Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Trwa weryfikacja Krajowego Planu Odbudowy dla Polski

Polscy beneficjenci powinni coraz efektywniej sięgać po fundusze unijne zarządzane centralnie, np. z programu Horyzont. Na razie z niego korzystamy śladowo – podkreśla Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej.

Publikacja: 08.04.2024 04:30

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej

Foto: MFiPR

Jakim wynikiem zakończyliśmy perspektywę 2014-2020, którą w myśl reguły n+3 trzeba było rozliczyć do końca 2023 r.?

Wykorzystaliśmy prawie 99 proc. pieniędzy przyznanych naszemu krajowi. Polska po raz kolejny jest liderem we wdrażaniu funduszy europejskich.

Nie było żadnych problemów z finiszem?

Nie było. Zainwestowaliśmy prawie wszystkie pieniądze, które otrzymaliśmy z budżetu UE na lata 2014-2020. Wykorzystaliśmy sprawdzony mechanizm nadkontraktacji. W sytuacji, gdy jakieś środki z różnych powodów nie są certyfikowane, czyli mówiąc wprost nie są uznawane przez Komisję Europejską, to w ich miejsce wchodzą inne, czekające w kolejce projekty. Prowadzi to do pełnego wykorzystania alokacji. To oczywiście sam finisz. Sukcesem Polski jest to, że środki europejskie zawsze udaje nam się dobrze spożytkować, niezależnie od tego czy jest lepsza czy gorsza władza, tak jak ostatnio. To też kwestia współodpowiedzialności władzy centralnej i samorządów.

A jak ocenia pani stan wdrażania bieżących programów na lata 2021-2027?

Mamy opóźnienie, bo te środki były zablokowane. Natychmiast po ich odblokowaniu, co nastąpiło w lutym br., skorzystaliśmy z pierwszego okienka, które zamykało się z końcem tegoż miesiąca, aby złożyć wnioski o refinansowanie. Do KE wysłaliśmy wniosek o refundację łącznie na 2,5 mld zł, z czego 1,1 mld zł to pieniądze dla regionów.

Czytaj więcej

Wsparcie w biegu po unijne miliardy

Czyli niemal połowa to zasługa województw.

Tak, to pieniądze na programy zarządzane przez regiony. Teraz nadrabiamy opóźnienie. Świadczy o tym liczba ogłaszanych konkursów. W kwietniu ogłoszonych będzie 36 konkursów. W sumie da to 133 otwartych konkursów, z czego aż 82 to nabory w programach regionalnych. Widać, że samorządy ruszyły mocno do przodu.

A co się dzieje w programie dla Polski Wschodniej, w którym do piątki wschodnich regionów dołączyła regionalna cześć Mazowsza?

Dołączyła regionalna część Mazowsza – czyli ta bez Warszawy i 9 otaczających ją powiatów, choć nie jest to Polska wschodnia. Powód był zasadny, bo to obszar z deficytami rozwojowymi. Patrząc na politykę rozwojową mieliśmy tendencję do patrzenia na linii wschód-zachód. Teraz widać nową tendencję rozwojową, gdzie wielkie aglomeracje wysysają potencjał demograficzny, gospodarczy i społeczny z otoczenia. Największa, najbardziej żywotna i najbogatsza aglomeracja to Warszawa, która wysysa otoczenie. Dlatego reszcie Mazowsza trzeba pomóc. To samo wyzwanie widać w całej Polsce. Najmniej rozwinięte są tzw. wewnętrzne peryferia - obszary między dużymi miastami, aglomeracjami. To nowe zjawisko i zarazem wyzwanie rozwojowe, na które trzeba będzie znaleźć odpowiedzi, choć nie tylko w wymiarze wojewódzkim, ale także ponad podziałem administracyjnym. Na obecny program ponadregionalny „Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej” mamy aż 12 mld zł, z czego do tej pory ogłoszono nabory już na prawie 9 mld zł. To wsparcie dla przedsiębiorców w obszarze gospodarki obiegu zamkniętego, start-upów, automatyzacji i robotyzacji, turystyki. To środki dla samorządów – na zeroemisyjną mobilność w obszarach miejskich czy adaptację do zmian klimatu. To też wsparcie rozwoju infrastruktury liniowej, w tym inteligentnych sieci dystrybucji energii (ważne dla przyłączania rozproszonych odnawialnych źródeł energii), dróg wojewódzkich i linii kolejowych, także pomiędzy regionami. W przypadku turystyki oczekujemy, że także samorządy będą zgłaszać projekty na szlaki tematyczne, biegnące w kilku regionach naraz. To np. szlaki rowerowe czy kajakowe biegnące przez 2-3 województwa. Wspólny projekt partnerstwa kilku województw z punktu widzenia rozwoju regionalnego jest świetny, choć z punktu widzenia przygotowania wniosku o dofinansowanie, a później i realizacji - trudny.

