Jędrzej Bielecki: Unia może uratować Ukrainę. Ale nie chce

Gdyby nie Stany Zjednoczony i prezydent Joe Biden, to Władimir Putin dawno pokonałby Ukrainę. Teraz to zadanie wspomagania naszego wschodniego sąsiada musi przejąć Unia Europejska. Tylko czy Europa na pewno chce ratować Ukrainę?

Publikacja: 14.12.2023 15:57

Premier Węgier Viktor Orbán podczas wypowiedzi dla mediów przed rozpoczęciem szczytu Rady Europejski

Premier Węgier Viktor Orbán podczas wypowiedzi dla mediów przed rozpoczęciem szczytu Rady Europejskiej w Brukseli

Foto: PAP/Marcin Obara

Przywódcy 27 krajów Unii Europejskiej zebrali się w Brukseli w chwili, gdy Joe Biden nie jest w stanie przeforsować w amerykańskim Kongresie wartego 60 mld dol. pakietu pomocy dla Ukrainy. W miarę, jak zbliżają się listopadowe wybory prezydenckie za Oceanem, w których faworytem jest Donald Trump, szanse Białego Domu na przeforsowanie tego pakietu coraz bardziej maleją. Tymczasem Ukraina potrzebuje na gwałt pomocy wojskowej i finansowej, inaczej front pod naciskiem Rosjan załamie się, a ukraińskie państwo zbankrutuje.

O co toczy się gra na szczycie w Brukseli

Przedmiotem negocjacji w unijnej centrali jest kwota 50 mld euro rozłożona na cztery lata, czyli jakieś 100 zł na mieszkańca Unii rocznie. Zatem naprawdę mało, biorąc pod uwagę skutki ewentualnego zwycięstwa Putina. Porozumienie w czwartek blokował Viktor Orbán, ale opór także stawiały kraje południa Europy, które chcą przy okazji wymusić środki na ochronę granic zewnętrznych Wspólnoty.

Czytaj więcej

Szczyt UE jednak bez Wołodymyra Zełenskiego. Nie chce prowokować Viktora Orbána

W przeszłości Unia, gdy tego naprawdę chciała, była jednak zdolna do błyskawicznego uruchomienia niepomiernie większych środków. Tak było choćby w 2012 r., gdy powstał wart 700 mld euro Europejski Mechanizm Stabilności, czy w 2021 r., gdy utworzono dysponujący 750 mld euro fundusz przeciwdziałaniu skutkom pandemii. 

Wtedy jednak Europejczycy się przestraszyli, że stracą swoje oszczędności czy zdrowie. Dziś wydaje im się jednak, że sprawa ukraińska nie dotyka ich bezpośrednio. Choć przystąpienie Ukrainy do Unii jest odległą perspektywą, już teraz aż 72. proc. Austriaków czy 71 proc. Francuzów ma poważne wątpliwości, czy zwyczajnie opłaca im się przyjmować Ukraińców do Wspólnoty.

Dlaczego Zjednoczona Europa nie chce jednak przyjąć Ukrainy

Coraz bardziej prawdopodobny jest więc scenariusz, w którym Ukraińcy nigdy nie uzyskają wymarzonego członkostwa. I to nawet, jeśli na poważnie rozpoczną w tej sprawie rokowania. Takie rozmowy Turcja prowadzi od dwóch dekad i jest dziś dalej od przystąpienia do Wspólnoty, niż gdy rokowania zaczynała. 

Warszawa nie jest też gotowa do wejścia w rolę płatnika netto w Zjednoczonej Europie. A taki byłby skutek przyjęcia ogromnego i biednego państwa, które leży na wschód od naszych granic

Jednym z powodów jest wspomniany już stan opinii publicznej w Unii. Innym – warunki, jakie postawiły Niemcy i Francja. Domagają się one wcześniej głębokiej reformy funkcjonowania Wspólnoty, w tym zniesienia weta w Radzie UE w takich sprawach, jak podatki czy kwestie zagraniczne. Tymczasem kilkanaście krajów Unii jest temu przeciwnych, nie chce otwierać traktatów. Jest wśród nich także najważniejszy adwokat ukraińskiej akcesji – Polska.

Czytaj więcej

Kwaśniewski: Ukraina może przegrać wojnę. Putina będziemy mieli na Bugu

Warszawa nie jest też gotowa do wejścia w rolę płatnika netto w Zjednoczonej Europie. A taki byłby skutek przyjęcia ogromnego i biednego państwa, które leży na wschód od naszych granic. Są też kraje, jak Austria czy Węgry, które się domagają, aby przed Ukrainą do Unii wstąpiło sześć krajów zachodnich Bałkanów. Starają się one o to od 20 lat. To prawda, że Bruksela je zaniedbała, ale i one same niewiele zrobiły, aby spełnić unijne warunki. A teraz możemy czekać bez końca, aż to się zmieni.

Mądrzy Europejczycy po szkodzie...

Wreszcie sam Władimir Putin ma narzędzia, aby zablokować poszerzenie Unii o Ukrainę. Może utrzymywać bez końca stan, w którym przebieg ukraińskich granic jest niepewny, trwa wojna. W tym układzie nikt na Zachodzie nie weźmie odpowiedzialności za los Ukraińców. A to w ostatecznym rachunku może oznaczać, że tuż za polskimi granicami znów będzie się rozciągało rosyjskie imperium.

Być może wtedy Europejczycy się przebudzą i uznają, że przyszłość Ukrainy była jednak równie ważna, co los euro czy pandemia. Ale na działania będzie już wtedy za późno. 

Przywódcy 27 krajów Unii Europejskiej zebrali się w Brukseli w chwili, gdy Joe Biden nie jest w stanie przeforsować w amerykańskim Kongresie wartego 60 mld dol. pakietu pomocy dla Ukrainy. W miarę, jak zbliżają się listopadowe wybory prezydenckie za Oceanem, w których faworytem jest Donald Trump, szanse Białego Domu na przeforsowanie tego pakietu coraz bardziej maleją. Tymczasem Ukraina potrzebuje na gwałt pomocy wojskowej i finansowej, inaczej front pod naciskiem Rosjan załamie się, a ukraińskie państwo zbankrutuje.

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska