Lekcje religii w szkołach. Czy minister potrzebuje zgody biskupów do wydania rozporządzenia?

W przestrzeni publicznej pojawiła się teoria, że niedawne rozporządzenie zmieniające zasady organizowania lekcji religii w szkołach jest niekonstytucyjne, bo nie zgodzili się na nie biskupi. Tymczasem Trybunał Konstytucyjny 31 lat temu orzekł, że taka zgoda nie jest potrzebna.

Publikacja: 21.08.2024 04:30

Barbara Nowacka

Barbara Nowacka

Foto: PAP, Radek Pietruszka

W ubiegłym tygodniu w „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z prof. Pawłem Boreckim. Jego główną tezą jest to, że Kościoły i związki wyznaniowe nie powinny tylko opiniować niedawno wydanego rozporządzenia zmieniającego zasady organizowania lekcji religii w szkołach, ale je zaaprobować („organ wydający rozporządzenie musi uzyskać aprobatę innego organu lub innego podmiotu [...]. W tym wypadku są to zainteresowane Kościoły i związki wyznaniowe”). Skoro zaś tak się nie stało, to rozporządzenie jest – jak głosi tytuł wywiadu – „wadliwe i nielegalne”. Z tą tezą pozwalam się nie zgodzić. Zastosowanie przepisu zasad techniki prawodawczej, na który powołuje się profesor, jest bowiem w tej sprawie wyłączone.

Czym jest wydawanie rozporządzenia „w porozumieniu”?

Kością niezgody jest art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty z 1991 r. Brzmi on tak: „Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań, o których mowa w ust. 1 [to właśnie zadanie dot. organizowania religii w szkołach]”. Najważniejszy pozostaje zatem zwrot „w porozumieniu z…”. I to na nim się skupimy.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Dlaczego nikt dziś nie chce umierać za religię?

Zasady techniki prawodawczej przewidują kilka form współuczestniczenia przy wydawaniu rozporządzeń. Jedną z nich jest wydawanie ich właśnie „w porozumieniu”. Można ją zastosować, „jeżeli współuczestniczenie ma polegać na osiągnięciu porozumienia w sprawie treści aktu normatywnego, a następstwem braku porozumienia ma być to, że akt nie dochodzi do skutku” (§ 72 ust. 1 pkt 2 zasad techniki prawodawczej). Czy to w takim razie oznacza, że minister Barbara Nowacka powinna była osiągnąć porozumienie z władzami Kościołów i związków wyznaniowych, a w razie jego braku rozporządzenie nie mogło zostać wydane?

Nie, wręcz przeciwnie. Przywołany paragraf zasad techniki prawodawczej zawiera bowiem jeszcze ust. 2, który mówi, że formę wydania aktu „w porozumieniu” można zastosować tylko „wówczas, gdy współuczestniczącym w wydaniu rozporządzenia jest wyłącznie organ uprawniony do wydawania rozporządzeń”. Takimi organami nie są jednak Kościoły i związki wyznaniowe. W konsekwencji nie mogą one też współuczestniczyć w ich wydawaniu na zasadzie działania „w porozumieniu”, tak jak definiują to zasady techniki prawodawczej.

Trybunał w tej sprawie już orzekł

W tym przypadku trzeba zatem przyjąć inne rozumienie tego wyrażenia. Jakie? Okazuje się, że Trybunał Konstytucyjny ustalił to już 31 lat temu, słusznie podkreślając w wyroku z 20 kwietnia 1993 r. (sygn. akt: U 12/92) fakt, że: „pojęcie »w porozumieniu« użyte w ustawie nie może oznaczać powszechnej zgody wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych działających w Polsce. […] W tej sytuacji pojęcie »w porozumieniu« użyte w ustawie o systemie oświaty oznacza dla Ministra Edukacji Narodowej jedynie obowiązek zebrania informacji i wymiany poglądów o stanowiskach wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych zainteresowanych nauczaniem religii w szkołach publicznych, aby móc najpełniej uwzględnić ich oczekiwania, pozostając w zgodzie z przepisami Konstytucji i ustawami”.

