Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Kapitalizm z ludzką twarzą? Wolę solidarność społeczną

Czy będzie kredyt 0 proc. i dlaczego musi powstać rejestr mieszkań na wynajem. Dlaczego Polska postawi weto pomysłowi szefowej KE i co powinno znaleźć się w raporcie Draghiego. Wreszcie, czy ma ambicje zostać wicepremierem ds. gospodarki w rządzie Donalda Tuska. O tym w rozmowie „Rzeczpospolitej” z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej.

Aktualizacja: 25.10.2024 07:05 Publikacja: 25.10.2024 04:37

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej

Foto: MFiPR

Rzeczpospolita: W trakcie EFNI, w wystąpieniu otwierającym, premier Donald Tusk powiedział, że jest pani „bojowym” ministrem. To komplement czy przygana?

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej: Jeśli dobrze sobie przypominam, padły słowa, że jestem bojowym ministrem, dobrym partnerem do rozmowy. Ważny jest jednak kontekst, w jakim te słowa zostały wypowiedziane. Pojawiły się w nawiązaniu do zapewnień premiera, z którymi całkowicie się zgadzam, że koalicja jest święta, trwała i będzie stabilnie oraz skutecznie funkcjonować przez cztery lata tej kadencji. Fakt, że się różnimy, uważam za wartość, o ile potrafimy prowadzić konstruktywny dialog. Zrozumiałam słowa premiera w ten sposób, że dostrzega on, iż koalicjanci się różnią, ale jednocześnie pozostają partnerami w rozmowie. Absolutnie się z tym zgadzam.

To pani zdaniem zasób?

Polacy mają różne poglądy, i to właśnie te różnice zadecydowały o tym, że wybrali rząd koalicyjny. Gdyby chcieli rządu jednej partii, to taki rząd by mieli. Oczekują jednak, że ich różne punkty widzenia będą odzwierciedlone w decyzjach rządu. Koalicja skłania nas do uwzględniania tej różnorodności i szukania kompromisów.

Czy takie podejście nie prowadzi jednak do paraliżu? Wystarczy wspomnieć o składce zdrowotnej, polityce mieszkaniowej, kredycie 0 proc.

To zawsze jest dylemat, jeśli mogę sobie pozwolić na szerszą refleksję: czy chcemy pluralizmu i demokracji, które z natury są czasochłonne w podejmowaniu decyzji, czy też szybkiego podejmowania decyzji, które przypomina rządy autorytarne. W Polsce wybraliśmy demokrację, a Polacy są różnorodni, co znajduje odzwierciedlenie w kształcie rządu. Oczywiście, wypracowywanie konsensusu zajmuje czas, ale końcowy efekt jest o wiele lepszy.

Jeśli chodzi o politykę mieszkaniową, właśnie w tych dyskusjach staramy się wypracować najlepsze możliwe rozwiązania. Jest zgoda co do potrzeby rozwoju społecznego budownictwa mieszkaniowego, co zaowocowało już pierwszą korektą budżetu na 2025 rok – środki na mieszkalnictwo zostały zwiększone o kilkaset milionów złotych.

To jest efekt koalicyjnego konsensusu. Natomiast w kwestii dopłat do kredytów nie ma zgody. Uważam, że to niewłaściwe rozwiązanie, które w przeszłości doprowadziło do wzrostu cen mieszkań. Korzyści z tego mechanizmu nie trafiły tam, gdzie powinny. Skorzystali na tym głównie deweloperzy, którzy w Polsce mają marże sięgające nawet 30 proc.

Czytaj więcej

Ministra funduszy chce ograniczenia najmu krótkoterminowego mieszkań

Polityka mieszkaniowa nie leży w gestii pani resortu, tymczasem odnosimy wrażenie, że stała się pani hobby.

