Kościół św. Szymona i Heleny w Mińsku to więcej niż kościół. Odkąd rządzi Aleksander Łukaszenko, świątynia stała się stołeczną twierdzą wolności. Każdy praktykujący katolik w Mińsku wie, że przekraczając próg tego kościoła, przekracza granicę innej – wolnej – Białorusi, gdzie człowiek czuje się bezpiecznie, gdzie nie ma strachu i cenzury.
Od ponad dwóch tygodni to miejsce dla Białorusinów ma szczególne znaczenie, gdyż tuż obok, na placu Niepodległości, codziennie wieczorem trwały pokojowe protesty. Najodważniejsi przeciwnicy reżimu przychodzili tam z biało-czerwono-białymi flagami, śpiewali patriotyczne piosenki, tańczyli. Katolicy, korzystając z okazji wchodzili do kościoła, by pomodlić się o wolną Białoruś. Od kilku dni władze wyłączają im światło, ale wierni zapalają świece.
Do akcji wkroczył więc OMON. W środę wieczorem rozpędzono pokojowy protest na placu Niepodległości, a funkcjonariusze zamknęli wszystkie drzwi świątyni, odcinając jedyne miejsce, gdzie uciekający mogli się schronić. Ci, którym udało się wejść do środka, przez jakiś czas już nie mogli opuścić kościoła, otoczonego przez kordon milicjantów.
Inni mieli mniej szczęścia – niemal 30 osób trafiło do autozaku, czyli ciężarówki milicyjnej. Wśród nich znalazł się mój wujek – Dzmitry Bernowik. Dopiero w czwartek nad ranem okazało się, że jest w areszcie przy ulicy Akreścina. Trudno sobie wyobrazić, co przeżywa jego mama (siostra mojej babci), która wie, że to w tym areszcie po wyborach 9 sierpnia torturowano i masakrowano wielu przeciwników reżimu. Ale Dzmitry się nie wystraszył, protestował dzień w dzień odkąd ogłoszono szóste „zwycięstwo" Łukaszenki. Ostatnio, przed swoim zatrzymaniem, opowiadał mi o „przebudzeniu narodowym Białorusinów", mówił o wspaniałej elektryzującej atmosferze, jaka panowała na placu Niepodległości. Jest zdolnym architektem, a od niedawna w Mińsku ma nawet swoje architektoniczne biuro. Należy do grona tych Białorusinów, którym udało się odnieść sukces bez lojalnego wspinania się po drabinach urzędów, ministerstw czy prezydenckich pałaców.
Władze postanowiły więc pozbawić go wolności pod ścianami kościoła. W czwartek po południu nie było wiadomo, ile spędzi w areszcie, który w wolnej Białorusi będzie pierwszym kandydatem na „muzeum represji łukaszenkowskich".