Minister sprawiedliwości Adam Bodnar przedstawił w Sejmie posłom – ale też i opinii publicznej – informację dotyczącą używania przez służby za rządów Prawa i Sprawiedliwości szpiegującego oprogramowania zwanego jako Pegasus.
Dlaczego minister sprawiedliwości Adam Bodnar nie przedstawił nazwisk osób inwigilowanych za rządów PiS?
Przedstawił przede wszystkim statystki stosowania kontroli operacyjnej i wniosków do sądów o zgodę na inwigilację. CBA, ABW i SKW w latach 2017–2022 stosowały kontrolę wobec 578 osób. Nazwisk jednak nie poznaliśmy. Jak tłumaczyła Magdalena Sroka, szefowa komisji śledczej ds. Pegasusa, minister sprawiedliwości nie chciał wtórnie wiktymizować osób, które były inwigilowane, podawaniem ich personaliów do publicznej wiadomości. Dlatego też nie przekazał listy komisji śledczej. Taka troska o prywatność osób, które padły ofiarą inwigilacji, wydaje się tu całkowicie uzasadniona.
Czytaj więcej
Prokurator generalny Adam Bodnar rozwiązał dotychczasowy i powołał nowy zespół śledczy, który ma zbadać legalność, zasadność i prawidłowość wykorzystania oprogramowania Pegasus. Nowy zespół ma rozszerzony zakres postępowania. Poprowadzi je pięciu doświadczonych prokuratorów.
Minister przywoływał ustalenia zespołu śledczych w Prokuraturze Krajowej, ale też raport NIK w tej sprawie, raport senackiej komisji pegasusowej a także zeznania świadków sejmowej komisji śledczej.
Na czym polega afera Pegususa
Z pewnością jesteśmy coraz bliżej wyjaśnienia jednej z najważniejszych afer Prawa i Sprawiedliwości. Bo bez względu na to, czy inwigilacja odbywała się za zgodą sądu – niedawno potwierdził to sam Bodnar, mówiąc, że nie słyszał o jakimś przypadku użycia tego narzędzia bez właściwej zgody sądu, zaś sądy pozytywnie rozpatrywały 99 proc. wniosków o inwigilację – sprawa budzi olbrzymie kontrowersje, głównie dlatego, że tego potężnego narzędzia używano w sprawach dotyczących polityków. Z wiedzy, którą dziś posiadamy, wynika, że nie było żadnych przesłanek mówiących o tym, że polityk PO Krzysztof Brejza jest zamieszany w historię dotyczącą faktur za 100 tys. zł, tworzonych przez urzędniczkę pracującą w ratuszu kierowanym przez jego ojca. Wszystko, co wiemy choćby o tej jednej sprawie, pokazuje, że nawet za zgodą sądu było to działanie mające cechy inwigilacji ważnego polityka opozycji. I to jest właśnie sedno tej afery.