Kiedy Ryszard Petru, nowy-stary parlamentarzysta, od niedawna idący Trzecią Drogą, tuż po wygranych przez opozycję wyborach, gdy entuzjazm wyborców jeszcze nie zdążył opaść, postanawia skutecznie go zgasić, mówiąc, że część wyborczych obietnic być może trzeba będzie odłożyć w czasie, to jest to cokolwiek nieroztropne.
Podobnie jak to, że Izabela Leszczyna w tym samym czasie na platformie X (dawnym Twitterze) pisze, że PiS ukrywał przed wyborami, że w budżecie jest wielka dziura, podsycając lęki rozpowszechniane z entuzjazmem przez PiS i jego akolitów, że opozycja obiecała gruszki na wierzbie, a teraz powie: „Sorry, nie mamy pieniędzy, skąd dam, jak nie mam?”.
.
Czytaj więcej
- Stan finansów publicznych określi, co jest możliwe w krótkim okresie, a co nie - powiedział Ryszard Petru, który po wyborach będzie posłem Polski 2050. Ekonomista zaznaczył w RMF FM, że nowy rząd stworzy koalicja, w związku z czym realizację części obietnic "trzeba będzie odłożyć w czasie".
Również Katarzyna Lubnauer, dociskana przez redaktor Beatę Lubecką w Radiu Zet, nie powinna była sobie jednak pozwolić, by słowa Donalda Tuska o tym, że dzień po wyborach pojedzie do Brukseli i odblokuje KPO, nazwać „przenośnią”. Trzeba było jednak powtarzać, że dzień po wygranych wyborach oznacza dzień po objęciu fotela premiera, bo dopiero to jest wyborczym zwycięstwem – brzmiałoby to znacznie lepiej niż ta przenośnia. Bo jak obietnice wyborcze są przenośnią, to wyborca może się jednak obawiać, że myślał, iż po wyborach chwycił złoty róg, a to jednak tylko sznur.