Jeśli chodzi o ministerstwo, którym kieruję, to wszyscy koncentrują się na pierwszej części nazwy, zapominając o drugiej. To Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Nie bez powodu to właśnie w tym ministerstwie powstaje najważniejszy dokument strategiczny dla Polski na najbliższą dekadę – średniookresowa strategia rozwoju, która powinna zostać przyjęta przez Radę Ministrów w przyszłym roku i obowiązywać do 2035 roku. Historycznie można wyjaśnić, dlaczego wszyscy zwracają uwagę głównie na fundusze, a pomijają politykę regionalną. Moim zdaniem dziś powinno być odwrotnie – to polityka regionalna powinna wysuwać się na pierwszy plan. Przecież Warszawa to region, Kutno to region, Sopot to także region, czyli każde miejsce w Polsce jest częścią jakiegoś regionu. Przez dekady fundusze europejskie definiowały naszą politykę regionalną. Było to korzystne dla obu stron, ponieważ odpowiadało to naszemu etapowi rozwoju. Teraz jednak weszliśmy w fazę, w której musimy sami w Polsce zdefiniować naszą politykę rozwojową. Dopiero na tej podstawie powinniśmy kształtować wydatkowanie i inwestowanie zarówno funduszy europejskich, jak i innych środków, aby realizować te założenia. Mieszkalnictwo jest kluczowym elementem polityki regionalnej i jednym z priorytetów już zdefiniowanych w średniookresowej strategii, związanym z demografią.

To jak minister polityki regionalnej i funduszy chciałaby, aby wyglądała polityka mieszkaniowa w Polsce? Co powinno się wydarzyć i jakie powinny być jej główne założenia? Zacznijmy od kredytu 0 proc. Powinien być czy nie? Głosów, aby skończyć dyskusję i odpuścić ten pomysł, jest co niemiara.

Zgadzam się z tym ostatnim stwierdzeniem. Chcę podkreślić, że to, co obowiązuje koalicję, to przede wszystkim umowa koalicyjna. To istotne, ponieważ zarówno dziennikarze, jak i wyborcy często kierują swoje oczekiwania, patrząc na programy poszczególnych partii. PO ma 100 konkretów, Trzecia Droga ma 12 gwarancji, Lewica ma swój program. Zawarliśmy koalicję, więc żaden z naszych programów nie będzie wykonany w 100 proc. Bo jeśli ktoś wykona go w 100 proc., to ktoś w 0 proc. Tak nie może być. Jest umowa koalicyjna i za jej realizację odpowiadamy wspólnie. Zapisano w niej dostępność mieszkań, budownictwo społeczne. Nie ma zapisanego w niej kredytu 0 proc.

Będzie kredyt 0 proc. czy nie?

W umowie koalicyjnej nie ma zapisanego kredytu 0 proc. Sama siedziałam przy stole negocjacyjnym tej umowy i mówiłam, że nie ma zgody Polski 2050 na to rozwiązanie. W związku z tym to nie jest jakiś nasz nagły wyskok, tylko pewne spójne widzenie polityki mieszkaniowej. Mamy dane, analizy, które bardzo jasno pokazały, że poprzedni program spowodował podwyższenie cen mieszkań, bo wzrósł na nie popyt.

Czytaj więcej

Ministra Pełczyńska-Nałęcz: Nikt nie chce podnosić i nie podniesie wieku emerytalnego

To będzie stawiane na ostrzu noża przez Polskę 2050? Bo nawet, a może zwłaszcza Ministerstwo Rozwoju i Technologii, będące w gestii PSL, jest zupełnie innego zdania.

Chciałabym odsunąć na bok myślenie o polityce jako o rywalizacji, bo to naprawdę nie o to chodzi. Nie rozmawiajmy o politykach, ich zwycięstwach czy porażkach, ale skupmy się na politykach publicznych i na tym, jaki mają sens. To jest moje marzenie o polskiej polityce – aby dyskusje dotyczyły spraw, a nie polityków. W tej sprawie uważam, że jest to złe dla Polski. Musimy szukać innych sposobów na zwiększenie dostępności mieszkań, a nie na zwiększanie zysków wyłącznie dla wybranych, i to jeszcze z pieniędzy publicznych.

Pomysł o rejestrze mieszkań na krótkoterminowy wynajem to była osobista konstatacja rzeczywistości czy mała część większego planu?

To podniesienie w debacie publicznej kwestii, która się dzieje. Stosowne regulacje unijne zostały przyjęte i muszą być ustalone do 2026 roku. Efektem tego będzie rejestr mieszkań i lokali używanych do najmu krótkoterminowego. Celem jest wyciągnięcie ich z szarej strefy. Trwają rozmowy z samorządowcami, jakie mają oczekiwania w tej sprawie. I to się idealnie wpasowuje w terytorialny, równy, przestrzenny rozwój Polski, w którym dajemy instrumenty do zróżnicowanej reakcji rozwojowej w zależności od potrzeb.

Tylko jak nie wylać dziecka z kąpielą? Bo wiele osób odebrało pani słowa jako zapowiedź zakazu krótkoterminowego wynajmu.

To jest wykluczone, żeby zamknąć najem krótkoterminowy. Uspokajam, nikt w takim kierunku nie chce iść. Takie czarno-białe, radykalne decyzje są złe. Ludzie jeżdżą na wakacje, korzystają z różnych form wynajmu. To jest bardzo korzystny, często obustronnie, biznes, ale ma też swoją drugą stronę. W pewnych miejscach powoduje wzrost cen najmu mieszkań, który uderza na przykład w studentów, którzy chcieliby studiować w Warszawie czy w Krakowie – młodych ludzi pochodzących z mniejszych ośrodków. Mówimy o równych szansach dla nich. Na każde z 100 nowych mieszkań w Warszawie przypada 20 nowych ofert Airbnb. Reakcja lokalna na to jest najlepszym rozwiązaniem.

Czyli nie zakaz, a reglamentacja uzależniona od miasta lub dzielnicy, gdzie ktoś posiada mieszkanie i od okresu, w jakim chce je wynajmować?

To są właśnie te rozwiązania, które w wielu krajach Europy zostały już przyjęte. W Polsce sprawdziło się już przekazanie samorządowi decyzyjności w ważnych sferach rozwojowych.

Czytaj więcej

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Trwa weryfikacja Krajowego Planu Odbudowy dla Polski

Samorząd miałby decydować o tym, ile mieszkań w danym regionie może być przeznaczonych na wynajem?

Samorząd, wspólnoty mieszkaniowe oraz spółdzielnie, czyli rzeczywiste społeczności lokalne, odgrywają kluczową rolę i nie można ich ignorować. Powinny mieć możliwość decydowania zarówno o zakresie, jak i o ewentualnym licencjonowaniu, a także o trybie wynajmu – inaczej w sezonie, a inaczej poza sezonem. Jeśli te kwestie zostaną dobrze uregulowane, to możemy mieć atrakcyjne mieszkania dla Polaków, którzy wyjeżdżają na wakacje, a jednocześnie przekierować część dostępnych mieszkań na długoterminowy wynajem dla studentów. Są miasta akademickie, a są też takie, które przez cały rok przyciągają turystów, co wymaga zupełnie innego podejścia. Z pewnością lokalna decyzyjność w sprawach rozwojowych przyniosłaby wiele korzyści. Samorządy oraz lokalne społeczności, wspólnoty mieszkaniowe i spółdzielnie z pewnością pozytywnie zareagowałyby na takie zmiany, ponieważ to dotyczy ich bezpośrednich interesów i potrzeb.

To miałby też być sposób na zapobieżenie depopulacji miast, które są poza dużymi metropoliami? Bo mieszkania będą tańsze i łatwiej dostępne?

Jednym z priorytetów średniookresowej strategii jest demografia. Drugim zaś zrównoważony rozwój przestrzenny Polski oraz podejście do polityki rozwojowej w kontekście przestrzennym.

Co to oznacza?

To oznacza, że identyfikujemy różne funkcje poszczególnych miast i dostosowujemy politykę, w tym wsparcie państwowe, do tych specyficznych funkcji. Wyznaczymy obszary, które będą wymagały szczególnej interwencji, a nasze działania skoncentrujemy na tych lokalizacjach. Mówimy tu o funduszach europejskich i inwestycjach, które będą miały na celu zachowanie funkcjonalności średnich i małych miast Nie możemy się jednak łudzić. Depopulacja jest faktem, Polaków niestety będzie mniej. W związku z tym niektóre miejscowości będą mniej ludne. Chodzi o to, żeby nie nastąpiła taka sytuacja, w której oprócz depopulacji następuje wysysanie wszystkich zasobów rozwojowych z mniejszych miejscowości i kumulowanie ich dosłownie w kilku, czterech, pięciu metropoliach. Chcemy Polski wieloośrodkowej, w której jest co najmniej kilkadziesiąt ośrodków z biegunami wzrostu. Ideałem jest utrzymanie tej proporcji, którą mamy dzisiaj w Polsce. 55 proc. PKB wypracowywanych poza dużymi ośrodkami wojewódzkimi, czyli poza miastami wojewódzkimi. Tak jest dzisiaj, stawiałabym sobie cel, żeby za dziesięć lat było tak samo.

