– Wysokie deficyty są paliwem dla inflacji, zaś jej poziom powyżej celu inflacyjnego jest i będzie argumentem na rzecz stóp utrzymywanych dłużej przez dłuższy czas – ocenia dr Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton.
W projekcie budżetu państwa na 2025 r. rząd przyjął wzrost deficytu do rekordowych 289 mld zł ze 184 mld zł planowanych na ten rok. Deficyt sektora finansów publicznych (general government) ma sięgnąć 5,5 proc. PKB – to poziom zbliżony do prognozowanego na 2024 r. Dług sektora gg (według definicji unijnej) ma wzrosnąć z 49,6 proc. PKB na koniec 2023 r., przez 54,6 proc. w 2024 r., do 59,8 proc. PKB na koniec 2025 r.
Jednocześnie ponadstumiliardowy wzrost deficytu centralnego w 2025 r. względem 2024 r. nie wynika z istotnego impulsu fiskalnego. To de facto pochodna kilku czynników: wykupu „pandemicznych” obligacji PFR i BGK (63 mld zł), wzrostu wydatków na zbrojenia (blisko 20 mld zł) i przesunięcia wyższych kwot do samorządów (prawie 25 mld zł). W mniejszym stopniu (około 10 mld zł) jest tu też efekt wzrostu nakładów na ochronę zdrowia.
Niemniej, jak zauważają ekonomiści Credit Agricole, projekt budżetu stanowi rozluźnienie polityki fiskalnej względem ścieżki przedstawionej w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa z kwietnia. Tam założono deficyt sektora finansów publicznych na 2025 r. na poziomie 4,4 proc. PKB.
Silnie wzrosną też w 2025 r. potrzeby pożyczkowe budżetu. Ministerstwo Finansów założyło, że w ujęciu netto sięgną niemal 367 mld zł, zaś brutto (czyli łącznie z długiem przypadającym do wykupu) ponad 553 mld zł. To znacząco więcej niż i tak w rekordowym pod tym względem 2024 r. Dziś resort przewiduje, że sięgną one 215,6 mld zł netto i 425,4 mld zł brutto.