- Dokonaliśmy nowelizacji ustawy budżetowej na 2024 r. Zmiany są tylko po stronie dochodowej, nie zmniejszyliśmy i nie zwiększyliśmy wydatków, choć zrobiliśmy niewielkie punktowe przesunięcia, m.in. 1,2 mld zł na zdrowie – mówił minister finansów Andrzej Domański na spotkaniu z dziennikarzami. To oznacza, jak przekonywał wcześniej premier Donald Tusk, że mimo słabszej kondycji finansów publicznych nie będzie żadnych cięć w wydatkach.
Czytaj więcej
Do 2028 roku tzw. dług pozabudżetowy ma zwiększyć się do ponad 600 mld zł z 360 mld zł w 2023 r. To pokazuje, że gabinet Donalda Tuska nie zamierza przywracać pełnej kontroli parlamentu nad finansami publicznymi w Polsce.
Z czego wynika nowelizacja ustawy budżetowej
Konieczność nowelizacji budżetu na 2025 r. wynika ze słabszego od planu wykonania dochodów, w tym wpływów z podatków. Jedną z przyczyn tej sytuacji jest niższa od zakładanych wcześniej inflacja. Prognozy dla inflacji w 2024 r. były na poziomie 6,6 proc., a obecnie widomo, że średnioroczny wzrost cen wyniesie ok. 3,7 proc.
- Co do zasady niższa inflacja jest bardzo dobrą informacją dla gospodarstw domowych, ale ma to odzwierciedlenie w niższych od zakładanych wpływach z podatku VAT – wyjaśniał minister Domański. Tu różnica w stosunku do planu może sięgnąć ok. 23 mld zł.
Szef resortu finansów wskazał też na kilka zdarzeń jednorazowych. To brak wpłaty zysku z NBP – 6 mld zł, a również o prawie o 9 mld zł mniejsze wpływy ze sprzedaży uprawnień do emisji C02 (ETS), ze względu na niższe o ok. 30 proc. ceny tych uprawnień. Również wpływy z CIT są gorzej realizowane od założeń w ustawie, m.in. w efekcie słabej koniunktury w strefie euro i słabszej kondycji przedsiębiorstw eksportowych. Tu brakuje do planu ok. 11 mld zł.