Czytaj więcej

Sprzeciw biskupów wobec zmian proponowanych przez Barbarę Nowacką

Trybunał rozstrzygnął sprawę zatem bardzo racjonalnie. Figurujących w rejestrze MSWiA Kościołów i związków wyznaniowych jest przecież prawie 175. Czy zgodnie z tezą prof. P. Boreckiego wszystkie one powinny były wyrazić zgodę na wydanie rozporządzenia? To byłoby niemożliwe, szczególnie że wśród nich też nie ma jednomyślności. Nawet jeśli uznalibyśmy, że zgodę powinny były wyrazić tylko związki wyznaniowe nauczające religii w szkołach, to nadal jest ich ponad 20 i same między sobą niejednokrotnie się spierają, także w tej sprawie.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Nie ma sensu wypędzać religii ze szkół

Dlatego Trybunał wskazał, że formuła „w porozumieniu” winna być tu rozumiana inaczej, w taki sposób, że wystarczające jest „zebranie informacji i wymiana poglądów”. Czy to zostało dokonane? Tak. Wystarczy wejść na stronę Rządowego Centrum Legislacji. W zakładce projektu, o którym mowa, widnieje szereg plików ze stanowiskami zgłoszonymi przez poszczególne Kościoły i związki wyznaniowe. Obok nich zaś zamieszczone zostały pliki z odpowiedziami na te uwagi podpisane przez minister Lubnauer. Z całą pewnością można zatem powiedzieć, że informacje zostały zebrane (poprzez przyjmowanie uwag w ramach konsultacji publicznych), a następnie poglądy zostały wymienione (poprzez zamieszczenie uwag na stronie RCL-u oraz odniesienie się do nich).

Delegacja ustawowa jest jednak problematyczna

Nie zmienia to natomiast faktu, że sama delegacja do wydania rozporządzenia w ustawie o systemie oświaty jest zbudowana wadliwie. Po pierwsze, brakuje w niej wytycznych od ustawodawcy dla ministra, które powinny były tam się znaleźć na podstawie art. 92 konstytucji. Na to zresztą słusznie zwrócił uwagę prof. Borecki.

Po drugie, należy zmienić sformułowanie „w porozumieniu”. Najszerszym udziałem Kościołów i związków wyznaniowych może być „jedynie” obligatoryjne wyrażanie opinii, na co zasady techniki prawodawczej zezwalają (zob. § 74 ust. 1 pkt 3 w zw. z ust. 2). Wówczas brak zasięgnięcia takiej opinii byłby uchybieniem powodującym wadliwość rozporządzenia, ale sama jej treść pozostawałaby niewiążąca.

Czytaj więcej

Mniej lekcji religii w szkołach. Rząd podał termin

Jak ustaliliśmy, opinie od Kościołów i związków wyznaniowych zostały uzyskane, a poglądy wymienione (poprzez odniesienie się do uwag i upublicznienie ich). Przy wydaniu spornego rozporządzenia zatem działano „w porozumieniu”. Nie można bowiem oczekiwać, by wszystkie Kościoły i związki wyznaniowe wyrażały zgodę na wydanie rozporządzenia. Taka forma jest zarezerwowana tylko dla organów, które w ogóle mogą wydawać te akty.

W tej sprawie Ministerstwo Edukacji Narodowej zadziałało zatem dokładnie tak, jak Trybunał Konstytucyjny wskazał w 1993 r. I choć delegacja w ustawie jest zbudowana wadliwie, to nie świadczy to o wadliwości samego rozporządzenia. Ono bowiem zostało wydane w trybie zgodnym z Konstytucją i ustawą, „w porozumieniu” z Kościołami i związkami wyznaniowymi rozumianym specyficznie, ale dokładnie tak, jak powiedział Trybunał.

Autor jest studentem prawa na UW oraz prawa kanonicznego na UKSW. Od 2019 r. prezes Fundacji na rzecz Praw Ucznia. Autor dwóch monografii: „Prawa ucznia” (Kraków 2020) i „Obowiązki ucznia” (Kraków 2021).

W ubiegłym tygodniu w „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z prof. Pawłem Boreckim. Jego główną tezą jest to, że Kościoły i związki wyznaniowe nie powinny tylko opiniować niedawno wydanego rozporządzenia zmieniającego zasady organizowania lekcji religii w szkołach, ale je zaaprobować („organ wydający rozporządzenie musi uzyskać aprobatę innego organu lub innego podmiotu [...]. W tym wypadku są to zainteresowane Kościoły i związki wyznaniowe”). Skoro zaś tak się nie stało, to rozporządzenie jest – jak głosi tytuł wywiadu – „wadliwe i nielegalne”. Z tą tezą pozwalam się nie zgodzić. Zastosowanie przepisu zasad techniki prawodawczej, na który powołuje się profesor, jest bowiem w tej sprawie wyłączone.

Pozostało 90% artykułu
Edukacja
Sławomir Broniarz: Nauczycielom chodzi nie tylko o pieniądze
Edukacja
Iga Kazimierczyk: obecne zmiany w szkołach to tylko wierzchołek góry lodowej
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: Brak „systemowego szczucia” nie oznacza, że w szkole wszystko już gra
Edukacja
Martynowicz: chcemy poznać wizję MEN dotyczącą pracy nauczycieli
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Edukacja
Geografowie przeciwko łączeniu przedmiotów. Nie chcą, by geografię połączono z przyrodą