Powódź w Polsce. Jakie błędy popełniono i czy Nysa musiała zostać zalana

Poszkodowani i część samorządowców mają żal do rządzących i oczekują wyciągnięcia wniosków z popełnionych błędów. Powodzianie obawiają się, że gdy woda zejdzie, również temat ich krzywdy przestanie być zauważalny i za kilka lat dojdzie do kolejnej tragedii.

Aktualizacja: 24.09.2024 06:16 Publikacja: 24.09.2024 04:30

Klepsydry na drzewie w Stroniu Śląskim

Klepsydry na drzewie w Stroniu Śląskim

Foto: Fotorzepa/Jacek Nizinkiewicz

– Proszę do nas przyjechać za kilka tygodni. Proszę o nas pamiętać – mówi pan Marek z miejscowości Stronie Śląskie, który pilnuje rzeczy pierwszej potrzeby dla powodzian. Przez ponad godzinę opowiadał o tym, co się stało w jego mieście. Oprowadzał po jego resztkach. Aż w końcu przestałem widzieć jego twarz. W części miejscowości nie ma prądu. Jest tak ciemno, że widać było tylko kontur sylwetek. Po dary dla powodzian podeszły w tym czasie trzy osoby. Każdy po to samo: środki czystości. – Proszek jest niezbędny. Dużo czyszczenia i prania w rękach – mówi jeden z mężczyzn, który przyjechał na rowerze. Nie było widać jego twarzy. Obok żołnierze próbują podczepić przyczepkę pod ciężarówkę, która ugrzęzła w trawie. Próbujemy im pomóc ją przepchać. Bezskutecznie. Dalej jest nieprzejezdny most. Asfalt zwinął się w rulonik. Reszty nie widać. Noc przychodzi teraz szybciej. Pozostał tylko zapach i szum, złowieszczy szum wody. Wcześniej ten szum koił. Teraz rzeka brzmi groźnie. Zapach stęchlizny, wilgoci wbija się w nozdrza i dusi. A przecież w tej miejscowości obok Lądka-Zdroju tak pięknie pachniało, a powietrze jest tu tak zdrowe.

Powódź w Polsce: Stronie Sląskie w cieniu Lądka-Zdroju

Mieszkańcy Stronia Śląskiego mają żal do premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudy, że byli w Lądku-Zdroju i Kłodzku, ale ich nie przyjechali wesprzeć. – Widział pan, jak woda zmyła u nas domy? Po miejscu, gdzie stał komisariat, jest tylko lej, jak po bombie. Kilkadziesiąt garaży woda sprzątnęła. Asfaltu nie ma, zamiast tego drogi polne zasypane kamieniami – słyszę od mężczyzny, któremu głos się łamie i który ma łzy w oczach.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Prezydent Andrzej Duda w Głuchołazach apeluje o osuszacze

W jednym z domów, który porwała woda, mężczyzna zdążył wypchnąć żonę na zewnątrz. Sam się nie uratował. W miejscu, gdzie stały budynki, na drzewie przyczepione są klepsydry. Ciemność, smród i płaczący ludzie, którzy nie chcą rozmawiać do kamer. Chcą, żeby coś się w końcu zmieniło. Na zawsze, nie na chwilę. – Wiedzieliśmy, że nas zaleje. Musiało zalać budynki, jak się buduje w niecce. Niemcy tu się nie budowali. A nasi budują, odkąd huta tu powstała. Za kilka lat będzie tak samo, jak nic się nie zmieni – mówią lokalni, którzy są przekonani, że po odbudowie katastrofa ich nawiedzi z podobnym skutkiem. Niektórzy mają swoje teorie na temat przyczyn powodzi. Jedna z osób uważa, że „solidna niemiecka tama nie miała prawa pęknąć!”, a winni są ci, którzy uszkodzili wały podczas niepotrzebnego zakładania oświetlenia na tamę, „żeby było ładniej, bo tak sobie radni wymyślili”. Trwa szukanie przyczyn zalewu terenu, ale ludzie gadają. Nie mają pretensji do burmistrza, że nie potrafił kierować akcją powodziową. Mają pretensje do władz, które nie sprowadzają im osuszaczy. Bez nich nie posprzątają swoich domów, a czas nagli, bo za kilka dni będą pierwsze przygruntowe przymrozki. Mają obawy, że władza o nich szybko zapomni, tak jak zapomniała o nich, będąc tylko w większych miejscowościach. A warto do nich przyjechać, bo często medialny przekaz rozmija się z rzeczywistością.

Czytaj więcej

Donald Tusk odsuwa dwóch burmistrzów od zarządzania. Skąd taka decyzja?

