Potem, jak przewiduje/zapowiada Janusz Kowalski, prominentny polityk koalicji rządzącej i były wiceminister aktywów państwowych, będzie czas na referendum w sprawie polexitu. „Bo Polska nie może być żebrakiem UE” – powiada poseł Solidarnej Polski, informując przy okazji, jakimi efektownymi hasłami będzie przez kolejne lata przekonywał rodaków do wyjścia z Unii.
Straszy tylko, czy ujawnia jakiś plan? Tego do końca nie wiemy. Bo z jednej strony Kowalski ma papiery na prawicowego enfant terrible, który jak krwawy Freddy Krueger z „Koszmaru z ulicy Wiązów” ma straszyć mniej inteligentną część elektoratu. Ale z drugiej - jest posłem, jednym z liderów partii koalicyjnej. Ma dostęp do przywódców Zjednoczonej Prawicy.
Straszy więc, czy po cichu (i wbrew oficjalnym zapewnieniom) informuje? Jeśli straszy, to powinien zostać w swojej partii przynajmniej zawieszony, bo rządzącym straszenie kogokolwiek jest dziś w ogóle niepotrzebne. Jeśli zaś informuje, to zamieszczona na początku tego tekstu sugestia nabiera sensu.
Czytaj więcej
Spójrzcie, co się dzieje w sklepach. Spójrzcie, co się dzieje z paliwem, spójrzcie, co się dzieje z brakiem lekarzy i pielęgniarek - tak o Wielkiej Brytanii po brexicie mówił Thierry Breton, unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego.
Nie mam wątpliwości, że rządzący w ciągu sześciu lat poradzą sobie z takim zohydzeniem UE, że naród w referendum wypowie się za polexitem. A co to znaczy? Degradację polskiej gospodarki, ucieczkę inwestorów, upadek waluty i co najgorsze, wydanie nas na łaskę i niełaskę antydemokratycznych populistów w rodzaju Kowalskiego i jemu podobnych. Trudno mieć wątpliwości, że niekrępowani regułami Unii, mieliby pełną swobodę do wprowadzenia nad Wisłą standardów rodem z Rosji Putina. A kto z nas chciałby żyć w takim kraju? Inaczej, komu z nas pozwolono by w nim spokojnie egzystować? Z pewnością nie tym, którym taki „nowy polski ład” by się nie spodobał.