Prof. Zbigniew Stawrowski: Wyjątkowa polska opowieść

Nasze polskie dzieje, nasza pamięć o naszych ojcach, dziadach i pradziadach wyznacza to, kim jesteśmy i jak rozumiemy siebie samych jako Polaków. To nasza pamięć określa naszą tożsamość.

Publikacja: 15.11.2019 10:00

Prof. Zbigniew Stawrowski: Wyjątkowa polska opowieść

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek

Czy Polsce potrzebna jest dziś wielka narracja? Samo to pytanie nawiązuje – poniekąd polemicznie – do rozpowszechnionego przekonania, że współczesną epokę charakteryzuje upadek wielkich narracji, że niemal nikt już nie wierzy całościowym opowieściom wyjaśniającym sens naszego świata i tym samym nadającym zrozumiałość dramatom naszego indywidualnego i wspólnotowego życia. Jean François Lyotard, zwany papieżem postmodernizmu, od którego owa krytyka wielkich narracji wzięła swój początek, głosił wręcz, że to one właśnie, przez swoje roszczenie do uniwersalności i ekskluzywności, były odpowiedzialne za wybuch wojen światowych i pojawienie się XX-wiecznych totalitaryzmów. Twierdził, że dzisiaj zamiast wielkich opowieści nastał czas, by jedną powszechną prawdę o świecie zastąpiło tysiąc różnych mniejszych narracji, prezentujących własne lokalne prawdy. Każda z nich jest równie dobra i równie wartościowa, nie sposób ich porównywać czy oceniać, bo nie ma żadnych uniwersalnych kryteriów ich wartościowania. Z pluralizmu lokalnych prawd wynika zaś z kolei postulat całkowitej tolerancji i uznania dopuszczalności wszelkich istniejących narracji. Mówiąc najprościej, każdy ma swoją prawdę, która ma się nijak do prawdy innych osób, co należy z zasady uznać za właściwe i uszanować.

Wizja Lyotarda jest bezpośrednim atakiem nie tylko na religijne formy rozumienia rzeczywistości, przede wszystkim te, które zawdzięczamy chrześcijaństwu, ale – co więcej – również na podstawy filozoficznej tradycji Zachodu, która, przekonana o rozumnym fundamencie rzeczywistości, niczym innym się nie zajmuje, jak poszukiwaniem jej najbardziej adekwatnego opisu. Opowieść o końcu wielkich narracji jest tylko próbą rozpropagowania nowej wielkiej opowieści, która głosi jedną uniwersalną prawdę: nie ma jednej rzeczywistości, nie ma jednej prawdy, wszystko jest względne.

Tak się jednak składa, że człowiek zawsze starał się zrozumieć otaczającą go rzeczywistość i zawsze stawiał sobie pytania o jej ostateczny sens, w tym także o sens jego własnej indywidualnej i zbiorowej egzystencji. Odpowiedzi, jakie odnajdywał lub akceptował, choć przyjmowały różne formy, miały zawsze uniwersalne znaczenie. Były mniej lub bardziej wnikliwym wglądem w ludzką naturę, odzwierciedlającym szczególny punkt widzenia i szczególną tożsamość konkretnych osób czy wspólnot. Nasze życie, a zwłaszcza nasze rozumienie tego, czym to życie jest, toczy się zawsze w horyzoncie jakichś wielkich opowieści, które dawnej nazywano po prostu mitami. Opowieści te wiązały odległe mityczne początki z aktualnymi wydarzeniami i oczekiwaną przyszłością, łączyły sacrum z profanum. Pod tym względem niewiele się zmieniło i to właśnie owe nadające światu całościowy sens mity-opowieści, reprezentowane przez konkretne religie, kultury, cywilizacje i – od pewnego czasu – również ideologie, wyznaczają nasz sposób patrzenia na świat, choć faktem jest, że niektóre z ich współczesnych postaci – jak właśnie ów postmodernistyczny mit o końcu wielkich opowieści – skrzętnie usiłują to ukryć.

Ślepy zaułek liberalizmu

To właśnie rozmaite ideologie pełnią dziś coraz mocniej rolę owych opowieści, wskazujących człowiekowi jego miejsce w świecie oraz wyznaczających mu właściwe zadania i cele w dziejowym procesie. Nowe wielkie ideologiczne mity tworzą abstrakcyjne konstrukty, które zazwyczaj obciążone są jednostronnością – dostrzegając i absolutyzując jakiś szczególny aspekt ludzkiego życia, pomijają inne, nie mniej istotne jego wymiary. Efekty, jak zaświadcza historia, bywają porażające. Zanegowanie oczywistego na gruncie zarówno wiary chrześcijańskiej, jak i filozoficznego rozumu przekonania o powszechnym braterstwie wszystkich ludzi w imię – z jednej strony – zabsolutyzowanej idei narodu wrogiego innym nacjom, a z drugiej – ideologii klasowej, która wtłoczyła jednostki w tryby kolektywu, zrodziło w XX wieku systemy totalitarne.

