Projekt nowelizacji ustawy Prawo bankowe regulujący problem spreadów przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki to zdaniem polityków gra polityczna Waldemara Pawlaka. – Mam nadzieję, że projekt nawet nie wyjdzie z Rady Ministrów – mówi Sławomir Neumann z PO. – Propozycje te mają charakter wyłącznie polityczny – dodaje Marek Wikiński z SLD. – To puszczenie oka do 600 tysięcy kredytobiorców .
– Pawlak jako koalicjant widzi horyzont czasowy i forsując te zmiany, chce się pokazać jako obrońca pewnych ludzi – tłumaczy Tadeusz Cymański z PiS, który jednocześnie podkreśla, że niektóre propozycje Pawlaka mają sens.
Ministerstwo Gospodarki chce uregulować sprawę wygórowanych spreadów walutowych. Banki, udzielając kredytu, stosują kurs kupna waluty, natomiast przy ustalaniu wysokości miesięcznej raty – kurs sprzedaży. Różnica ta nazywana jest spreadem. W niektórych bankach sięga on kilkunastu procent. Tymczasem w NBP spread wynosi tylko 6 gr, czyli ok. 2 proc. To zaś oznacza, że w ubiegłym roku kosztowały one kredytobiorców prawie 400 mln zł.
Dlatego resort gospodarki chce skończyć z zasadą przeliczania rat kredytów walutowych w oparciu o bankowe kursy kupna i sprzedaży walut i wprowadzić zasadę przeliczania raty według średniego kursu NBP z dnia poprzedzającego dzień spłaty raty.
Jeśli Rada Ministrów przyjmie założenia tego projektu, resort gospodarki przygotuje go w dwa dni. Jednak politycy wątpią, że tak się stanie. Projekt ma wiele wad merytorycznych i jest nie do obrony w Trybunale Konstytucyjnym. – Nowe regulacje miałyby dotyczyć także osób, które już wzięły kredyty, co jest sprzeczne z prawem, które nie może działać wstecz – podkreśla Jerzy Bańka ze Związków Banków Polskich. Ponadto inicjatywa legislacyjna w tej materii nie należy do podległego Pawlakowi resortu gospodarki, ale Ministerstwa Finansów.