Kiedyś planowano odrębny program dla Polski Zachodniej?

Obecnie nie myślimy o czymś takim, ale nadal w całej Polsce identyfikujemy geograficznie, punktowo takie miejsca, które są zaniedbane. Kierujemy do nich pomoc unijną i krajową.

Czytaj więcej

Miliardy z KPO pod presją czasu. Na inwestowanie coraz mniej czasu

Skoro są zaniedbane obszary między metropoliami to jaki model rozwoju teraz realizujemy?

Z polityką regionalną nie można się rzucać od ściany do ściany, bo jej skuteczność z założenia musi mieć długookresowy horyzont. I w Polsce polityka regionalna, pomimo różnych narracji, przez dekady zmierzała w podobnym kierunku. Główną wytyczną było dążenie do wyrównywania szans pomiędzy poszczególnymi regionami. Czasami konieczne jest wręcz inwestowanie punktowe. Tak jest na obszarach przygranicznych we wschodnich województwach, gdzie do czasu agresji Rosji na Ukrainie kwitła turystyka, także komercyjna. Teraz tamtejsze gminy i ich mieszkańcy ponoszą konsekwencje tego, że granica z Białorusią i Rosją zamieniła się niemal dosłownie w „ścianę wschodnią”. Towarzyszy temu efekt mrożący w inwestycjach i turystyce związany z bliskością działań wojennych. Dlatego niedawno specjalnie dla nich stworzyliśmy program finansowany z pieniędzy budżetowych.

Program jest kierowany do samorządów czy do firm?

Do powiatów i gmin wchodzących w ich skład. Finansowane będą wydatki na inwestycje, których nie można zrealizować ze środków unijnych lub możliwość ich finansowania z tego źródła jest ograniczona. To nowatorskie podejście. Na sam 2024 rok przewidzieliśmy w programie 100 mln zł.

Uczestniczyła pani w rządowych konsultacjach polsko-ukraińskich. Jakie wnioski?

Już sam fakt, że do nich doszło, ma wymiar symboliczny. Wiadomo bowiem, że mamy poważne rozbieżności interesów. To nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Minął już trochę romantyczny okres w naszych relacjach. Ten okres był konieczny, bo wybuch wojny nie jest momentem do rozgrzebywania konfliktów, choć czasami iluzje na temat naszych relacji szły za daleko. Przypominam sobie koncepcję, którą zresztą bardzo ostro krytykowałam, unii polsko-ukraińskiej. Było to zaraz na początku rosyjskiej inwazji i pojawiało się w naprawdę poważnych miejscach, w tym w ośrodku prezydenckim. Takie iluzoryczno-karkołomne pomysły, nigdy nie mają prawa się zrealizować. Nie zmienia to faktu, że Polskę i Ukrainę łączy strategiczna wspólnota celów. Mamy superniebezpiecznego wroga i Ukraińcy, walcząc z Rosją, bronią naszego bezpieczeństwa. To absolutny fundament. Niemniej, są obszary, gdzie nasze interesy się rozchodzą np. w kwestii handlu produktami rolnymi. Potencjał Ukrainy, nawet będącej w stanie wojny, jest tu bardzo duży i stwarza poważne ryzyka dla polskich rolników. I to się w ciągu ostatnich miesięcy z całą siłą ujawniło. Na ten temat toczą się rozmowy między naszymi rządami. Za poprzedniego rządu takich rozmów niestety nie było. Jestem przekonana, że znajdziemy akceptowalne rozwiązanie, tak samo jak to się stało przy strajku przewoźników.

Czytaj więcej

KPO. Dopalacz dla biznesu i inwestycji

Wspomniała pani o Zielonym Ładzie i rolnikach?

Tu wkraczamy w inny obszar. Rolnicy słusznie są bardzo sfrustrowani cenami produktów rolnych. To przyczyna protestu. One są rzeczywiście dramatycznie niskie. Rolników zdezinformowano, że takie nie będą.

Kto tak mówił?

Minister rolnictwa w rządzie PiS Henryk Kowalczyk zapewniał rolników, że ceny zbóż wzrosną i namawiał, aby poczekali z ich sprzedażą. Tymczasem ceny spadły. Dziś to bardzo poważny problem. Dlaczego są takie niskie ceny? Głównie z powodu konstelacji na rynkach światowych i bardzo dobrego urodzaju w Rosji, który jest dodatkowo wspomagany de facto darmowymi nawozami. To jej przewaga konkurencyjna. Rosja świadomie używa eksportu produktów rolnych, w tym zbóż jako instrumentu wojny hybrydowej, przyczyniając się do obniżenia ich cen. Teraz sam fakt importu z Ukrainy ma już niewielki wpływ na ceny produktów w Polsce i w Europie, co nie znaczy, że nie ma obiektywnego konfliktu interesów. Rolnicy protestują, bo mają poważny kłopot. Myślę, że zrozumienie wśród nich, czym tak naprawdę jest Zielony Ład, jest niepełne. Są wskazywane tylko niektóre jego elementy, a to zagadnienie ogromnie kompleksowe; masa rozporządzeń i dyrektyw. Rolnicy wskazują na pojedyncze rzeczy, które notabene nasz rząd rozwiązał, a mimo to protesty nadal trwają. Np. rolnikom nie podobało się ugorowanie i już go nie ma. Co więcej, jeżeli ktoś się na nie zdecyduje, otrzyma sowitą kompensatę, więc jest to opłacalne. Trzeba rozróżnić Zielony Ład od punktowych problemów.

Nie bez przyczyny pytam o Zielony Ład, bo nowe dotacje UE wiążą się w dużej mierze z zazieleniam gospodarki i przedsiębiorcom te nowe wymogi są średnio w smak?

Każda zmiana jest wyzwaniem. Słowo zazielenianie przestaje być adekwatne, bo zaczyna się kojarzyć z jakimiś zabawami, fanaberiami jajogłowych, którym zachciało się zielonych kwiatków. To niebezpieczne uproszczenie. Odłóżmy więc zazielenianie i powiedzmy, z czym w istocie mamy do czynienia. A chodzi o dwie rzeczy. Pierwszą, fundamentalną, jest globalne ocieplenie, które jest bezdyskusyjne. Powoduje ono ogromne zagrożenia rozwojowe, egzystencjalne, a nie zawahałabym się powiedzieć, że nawet cywilizacyjne dla nas wszystkich, dla ludzkości. W Polsce mamy powtarzające się co roku susze, które stwarzają ogromne ryzyko dla polskiego rolnictwa. Kiedyś mówiło się o melioracjach, teraz wszystko dotyczy retencji. Jesteśmy dokładnie w innym punkcie. To kwestia egzystencjalna.

Drugi wymiar to konkurencyjność polskiej gospodarki. Zmiana inwestycyjna w - nazwijmy to - czystą energetykę dzieje się wszędzie. To setki miliardów inwestycji w Chinach i USA. Jeżeli tam doszli do wniosku, że to się opłaca, to znaczy, że się opłaca. UE jest na tej samej trajektorii. W Polsce nie jest tak, że moglibyśmy zostać tylko przy elektrowniach węglowych, bo byłoby tanio i opłacalnie. Nie, ponieważ one są stare i rozpadają się, a ich zdolności produkcyjne w większości są na ukończeniu i dlatego muszą zostać zastąpione. W związku z tym należy je zastępować najnowocześniejszymi technologiami. A te są w farmach wiatrowych, na lądzie i na morzu. Są w energii słonecznej, odnawialnej. Jest też energetyka nuklearna, aczkolwiek w tym przypadku wykraczamy już poza fundusze europejskie, bo energetyka nuklearna nie jest z nich finansowana. Mimo to zapadła decyzja, aby ten projekt w Polsce kontynuować. Tak naprawdę jest to więc konieczny skok konkurencyjny, rozwojowy i modernizacyjny dla polskiej gospodarki. Dziś musimy zbudować nowe siły pozyskania energii, a najtańsza pochodzi z najnowocześniejszych technologii. Dlatego będziemy inwestować w farmy wiatrowe na Bałtyku, co postawiliśmy jako absolutny priorytet w Krajowym Planie Odbudowy (KPO). To nie są fantasmagorie, ale inwestycje gwarantujące długookresowo najtańszą, nowoczesną energię. A bez niej długookresowo gospodarka traci konkurencyjność.

Czytaj więcej

Jak zmienić Krajowy Plan Odbudowy i nie stracić

Zdążymy wydać pieniądze z KPO?

Opóźnienie jest ogromne. W KPO mamy dwie pule: granty i pożyczki. Granty są bardzo opłacalne i trzeba zrobić wszystko, aby je zainwestować.

A co z pożyczkami?

Tu mamy mniej dogmatyczne podejście, choć to pożyczki korzystniejsze niż gdybyśmy je zaciągali jako Polska. Jeżeli będą inwestycje, które będą się opłacały, to z pożyczek trzeba skorzystać. A jak ich nie będzie, to najwyżej nie zaciągniemy pożyczek. Tu katastrofa się nie zdarzy. Niemniej w części grantowej opóźnienie doskwiera nam bardzo. Robimy jednak wszystko, co możliwe, żeby z nich skorzystać. Nie ma jednak zgody rządu na wszystkie projekty, jakie w KPO się znalazły. Niektórych już nie da się zrobić ze względu na czas, a niektóre nie mają sensu w kształcie zapisanym jeszcze przez poprzedni rząd.

Trwa weryfikacja na poziomie rządowym?

Trwa rewizja KPO. Do 30 kwietnia musi zapaść decyzja Rady Ministrów, a potem złożymy wniosek rewizyjny do Brukseli, a KE będzie miała 3 miesiące na odpowiedź. Następnie na początku września wyślemy kolejne wnioski o płatność z KPO. Chcielibyśmy od razu dwa, drugi i trzeci. Powinny iść pojedynczo, ale będziemy próbować „w każdym okienku” wrzucać po dwa.

Ile wydaliśmy już z KPO?

Ok. 1,6 mld zł. KPO to dla wszystkich państw UE kompletnie nowe doświadczenie. To jest autentycznie Krajowy Plan Odbudowy. To środki, które UE wspólnie wygenerowała różnymi mechanizmami finansowymi, aby przeprowadzić ogromne zmiany strukturalne. To plan 55 bardzo poważnych reform i związanych z nimi 55 inwestycji. To całościowa wizja rozwoju Polski na najbliższe lata. Dlatego rewizja KPO jest tak ważna, bo dostajemy taką wizję reformatorską i gdzieś ma ona sens, a gdzieś nie ma. Przykładowo, o ile jesteśmy absolutnie przekonani, że należy iść w kierunku niskoemisyjnego transportu, to nie możemy się zgodzić na to, że będzie reforma okładająca podatkami samochody spalinowe.

