InPost, który dzięki współpracy z siecią około 5,5 tys. kiosków mógł realizować wart 0,5 mld zł kontrakt na obsługę korespondencji sądów i prokuratur, teraz domaga się od Ruchu co najmniej 15 mln zł odszkodowania. Właściciel sieci kiosków odrzuca roszczenia InPostu i chce niemal 25 mln zł zadośćuczynienia za zerwanie umowy o współpracy.
Ryzyko operatora
Dla InPostu widmo wypłaty odszkodowania na rzecz Ruchu to zła informacja, zwłaszcza w kontekście planowanego wejścia na warszawską giełdę. Spółka ma zadebiutować na GPW 9 października. Analitycy twierdzą, że może to wpłynąć na wycenę jej akcji. Jednak InPost, podobnie jak Ruch, pytany o szczegóły, milczy. – Kwestia umowy z Ruchem, którą wypowiedzieliśmy, jest dokładnie opisana w prospekcie emisyjnym. Ze względu na ofertę publiczną spółki nie będziemy komentować tej sprawy – podkreśla jedynie Sebastian Anioł, prezes InPostu.
W prospekcie spółka podaje, że nie może zagwarantować, iż ewentualny spór zakończy się bez konieczności wypłaty milionowej rekompensaty na rzecz niedawnego partnera. „Zasądzenie odszkodowań w wysokości sygnalizowanej przez Ruch w sposób istotny wpłynie na wyniki finansowe InPostu, jego płynność i zdolności do wypłaty dywidendy" – czytamy w prospekcie.
To oczywiście czarny scenariusz. Jak się dowiedzieliśmy, strony są w kontakcie, choć rozwiązanie konfliktu w sposób polubowny wydaje się mało realne. Wszystko wskazuje na to, że sprawa trafi do arbitrażu, a być może skończy się przed sądem.
Kontrakt był bowiem dla Ruchu prawdziwą żyłą złota. Kioski wydawały odbiorcom połowę wszystkich awizowanych przesyłek. Zgodnie z umową sieć dostawała od InPostu minimum 1,82 mln zł miesięcznie.