Bogusław Chrabota: Byliśmy o krok od wypadnięcia za burtę

Weto byłoby przejawem bezsilności, a nie siły. Wizyta Viktora Orbána paradoksalnie oddaliła jego perspektywę. Weta więc pewnie nie będzie, ale granie argumentem eurosceptycznym weszło do polskiej polityki już na stałe.

Aktualizacja: 10.12.2020 04:13 Publikacja: 09.12.2020 19:05

Bogusław Chrabota: Byliśmy o krok od wypadnięcia za burtę

Foto: AdobeStock

Naprawdę czuję jeśli nie satysfakcję, to ulgę, że w przeddzień szczytu europejskiego doszło – jeśli wierzyć światowym agencjom – do kompromisu, a sprawa zawetowania budżetu UE i Funduszu Odbudowy przez Polskę i Węgry przestała być kwestią politycznego życia i śmierci.

A jeszcze do wczoraj była. Przedstawiano nam ją jako metodę negocjacji, ale tak naprawdę każdy w jakiś sposób był zakładnikiem tego najważniejszego od ponad 15 lat głosu, jaki oddaje polski rząd w zjednoczonej Europie. Dla lidera Prawa i Sprawiedliwości była to kwestia utrzymania jedności partii i dominującej roli w koalicji. Dla Zbigniewa Ziobry – który dotąd umiejętnie zastawiał pułapki na premiera – rozbudowywania radykalnego elektoratu kosztem PiS i w skończonym czasie przejęcia schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Dla Jarosława Gowina – zagwarantowania środków dla Polski i elementarnej zgodności działania w polityce z deklarowanymi poglądami.

Największym jednak i najważniejszym zakładnikiem była Polska, łódź ryzykownie rozhuśtana na niebezpiecznych akwenach przez ambicje liderów, nadużywanie pojęć i egoizmy partyjne. Nie mam i nie miałem wątpliwości, że gdyby weto zostało podtrzymane, byłoby jawną kpiną z politycznego realizmu, dowodem kontestowania przez polski rząd naszej obecności w UE, stopniowego polexitu, co uznałbym za wejście na ścieżkę zdrady narodowej. Bezmyślnym wyprowadzaniem nas z jedynego możliwego w naszym położeniu geopolitycznym układu sojuszniczego i kierowaniem w stronę wschodniego despotyzmu.

Geopolityka jest bezwzględna, dla państw środka Europy liczy się jeden wybór: jest się na Zachodzie albo zostaje się skazanym na coraz mocniejsze wpływy rosyjskie. Polacy w znakomitej większości wybierają Zachód. Przekonujemy się o tym w każdym badaniu sondażowym. Unia to wspólnota, gdzie ścierają się interesy, więc należy twardo negocjować, walczyć o swoje, bronić przed zdominowaniem, ale Unii nie wolno wywracać, osłabiać czy podważać jej sensu. Kompromis w sprawie rozporządzenia o warunkowości – o ile światowe agencje się nie mylą – daje z tej perspektywy nadzieję.

Paradoksem zaś jest, że do wycofania się z weta potrzebna była wizyta w Warszawie Viktora Orbána i polityczna rozgrywka, której był uczestnikiem. Widać lepiej od części polskich polityków rozumie, że bez Unii ani Węgry, ani Polska nie mają przyszłości. Nie wiem, kto wymyślił jego wizytę w Warszawie, ale bez wątpienia była przejawem politycznego geniuszu.

Orbán nie tylko użył odpowiednich argumentów, ale też rozmawiał z całym gronem liderów Zjednoczonej Prawicy, przez co odebrał Zbigniewowi Ziobrze prawo do wykrzyczenia, że decyzja została podjęta bez jego udziału. To dobrze i źle, bo choć z jednej strony Ziobro nie może już przedstawiać się jako jedyny „obrońca zagrożonej suwerenności", to z drugiej zostanie w rządzie i nadal będzie huśtał łódką.

Chciałoby się powiedzieć na koniec, że kryzys europejski mamy za sobą. Polska zagłosuje jak trzeba i otrzymamy tak bardzo potrzebne nam środki. Chciałoby się, ale się nie da. Bo antyunijne sentymenty są w układzie rządzącym wciąż mocne i nieraz jeszcze ktoś zagra kartą antyeuropejską czy antyniemiecką. Dlatego musimy być czujni i powtarzać bez ustanku: miejsce Polski jest nigdzie indziej, tylko w Europie.

Naprawdę czuję jeśli nie satysfakcję, to ulgę, że w przeddzień szczytu europejskiego doszło – jeśli wierzyć światowym agencjom – do kompromisu, a sprawa zawetowania budżetu UE i Funduszu Odbudowy przez Polskę i Węgry przestała być kwestią politycznego życia i śmierci.

A jeszcze do wczoraj była. Przedstawiano nam ją jako metodę negocjacji, ale tak naprawdę każdy w jakiś sposób był zakładnikiem tego najważniejszego od ponad 15 lat głosu, jaki oddaje polski rząd w zjednoczonej Europie. Dla lidera Prawa i Sprawiedliwości była to kwestia utrzymania jedności partii i dominującej roli w koalicji. Dla Zbigniewa Ziobry – który dotąd umiejętnie zastawiał pułapki na premiera – rozbudowywania radykalnego elektoratu kosztem PiS i w skończonym czasie przejęcia schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Dla Jarosława Gowina – zagwarantowania środków dla Polski i elementarnej zgodności działania w polityce z deklarowanymi poglądami.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich