Przywykło się mówić o transformacji w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. I jest to niewątpliwie słuszne, szczególnie w dobie wojennej zawieruchy, jaka toczy się za wschodnią granicą Polski. Budowa odnawialnych źródeł energii (OZE) uniezależnia nas od zewnętrznych dostaw surowców energetycznych, a energetyka oparta na systemie rozproszonym jest bezpieczniejsza zarówno w kontekście potencjalnych wrogich ataków, jak i podatności na awarie i ich skutki.
Ale bezpieczeństwo to również gwarancja stałych dostaw energii po przewidywalnej cenie. Co więcej – energii zielonej. Bo to na nią gwałtownie rośnie zapotrzebowanie ze strony inwestorów.
– Patrząc na transformację, nie możemy jej ograniczyć do sektora energii. Redukcja emisji dotyczy też przemysłu, transportu, ciepłownictwa – mówił Artur Osuchowski, członek zarządu ds. energetyki i transformacji energetycznej w Orlenie, podczas debaty „Transformacja energetyczna UE: jak bezpiecznie przejść zmianę?”, która odbyła się na EFNI w Sopocie.
Zmiany wymusza nie tylko regulator, ale także sam rynek. – Patrzę na ten proces nie w kontekście zagrożeń, ale czynnika, który odmieni gospodarkę. Gdy opowiadam o transformacji, nie widzę presji regulacyjnej, a potrzebę rynku. Rynek wymusza działania dostosowawcze. Pojawia się presja ze strony przemysłu, instytucji finansowych, klientów. Nowoczesne gałęzie przemysłu potrzebują zielonej energii – podkreślił Osuchowski.
Tylko przeprowadzenie procesu do końca pozwoli zachować konkurencyjność polskiej gospodarki. Nowi inwestorzy potrzebują dostępu do infrastruktury i taniej, zielonej energii. Bez tego rezygnują z inwestycji.