Wróćmy do funduszy europejskich. Szefowa KE Ursula von der Leyen – o czym „Rzeczpospolita” pisała w Polsce jako pierwsza – planuje rewolucję w zakresie polityki spójności. Wypłaty pieniędzy miałyby zależeć nie od poziomu rozwoju danego regionu, a od np. przestrzegania praworządności przez dany kraj, od wprowadzanych reform i generalnie od „zachowania się” kraju jako członka UE.

Ministerstwo jest odpowiedzialne za kształtowanie stanowiska Polski w odniesieniu do przyszłej perspektywy finansowej dotyczącej funduszy europejskich. Pracujemy nad tym stanowiskiem, które wstępnie zostało przyjęte przez Komitet Europejski Rady Ministrów. Czego chce Polska? Po pierwsze, zdecydowanie musi być utrzymany aspekt spójnościowy.

Po drugie, samorządy muszą odgrywać bardzo dużą rolę, co oznacza oddolne podejmowanie decyzji o priorytetach rozwojowych.

Po trzecie, dostrzegamy konieczność zmiany w charakterze funduszy w takim sensie, że Europa działa jako gracz geopolityczny i musi mieć swoje ambitne cele rozwojowe jako całość. Te cele rozwojowe, a także centralnie zaplanowane priorytety i reformy muszą być realizowane, jednak nie w sposób, który ograniczałby ten element oddolny. Jest jeszcze jeden aspekt. Rozumiemy, że Europa ma swoje priorytety w rywalizacji z USA i Chinami – we wspieraniu wielkich przedsiębiorstw. Ale trzonem naszej gospodarki są małe i średnie firmy. I naszym interesem jest, by były wspierane ze środków UE, tak aby zmienić je w wielkie firmy. O to będziemy walczyć.

Czytaj więcej

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Termin oddania CPK w 2028 nierealistyczny

Czyli na ten moment weto wobec pomysłu przewodniczącej KE?

Tak. Ale to nie ja osobiście, ale Polska stawia weto. Oczywiście to jest nieformalna propozycja, więc wobec nieformalnej propozycji nie można jeszcze formalnie stawiać weta.

Można natomiast stawiać warunki dotyczące rozwoju i polityki konkurencyjności, gdy członkowie UE rozmawiają o migracji?

Moim zdaniem te dwa procesy politycznie pozostają w związku. W kontekście UE: w ścisłym wręcz. Co do migracji. Jasne, to kwestia bezpieczeństwa. Podkreślam – też kwestia człowieczeństwa. Ale też: rozwój. To trzeci filar całej sprawy. Polski rozwój to jest silna gospodarka, a silna gospodarka to jest bezpieczeństwo. Bez pieniędzy nie będzie armii, nie będzie instytucji. Polityka migracyjna nie może zabić naszego rozwoju.

Tymczasem polscy przedsiębiorcy mają pretensje do rządu za nową politykę migracyjną, bo blokuje rynek pracy i napływ nowych, potrzebnych naszej gospodarce rąk do pracy.

Strategia migracyjna to dokument, który wskazuje kierunki działań. Zmaterializuje się jednak w sensie realnych działań dopiero po przyjęciu odpowiednich regulacji prawnych. Można ją traktować jako wyjaśnienie stanu sprawy, ponieważ to proces legislacyjny zakotwiczy konkretne rozwiązania. To są wytyczne, które moim zdaniem w 80 proc. są słuszne, a w 20 proc. budzą moje wątpliwości, jednak ogólne kierunki są istotne. Ważne jest, aby strategia migracyjna nie hamowała rozwoju. Musimy tak ustalić zasady, aby skutecznie zabezpieczyć granice oraz umiejętnie dobierać osoby przyjeżdżające do Polski, tak aby odpowiadały potrzebom rozwojowym Polski. To jest zresztą zapisane w strategii. Tam to jest, tylko mało kto się tego doczytuje.