Powodzian może dotknąć inny dramat. Kuracjusze oczekiwani

Nie jest tak, jak może wydawać się z relacji telewizyjnych, że Lądek-Zdrój jest cały zalany, a drogi nieprzejezdne. Część miasta, ta położona niżej, wygląda tragicznie, ale górne rejony są nienaruszone. Kurort wciąż robi wrażenie w górnych partiach, gdzie turyści są oczekiwani. – Bez nich, czeka nas kolejny dramat – mówią mieszkańcy Lądka. Dolne części miejscowości wyglądają jak wszędzie, gdzie wdarła się woda. Hałdy zniszczonych mebli i rzeczy osobistych pokryte szlamem.

Ludzie czują się upokorzeni, że ich cały dobytek okazał się stertą śmieci, leżących na widoku. Zerwany asfalt, nierówne drogi, a właściwie ich fragmenty. Elegancki sklep odzieżowy zamienił się w opustoszałe lokum, przed którym leży sterta ubrań, niczym zużytych szmat. Kobiety, które sprzątały swój dobytek, nawet do siebie nic nie mówią. Ludzie mało tu mówią. Robią. Kto ma ręce i może się schylić, ten pracuje. Na przyjezdnych patrzą nieufnie. – W Stroniu szabrownicy obrabowali Pepco i Rossmanna, ale to nie byli nasi. Przyjechali na szabry. Jak tak można? – mówi miejscowy.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Powodzianie nie wierzą w pomoc państwa i nie dostają tego, czego potrzebują

Ludzie chcą porozmawiać, wyżalić się, wyrzucić z siebie złość. Mam legitymację prasową na piersi, więc podchodzą się poskarżyć. – Niech pan powie minister (Barbarze) Nowackiej, żeby sztuki przetrwania uczyli w szkołach obowiązkowo. Młodzi muszą umieć odzyskiwać wodę z deszczówki czy wiedzieć, jak sobie radzić w czasach kryzysu – mówi płacząca kobieta, która w oczach ma rozpacz i złość. Chce jechać ze Stronia do Kłodzka, ale drogi są w tak złym stanie, panuje taki chaos i ciemność, że nie wie, w którą stronę.

Kiedy odjeżdżam, słyszę od ludzi: – I niech pan im powie w Warszawie, żeby przyjechali do nas za jakiś czas, niech porozmawiają z nami, spojrzą nam w oczy i zobaczą, jak sobie radzimy, gdy powódź przestanie być już tematem.

Gdy wracam rano do Warszawy, słyszę od jednej z osób: – Po co ty tam tyle byłeś i się najeździłeś, przecież powódź już się nie klika.

– Proszę do nas przyjechać za kilka tygodni. Proszę o nas pamiętać – mówi pan Marek z miejscowości Stronie Śląskie, który pilnuje rzeczy pierwszej potrzeby dla powodzian. Przez ponad godzinę opowiadał o tym, co się stało w jego mieście. Oprowadzał po jego resztkach. Aż w końcu przestałem widzieć jego twarz. W części miejscowości nie ma prądu. Jest tak ciemno, że widać było tylko kontur sylwetek. Po dary dla powodzian podeszły w tym czasie trzy osoby. Każdy po to samo: środki czystości. – Proszek jest niezbędny. Dużo czyszczenia i prania w rękach – mówi jeden z mężczyzn, który przyjechał na rowerze. Nie było widać jego twarzy. Obok żołnierze próbują podczepić przyczepkę pod ciężarówkę, która ugrzęzła w trawie. Próbujemy im pomóc ją przepchać. Bezskutecznie. Dalej jest nieprzejezdny most. Asfalt zwinął się w rulonik. Reszty nie widać. Noc przychodzi teraz szybciej. Pozostał tylko zapach i szum, złowieszczy szum wody. Wcześniej ten szum koił. Teraz rzeka brzmi groźnie. Zapach stęchlizny, wilgoci wbija się w nozdrza i dusi. A przecież w tej miejscowości obok Lądka-Zdroju tak pięknie pachniało, a powietrze jest tu tak zdrowe.

Pozostało 81% artykułu
Klęski żywiołowe
Czy zgniją zabytki uszkodzone przez powódź. PiS domaga się działań rządu
Klęski żywiołowe
Bez pieniędzy, bez mieszkania. Powodzianie opowiadają o kłopotach z rządowym wsparciem
Klęski żywiołowe
Płonie dawna fabryka mebli w Sulechowie. Kłęby dymu nad miastem
Klęski żywiołowe
Jakie zabytki zniszczyła powódź na południu Polski?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Klęski żywiołowe
Klienci i pracownicy galerii handlowej w Krakowie ewakuowani. Wybuchł pożar