"Rzeczpospolita": Niemcy miały bliskie kontakty z Rosją, także gospodarcze. A jednak gdy Ameryka ostrzegała, że Putin szykuje inwazję, w Berlinie nie dawano temu wiary. Jak to możliwe, że Niemcy do tego stopnia nie wiedziały, co szykuje Moskwa?
Barbel Bas: Należę do pokolenia, które na szczęście nie poznało bezpośrednio, czym jest wojna. Zapewne byliśmy zbyt naiwni wierząc, że jeśli będziemy ze sobą rozmawiać, współpracować gospodarczo, to wojna już nigdy się nie powtórzy. Z tego powodu nie traktowaliśmy dostatecznie poważnie ostrzeżeń płynących z innych krajów, również z Polski. W tej chwili ważne jest jednak to, że Europa jest zjednoczona w przekonaniu, że ta inwazja jest zbrodnią. Rosja nie zdoła nas podzielić. Wszyscy stoimy po stronie Ukrainy.
Czytaj więcej
Parlament Europejski wezwał do wpisania byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera na czarną listę, jeśli nie odejdzie z zarządu rosyjskiego państwowego koncernu naftowego Rosnieft.
Tę politykę prowadziła przez 16 lat Angela Merkel. Była kanclerz jednak zaszyła się, nie chce udzielać wywiadów, wytłumaczyć się z tego, co robiła.
Nie przystoi mi oceniać byłej kanclerz. Z punktu widzenia dzisiejszej roli Niemiec ważne jest, aby na nowo ocenić i weryfikować politykę, jaką do tej pory prowadziliśmy. Musimy zrobić wszystko, aby uniezależnić się od Rosji i dalej wzmacniać Europę, a jednocześnie spowodować, aby Rosja nie zwyciężyła w tej wojnie. I oczywiście zbrodnie wojenne muszą być zbadane i osądzone. Bo jeśli w polityce wygra prawo silniejszego, czyli przemoc, to wszyscy przegramy. Równocześnie Niemcy muszą wykorzystać swoje możliwości dyplomatyczne w doprowadzeniu do zakończenia tej wojny. Kanclerz Scholz stara się nieprzerwanie rozmawiać zarówno z jedną jak i z drugą stroną, z prezydentem Putinem jak i prezydentem Zełenskim, w nadziei, że kiedyś obaj usiądą przy jednym stole i podejmą negocjacje.