Premier spotyka się też dosyć często z Radą Medyczną – czasami nawet kilka razy w tygodniu. To, co mogę zdradzić, to fakt, że pan premier jest człowiekiem bardzo pracowitym. Często zadaje mailowo pytania lub odpowiada na e-maile nawet w środku nocy.
Jeszcze niedawno mieliśmy błogie poczucie, że choroby zakaźne odeszły w zapomnienie. Taka sytuacja jak teraz wydaje się ważna dla zakaźników. Tymczasem bardzo często spada na was fala krytyki. Tak jak na piłce nożnej teraz każdy zna się na epidemii...
Tak, czasami jest ciężko. Na przykład ostatnio ktoś założył moje fałszywe profile w mediach społecznościowych. I wypisuje różne głupoty. Przykro jest też, kiedy media „prorządowe" publikują skandaliczne artykuły na temat członków Rady, zarzucając im np. nieetyczne zachowania. Był taki numer pewnego tygodnika, w którym znalazł się wywiad z premierem Morawieckim, a kilka stron dalej atak pewnego reżysera na wielu członków Rady, podający w wątpliwość ich kwalifikacje. Nie mówiąc o ataku na premiera, że jako konsultantów zatrudnia osoby niekompetentne, żeby wyrazić się delikatnie.
Ile zarabiacie jako członkowie Rady Medycznej?
Nic. Jest to praca społeczna na dwa etaty. Decydując się na to działanie, wziąłem urlop bezpłatny jako dyrektor medyczny szpitala zakaźnego. Wciąż leczę chorych, i to tych najciężej. Rano szpital, później e-maile, telekonferencje, w środku nocy znowu e-maile. Telefony. Nie narzekam. Na szczęście nie mam czasu czytać głupich komentarzy pod artykułami w wirtualnej rzeczywistości... Czasami mam wrażenie, że żyję w innym świecie. Nie wypowiadam się o czymś, na czym się nie znam – przynajmniej publicznie.
Jak udało się skompletować Radę?