet” Bogdana Rymanowskiego. Tam Barbara Nowacka bez ogródek przyznała: „Miałam nieszczęście przeczytać utwór pana Rymkiewicza o katastrofie smoleńskiej i tak, nie mam dobrego zdania o takiej formule twórczości, doceniając wcześniejsze dokonania”. Aż człowiek chciałby się złośliwie dopytać, jakie jego wcześniejsze dokonania ceni najbardziej oraz dlaczego są one ważne, ale strach przed odpowiedzią jest jednak silniejszy. Tym bardziej, że jeśli chodzi o Jacka Dukaja, rację mogą mieć ci, którzy sądzą, że wypadł, ponieważ napisał utwór o druzgoczącym tytule „Katedra”, gdzie bohaterem jest ksiądz detektyw.

Czytaj więcej

Prezes ZNP alarmuje: W szkołach może zabraknąć nauczycieli

Odkładając jednak gorzką ironię na bok, to ciężko nie zapłakać, kiedy spogląda się na schematy obowiązujące w Ministerstwie Edukacji. Jak zmienia się władza, to zmienia się i lista lektur. W końcu na niej najłatwiej przeprowadzić reformę o zacięciu rewolucyjnym. Dopisywanie oraz skreślanie książek odbywa się zazwyczaj zgodnie z widzimisię danego ministra. Rzekomi „eksperci” czy „konsultanci” to najczęściej jego osobiste preferencje, bo czyż nie wybiera się ich tak, żeby podzielali określony czy też preferowany przez niego sposób myślenia? Tak właśnie możemy podejrzewać, gdyż wyroki ekspertów są zawsze rozmyte, anonimowe, nie wiemy, który zawyrokował w taki, a nie inny sposób. A jednak ekspertka od Przemysława Czarnka, która „miała pokazać, co wcześniej było powkładane politycznie”, wcale nie załatwia sprawy pluralizmu. A tłumaczeń w stylu „ja nie układałam listy lektur, ja tylko zatwierdzam”, to już nikt nie chce słuchać. W zależności od tego, czy owi eksperci znajdują się bardziej na prawo, czy na lewo, jedni autorzy wpadają, a drudzy wypadają. Bez żadnego szacunku dla ciągłości procesu edukacyjnego.

Najłatwiej zreformować listę lektur

Usuwając jakąś książkę z listy lektur, wcale nie uchroni się młodzieży od nieprawowiernej myśli. Zamiast tego wystawi się ją na żer internetowych radykałów, którym daleko do finezji „niejakiego Rymkiewicza”. To u nich będą szukać reprezentacji poglądów, o których nie wspomina się w szkole. A właśnie w tej placówce powinno się reprezentować całe spectrum różnych sposobów myślenia, ponadto rzeczy trudne, nudne, ale pod wieloma względami ważne, nie tylko dla naszej kultury. Bo literatura jest aczasowa. Nawet jeśli w danym momencie poruszane przez nią sprawy wydają się nieaktualne bądź anachroniczne. Tak przecież było z Thomasem Mannem i jego „Czarodziejską Górą”, „ramotką” jeszcze z 15 lat temu czytaną głównie przez miłośników klasyki bądź specjalistów. Ale okazało się, że rozpatrywane tam kwestie postaw ludzi żyjących w długim okresie pokoju, nagle zagrożonym przez zbliżające się widmo wojny, mogą jednak stanowić komentarz do współczesności.  

Lista była nieczytana. A to w dzisiejszym świecie straszna zgroza i niesłychana herezja. Bo trzeba czytać. Byle co i byle jak, ale trzeba

Taki sposób myślenia jest mimo wszystko obcy naszym ministrom edukacji. Ograniczają się do bieżących potrzeb swoich partii, gdzie wciąż króluje naiwne przekonanie, że listą lektur można zdobyć rząd dusz przyszłych pokoleń. A to właśnie jest największy anachronizm, pieśń dawno minionych czasów. Niekompetencja ministrów w zakresie literatury, jej znaczenia i wagi może budzić nasz śmiech oraz zażenowanie. Gorzej, że dzieciaki w szkole stracą szansę na poznanie ważnych, godnych wnikliwego czytania autorów. Tak jakby nikomu w ministerstwie przez myśl nie przeszło, że można na lekcjach w szkole przedstawiać też to, co władzy się nie bardzo podoba. Choćby z krytycznym komentarzem, choćby skłaniając do dyskusji. No, ale to wymagałoby więcej zachodu niż skreślenie czegoś z listy lektury. Potrzebny byłby dalekosiężny plan na polską szkołę, wykraczający poza jedną kadencję.