À propos strategii i doczytania. Na europejskim stole leży raport Mario Draghiego dotyczący przyszłości gospodarki całej Unii Europejskiej. Były szef EBC opisuje wyzwania, jakie przed nią stoją, i proponuje rozwiązania. Tylko że choć dotyczy to nas, nikogo z Polski nie zaprosił do współpracy przy tworzeniu tego raportu.

To, że nie było tam ani wkładu polskiego, ani żadnej instytucji z regionu, to nieporozumienie i niedopatrzenie. Powiedziałabym wręcz: uwstecznienie. Ktoś nie dostrzegł, że Polska ma ogromny potencjał gospodarczy oraz znaczenie na wszystkich poziomach. Uwzględnianie naszej perspektywy to sytuacja win-win, ponieważ my już nie jesteśmy wyłącznie tymi, którzy się dostosowują. Ale też zmieniają świat na równych i partnerskich zasadach.

Gdyby pani miała dopisać rozdział w raporcie Draghiego, to jaki byłby jego tytuł i o czym byłaby w nim mowa?

Chciałabym, abyśmy poprzez rozwój mogli zadbać o przyszłość. Po pierwsze, duże inwestycje infrastrukturalne prowadzone ponad podziałami – niezależnie od wyborczego kalendarza. To jest coś, czego państwo polskie ciągle musi się uczyć. Drugi obszar to jest wykorzystanie naszej energii przedsiębiorczości. Nie wolno dać się nam zabić takim trochę europejskim wygodnictwem. Bo Europa trochę taka jest. A my jesteśmy przebojowi. Musimy uważać, żeby nadregulacje europejskie nie zabiły naszej przedsiębiorczości. I trzecia rzecz, już nasza, ale też dotyczy całej Europy. Spójność rozwoju. Porzucanie tego byłoby gigantycznym błędem.

Czytaj więcej

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: ministra funduszy i polityki regionalnej

W Polsce musimy także bardzo poważnie traktować kwestie solidarności społecznej, nie w kontekście lewicowym kontra prawicowym, lecz jako wspólnotę społeczną – bardzo tradycyjną wartość, która jest fundamentem demokracji. Jeżeli obszary biedy w Polsce oraz nieproporcjonalne bogactwo będą się zwiększać, to staniemy w obliczu poważnych problemów. Wracam tutaj do kwestii deweloperów i mieszkań, ponieważ to mieszkania są kluczowe. Nie mogą one być źródłem spekulacji i zysku dla bogatych ludzi, gdy cała reszta społeczeństwa potrzebuje miejsca do rozwoju. Pewne zasoby muszą być w Polsce zarządzane w sposób adekwatny i gospodarny.

Kapitalizm z ludzką twarzą?

Pasują mi słowa o solidarności społecznej i gospodarnego zarządzaniu zasobami. To da większe poczucie bezpieczeństwa i równy rozwój Polski. Tak nazwałabym nasz wkład w raport Draghiego.

Będą zmiany w polskim Krajowym Planie Odbudowy, czy po pierwszej rewizji już wszystko jest jasne i wiemy, na co dokładnie zostaną wydane fundusze UE?

To naprawdę była największa rewizja, jaką jakiekolwiek państwo członkowskie zrobiło w tym czasie. Rewizja musi mieć swoje bardzo ściśle wyznaczone ramy czasowe, bo nie można składać wniosków o płatność, gdy trwa rewizja. Więc ją zamknęliśmy, złożyliśmy wnioski, wiemy na pewno, że będzie kolejna, którą nazywamy małą.

Kiedy?

W przyszłym roku. To zależy od tego, gdy będziemy już wiedzieli, które inwestycje nie będą realizowane zgodnie z przyjętym planem. Będziemy reagować na sytuacje, gdzie trzeba będzie przekierować pieniądze. To będzie optymalizacja wydatkowania.

A co z projektem polskiego samochodu elektrycznego Izera?

Środki na tę inwestycję były w części dotacyjnej, co było absurdem, bo to oznaczało, że fabryka miałaby być gotowa do połowy 2026 roku. To jest niemożliwe. Więc przełożyliśmy je do części pożyczkowej, co oznacza, że to jest fundusz elektromobilności, środki muszą być zakontraktowane do 2026 roku. To już daje dużo więcej czasu. Izera jest opcją, ale nie jest koniecznością. I teraz to już jest dalej w rękach Ministerstwa Aktywów Państwowych, które wiem, że asertywnie negocjuje z partnerem chińskim tak, żeby to się po prostu Polsce opłaciło. Rozumiem, że jak wynegocjują tak, że to się Polsce opłaci, to jest możliwość przeznaczenia na Izerę środków z funduszu elektromobilności. Myśmy tak to ustawili, że zabezpieczyliśmy z Komisją taką możliwość, a jeżeli uznają, że to się Polsce nie opłaca, to zostanie to przekierowane na inne inwestycje.

Na ile miliardów w tym roku wystawimy łącznie faktury na fundusze w ramach KPO?

To nie do końca da się na system fakturowy przełożyć. Mogę powiedzieć, ile już wypłaciliśmy z PFR-u, a jest to 6,5 miliarda złotych. I jeżeli tak jak planujemy dostaniemy 40 miliardów złotych przed końcem roku, to łącznie będzie to 67 miliardów złotych w tym roku. Podpisaliśmy do tego momentu 600 tysięcy umów z beneficjentami i są to zarówno pojedynczy beneficjenci, Polacy, którzy ocieplają swój dom, jak i duże inwestycje, jak umowa na terminal instalacyjny w Gdańsku.

Zdążymy wydać wszystko?

Chcemy zainwestować jak najwięcej z korzyścią dla obywateli i gospodarki. KPO to pożyczka, więc wydawanie jej na siłę nie ma sensu. Ale mądre zainwestowanie, które przyniesie konkretny zwrot, np. w postaci niższych rachunków za energię, bezpieczniejszej komunikacji, bardziej efektywnej służby zdrowia, leży w interesie państwa. Musimy jednak pamiętać o dwuletnim opóźnieniu – bardzo trudno je nadrobić na poziomie administracji i beneficjentów.

Premier mówi o bojowej minister, nam natomiast trudno jest nie mieć wrażenia po tej rozmowie, że nosi pani w plecaku „buławę” wicepremiera do spraw gospodarki. I że chciałaby pani jej dość szybko użyć.

W trakcie EFNI premier jasno powiedział, że powołanie wicepremiera ds. gospodarki nie będzie możliwe w tym układzie koalicyjnym. Ja ten układ bardzo szanuję, bo wiem, że to jest w trudzie wypracowana układanka. Jak się jeden klocuszek przesunie, to wszystko zaczyna się chwiać. Szanuję to, co mówił w tej sprawie premier.

Rzeczpospolita: W trakcie EFNI, w wystąpieniu otwierającym, premier Donald Tusk powiedział, że jest pani „bojowym” ministrem. To komplement czy przygana?

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej: Jeśli dobrze sobie przypominam, padły słowa, że jestem bojowym ministrem, dobrym partnerem do rozmowy. Ważny jest jednak kontekst, w jakim te słowa zostały wypowiedziane. Pojawiły się w nawiązaniu do zapewnień premiera, z którymi całkowicie się zgadzam, że koalicja jest święta, trwała i będzie stabilnie oraz skutecznie funkcjonować przez cztery lata tej kadencji. Fakt, że się różnimy, uważam za wartość, o ile potrafimy prowadzić konstruktywny dialog. Zrozumiałam słowa premiera w ten sposób, że dostrzega on, iż koalicjanci się różnią, ale jednocześnie pozostają partnerami w rozmowie. Absolutnie się z tym zgadzam.

Pozostało 96% artykułu
Gospodarka
Rosjanie rezygnują z obchodów Nowego Roku. Pieniądze pójdą na front
Gospodarka
Indeks wiarygodności ekonomicznej Polski. Jest źle, ale inni mają gorzej
Gospodarka
Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca KE: UE nie potrzebuje nowej polityki konkurencji
Gospodarka
Gospodarka Rosji jedzie na oparach. To oficjalne stanowisko Banku Rosji
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Gospodarka
Tusk podjął decyzję. Prezes GUS odwołany ze stanowiska