A co z Funduszem Sprawiedliwej Transformacji (FST) w pięciu polskich regionach?

Jest on częścią programów regionalnych dla 5 korzystających z niego województw. Największa odpowiedzialność związana z realizacją FST spoczywa na urzędach marszałkowskich. To prawie 4 mld zł, z czego ok. połowa dla Śląska. To środki na odchodzenie od elektroenergetyki opartej na węglu. W FST uruchomiono już w sumie 92 nabory, podpisano 183 umowy.

To środki m.in. na przekwalifikowanie pracowników, na nowe możliwości funkcjonowania zawodowego, rozwój przedsiębiorczości i gospodarkę niskoemisyjną. Chodzi o to, aby gospodarce w tych regionach dać impuls i szanse rozwoju dla ludzi w innych kierunkach niż kopalnie i węgiel.

1 maja br. uczcimy 20 lat Polski w UE. Jak je podsumować?

Uważam, niech to zabrzmi nawet kontrowersyjnie, że najwyższy czas zacząć myśleć dwojako. To 20 lat Polski w Unii i 20 lat Unii z Polską. Nie mamy żadnych powodów do kompleksów. Dlatego na to dwudziestolecie powinniśmy spojrzeć od dwóch stron. Co nam dała Unia, bo nam dała. Co my daliśmy Unii, bo daliśmy. To ewidentna sytuacja win-win. Z uwagi na moje wschodnie kompetencje wszystkich odsyłam, aby zobaczyli krzywe rozwojowe, w najtwardszych wskaźnikach PKB per capita dla Polski i dla Ukrainy. Zaczynaliśmy z tego samego punktu. I wiem, że jest wojna, więc zatrzymajmy się na momencie sprzed wojny. To są rozwierające się nożyce.

My zaczynaliśmy z 48 proc. średniej unijnej PKB per capita.

To już mówimy o 2004 r. A tak naprawdę korzyści zaczęły się już w okresie preakcesji. Już z samego faktu, że będziemy w Unii wiadomo było, że przyjdą inwestycje z zagranicy. Zaczęliśmy wprowadzać zmiany w prawie. Natomiast, i to bardzo musi wybrzmieć przy tej okazji, teraz jesteśmy w kompletnie innym momencie w Unii Europejskiej, niż byliśmy wchodząc do niej czy jeszcze 10 lat temu. Jesteśmy w punkcie, w którym my naprawdę musimy wiedzieć, czego chcemy. Musimy mieć własną wizję rozwoju Polski. I egzekwować ją w bardzo trudnej, asertywnej debacie na forum Unii Europejskiej. Dotyczy to również tego, dokąd zmierza sama Unia. Musimy tworzyć koalicje państw i walczyć o swoje. Tak robi każdy doświadczony kraj członkowski.

A propos koalicji to Grupa V4 się rozpada?

V4 było potrzebne, kiedy był podział na stare i nowe kraje członkowskie. Obecnie ten podział, moim zdaniem, jest już nieistotny.

Jest za to reaktywacja Trójkąta Weimarskiego?

Powinniśmy absolutnie patrzeć już w innych osiach. Mamy superważną oś bezpieczeństwa. Unia przechodzi na tory, gdzie rozwój regionalny, spójność i inne sprawy są rozpatrywane w kontekście zagrożeń twardego bezpieczeństwa. I tu naszymi sojusznikami są np. Finlandia, Szwecja czy Rumunia, a nie Węgry. W rozmowach o środkach z polityki spójności te kraje myślą już inaczej. Nasi przyjaciele z Północy też mają swoją „ścianę wschodnią”.

Po brexicie mówiło się, że Warszawa powinna zająć miejsce Londynu stając się jednym z głównych graczy w UE?

Absolutnie mamy wszelki mandat, żeby do tego zmierzać. Są jednak obszary, w których musimy ciągle pouzupełniać luki. To efekt zaniedbań ostatnich 8 lat, ale czasem trzeba uczciwie powiedzieć, że sięga też głębiej. Wymienię dwa takie punkty. Pierwszy to obecność Polaków wśród urzędników KE i innych unijnych instytucji. Jest z tym słabo, a to co wyczyniała w tym obszarze poprzednia władza, woła o pomstę do nieba, bo uznała tych ludzi za wrogów narodów. Tak się nie buduje wpływów. Z ludźmi trzeba się spotykać, sieciować i budować potencjał. To nasi współobywatele, patrioci. To ogromny zasób. Uważanie ich za wrogów narodu jest absurdem. To głupota. Odcinanie własnych instrumentów wpływu.

Druga rzecz tyczy się pieniędzy. Od dwóch dekad z powodzeniem korzystamy ze środków z funduszy strukturalnych. One dalej będą. Natomiast Polska i polscy beneficjenci powinni coraz efektywniej sięgać też po fundusze zarządzane centralnie, np. z programu Horyzont. Póki co, z tego instrumentu finansowego korzystamy śladowo.

Wracając na podwórko krajowe – co z PARP i NCBR?

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wróciło pod skrzydła resortu nauki, a konkurs na nowy zarząd Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości skończy się w najbliższych tygodniach. Kandydatów jest wielu. Komisja konkursowa pracuje. Czekam na CV kandydatów, bo na koniec to ja podejmę decyzję, za którą wezmę odpowiedzialność. Jeśli konkurs nie wyłoni dobrej osoby, to będziemy go powtarzać do skutku. PARP nie hasa sobie jednak bez żadnego nadzoru. Zarządza nim osoba ze środka tej instytucji, pod nadzorem Ministerstwa. Przed PARP stoją ogromne wyzwania. Agencję zapchano źle przemyślanymi naborami. Część z nich robiono na zamówienie polityczne, czyli gigantyczny konkurs jeszcze przed wyborami. Efekt jest taki, że są tysiące wniosków, których nie sposób rozpatrzeć. Nabory trzeba doprecyzować, dopasować do celów rozwojowych. Polityka rozwojowa powinna polegać na precyzyjnie ukierunkowanej interwencji państwa, a nie że rozsmarujemy masełko równo i w efekcie nie otrzymuje się żadnego sensownego impulsu wzrostowego.

Będzie pani kandydowała do Parlamentu Europejskiego?

Nie. I chcę to wyraźnie podkreślić.

CV

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej od 13 grudnia 2023 r.

W latach 2012–2014 była wiceministrem spraw zagranicznych, a w latach 2014–2016 ambasadorem RP w Federacji Rosyjskiej. Pełniła też funkcję dyrektora think-tanku fundacji Forum Idei. Od 2020 do 2023 r. była dyrektorem Instytutu Strategie 2050. Absolwentka socjologii na Uniwersytecie Warszawskim (1994). W latach 1994-2003 była zatrudniona w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, gdzie w 1999 r. obroniła pracę doktorską. Zna język angielski i rosyjski.

Jakim wynikiem zakończyliśmy perspektywę 2014-2020, którą w myśl reguły n+3 trzeba było rozliczyć do końca 2023 r.?

Wykorzystaliśmy prawie 99 proc. pieniędzy przyznanych naszemu krajowi. Polska po raz kolejny jest liderem we wdrażaniu funduszy europejskich.

Pozostało 99% artykułu
Gospodarka
Rosjanie rezygnują z obchodów Nowego Roku. Pieniądze pójdą na front
Gospodarka
Indeks wiarygodności ekonomicznej Polski. Jest źle, ale inni mają gorzej
Gospodarka
Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca KE: UE nie potrzebuje nowej polityki konkurencji
Gospodarka
Gospodarka Rosji jedzie na oparach. To oficjalne stanowisko Banku Rosji
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Gospodarka
Tusk podjął decyzję. Prezes GUS odwołany ze stanowiska