Krytycy nazywają „Moją zbrodnię” komedią post#metoo. Coś w tym jest, choć François Ozon luźno nawiązuje do sztuki George’a Berra i Louisa Verneuila z 1934 roku.
Akcja jego filmu toczy się w latach 30. XX wieku. Młoda aktorka Madeleine mieszka z przyjaciółką – prawniczką. Dziewczynom nie wiedzie się. Zawodowo stoją kiepsko, właściciel lokalu żąda zapłacenia zaległego czynszu, a perspektyw żadnych nie widać. Ale Madeleine spotyka się z producentem i liczy, że dostanie świetną rolę w teatrze. Tymczasem on proponuje jej jakiś ogon, a pensję chce płacić za dwa spotkania tygodniowo w swojej sypialni.
Czytaj więcej
„Peter von Kant” z Isabelle Adjani to wciągający film François Ozona o Rainerze Wernerze Fassbinderze.
Madeleine ucieka, ale niedługo potem producent zostaje zamordowany strzałem w głowę i podejrzenie pada na nią. Tę sytuację postanawia wykorzystać Pauline, broniąc przyjaciółkę przed sądem.
Prowokujący reżyser
Obie dziewczyny świadomie odgrywają przedstawienie w stylu #metoo sprzed wieku. Zapada wyrok uniewinniający, a dzięki sądowemu spektaklowi obie stają się sławne. Madeleine zostaje gwiazdą, Pauline – rozrywaną adwokatką. I tak jest do momentu, gdy zjawia się stara aktorka kina niemego, prawdziwa morderczyni, która uważa, że to powodzenie i sława należą się jej. – O takim filmie myślałem od początku pandemii, gdy potrzebowaliśmy wszyscy trochę uśmiechu – mówi reżyser w wywiadach.