Barbara Nowacka promuje czytanie dla samego czytania

Ale jeszcze jeden fragment wypowiedzi Barbary Nowackiej jest niezwykle ciekawy. „Lista lektur była gigantyczna i niestety nieczytana”. A to, że nieczytana, to w dzisiejszym świecie straszna zgroza i niesłychana herezja. Bo trzeba czytać. Byle co i byle jak, ale trzeba. Bo to poprawia koncentracje, wyobraźnie wzmacnia i daje inne użyteczne umiejętności. Tak jak trzeba pić dużo wody i jakiś sport uprawiać. Bo to też pożyteczne.

Dlaczego liczy się u nas samo czytanie, a nie jakość lektury? Nie czytamy już po to, aby stać się lepszymi, żeby zachęcić siebie i innych do myślenia, do dalszych intelektualnych poszukiwań, do zastanowienia itd. Czyta się po to, aby uzyskać fachową umiejętność, zdolność, coś co się przyda później. Koncentracja, a nawet wyobraźnia bywa przecież ważna i w korporacji, i w innych fachach.

Czytaj więcej

Daria Chibner: Młodzież czyta coraz więcej książek. Ale paradoksalnie nie ma co się cieszyć

Dlatego też należy usunąć lektury trudne, długie, nużące i dać coś, co pozwoli młodym wyćwiczyć pożyteczne umiejętności. Niech już ta młodzież przyklejona do telefonu cokolwiek przeczyta, to się obywatelski i urzędniczy obowiązek spełni. Można odetchnąć. Nie ważne, że nawet jakby nie przeczytali jakieś cięższej lektury, to przecież na lekcji coś by usłyszeli, zapoznali się z poruszanymi tam tematami – ogólnie coś by liznęli, zdobyliby jakąś wiedzę. Niemniej dzisiaj nie jest ważna sama wiedza, bo istnieje ryzyko, że nie przyda się ona w pracy. Co innego wyobraźnia, koncentracja i te szare komórki, co się w mózgu mają wytworzyć od czytania byle czego, choćby etykiety Domestosa. Potrzeba nam przecież pracowników, a nie intelektualistów.

A jeśli przez takie postępowanie przestaniemy kształcić wybitne jednostki? Cóż, można to wpisać w koszty. Bo z działań kolejnych ekip zajmujących się Ministerstwem Edukacji wynika jedynie to, że mają oni większość społeczeństwa za ludzi, którym należy się absolutnie minimum programowe, zgodne z preferencjami aktualnego ministra bądź ministry i jego szacownego grona ekspertów.

W piątek przypada zakończenie roku szkolnego, ale w Ministerstwie Edukacji intelektualne zawieruchy wciąż trwają. We wtorek Barbara Nowacka, ministra edukacji, poinformowała, że lista lektur jest już gotowa i zostanie opublikowana do 29 czerwca. Temat podobno jest już zamknięty, jednak dodany od Barbary Nowackiej komentarz rozpętał prawdziwą burzę.

„Lista lektur była gigantyczna i niestety nieczytana. Były pewne pomysły indoktrynacyjne, na przykład w ostatnich latach powkładano poezję niejakiego (Jarosława Marka) Rymkiewicza. Eksperci bardzo rekomendowali usunięcie. Podpisałam dokument, gdzie pan Rymkiewicz czy pan Dukaj się nie pojawiają" – stwierdziła ministra edukacji.

Pozostało 92% artykułu
Komentarze
Michał Kolanko: Trzaskowski wygrywa z Sikorskim. Ale dla prezydenta Warszawy łatwo już było
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy prawybory w KO umocniły Rafała Trzaskowskiego?
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?