Putin od ponad pół roku toczy wojnę niemalże w centrum Europy. Siłą przesuwa granice państw kontynentu po raz pierwszy od zakończenia drugiej wojny światowej. Próbuje odtworzyć dawne imperium i rządzić nie tylko własnym, ale i sąsiednimi narodami, którym nie daje szans na budowanie własnej tożsamości. Ukraińcy znaleźli się na pierwszej linii frontu i płacą krwią, walcząc o swoją przyszłość.
Często słyszymy, że Rosja Putina jest całkowicie odizolowana od reszty świata. Od demokratycznego tak, ale na pewno nie od całego. W czwartek i piątek do uzbeckiej Samarkandy na szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy przyjechali spotkać się z Władimirem Putinem przywódcy Chin, Iranu, Turcji, Indii i kilku mniejszych graczy regionalnych. Wyobraźmy sobie, że po 1 września 1939 r. przywódcy kilku światowych mocarstw jadą na spotkanie z Hitlerem. I rozmawiają o gospodarce, polityce, a przy okazji realizują swoje ambicje. Jak wyglądałby dzisiaj świat?
Czytaj więcej
Izolowany przez Zachód Putin spotyka się z przywódcami Indii, Chin, Turcji czy Iranu. W Samarkandzie odniósł sukces.
Druga gospodarka świata dąży do tego, by jak najszybciej i za wszelką cenę odbić się po pandemii i stać się pierwszą. Uzależniając od siebie Rosjan, Chińczycy mogą liczyć na wyjątkowo tanie rosyjskie surowce przez następne lata i długoletnie kontrakty, których warunków nie odważy się naruszyć żaden następca Putina. Wycisną też wszystko, co da się wycisnąć z rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. I krok po kroku będą zwiększać swoją gospodarczą ekspansję na rosyjskim dalekim wschodzie, osiedlając tam setki tysięcy swoich robotników z przeludnionych sąsiednich chińskich prowincji. Poza tym Chińczycy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli nie będzie Rosji Putina, świat zachodni nie zapomni o prawach człowieka w Państwie Środka, a także o Hongkongu i Tajwanie. Komunistycznej Partii Chin, której przywódca chce wydłużyć swoje rządy i liczy na trzecią kadencję, z demokracją nie jest po drodze i nigdy nie będzie.
Nie po drodze z wolnym światem jest też Iranowi, a jego lider Ebrahim Raisi, spotykając się z Putinem w Samarkandzie, demonstruje, że nie boi się żadnych amerykańskich sankcji i presji Zachodu. Pokazuje też, że ma grono wpływowych przyjaciół. A przy okazji sprzeda Rosjanom jakąś broń, jakąś też od nich kupi.