Totalitarnym ideologiom nie potrafiła się przeciwstawić wielka opowieść ideologii liberalnej – w swej klasycznej wersji zapoczątkowana w XVII wieku przez Johna Locke'a – która dostrzega w człowieku przede wszystkim jego jednostkowość i podmiotowość, nie doceniając wszakże wymiaru wspólnotowego. Trudno nie uznać pozytywnego wkładu klasycznego liberalizmu w upowszechnianie idei nienaruszalnych praw człowieka, rozumianych jako wykaz tego, czego bezwzględnie czynić człowiekowi nie wolno.

Liberalizm znalazł się jednak w ślepym zaułku, odcinając się od najgłębszych relacji, które łączą jednostki z ich naturalnymi wspólnotami (rodziną, narodem, wspólnotami religijnymi) i stanowią źródło wszelkich sensownych ludzkich zobowiązań i wynikających z nich pozytywnych działań. Liberalną ideę wolności przejęła i wypaczyła natomiast najnowsza ideologia wyrażona w wyżej wspomnianej postmodernistycznej opowieści. Przedstawiając ideał wolności człowieka jako zupełną niezależność od wszystkiego, także od prawdy o jego rzeczywistej kondycji, doprowadziła wolność do absurdu, czyniąc swym absolutem jednostkową samowolę. Wiele wskazuje na to, że owa ideologia, która głosi, że nie ma jednej prawdy, a tym samym nie ma również żadnych obiektywnych kryteriów, aby oceniać i potępiać jakiekolwiek zbrodnicze czy totalitarne systemy, sama przygotowuje drogę kolejnej, zapewne jeszcze bardziej złośliwej niż dotychczas znane, formie totalitarnego panowania.

Można wręcz powiedzieć, że cała historia ludzkości to walka rozmaitych, konkurujących ze sobą opowieści – najpierw tych mniejszych, lokalnych, związanych z życiem określonego plemienia czy narodu, a potem opowieści naprawdę wielkich, bo uniwersalnych – o to, która z nich, przejmie rząd nad ludzkimi duszami i wyznaczać będzie kierunek dziejów tego świata. Ile było tych wielkich narracji, o których wiemy, że pozostawiły i wciąż zostawiają swój mocny ślad na kształcie naszego świata? Dopóki jednak zachowują one swój rdzeń, możemy wnioskować o ich trwałości i ciągłości. Na przykład społeczności islamskie, nie tak dawno jeszcze symbol technicznego i cywilizacyjnego zacofania, choć absorbują dziś najbardziej nowoczesne technologie, pozostają naznaczone islamem. Podobnie cywilizacja chińska – po okresie zastoju i latach eksperymentów z marksizmem-maoizmem powraca, jak się wydaje, do swych cywilizacyjnych, konfucjańskich korzeni. Także postsowiecka Rosja, ciężko poraniona latami panowania ideologii komunistycznej, próbuje odbudować swoją opowieść, powracając nieporadnie do prawosławia jako swego cywilizacyjnego źródła.

Patrząc z perspektywy polskiej, najistotniejsze pozostaje to, co dotyczy treściowego przekazu naszej własnej cywilizacji – cywilizacji Zachodu, a w jej ramach to, co do niej wnosi ten jej szczególny wariant i ta specyficzna opowieść, która określa polską kulturę i polską tożsamość.




Różne wizje człowieka i wspólnoty

Pierwszym pytaniem, które należy tu postawić, musi być jednak pytanie o samą cywilizację zachodnią – o jej treść, jedność i spójność. W ramach cywilizacji zachodniej toczy się od dawna wojna domowa – walka na śmierć i życie między dwiema konkurencyjnymi cywilizacjami i przeciwstawnymi wielkimi opowieściami, a prowadzą je ludzie, którzy się w tych opowieściach odnajdują i przekazują je dalej. Każda z tych cywilizacji opowiada, że to ona stanowi kwintesencję cywilizacji zachodniej, że to ona wciela najlepiej jej najgłębsze wartości. Każda z nich ma poniekąd do tego podstawę, ponieważ odwołują się one do tych samych bliskich ludziom Zachodu haseł: wolności, równości, braterstwa, sprawiedliwości czy solidarności. Ta pozorna zgodność na poziomie słów nie powinna jednak mylić. Każde z tych pojęć rozumiane jest w obu narracjach radykalnie inaczej i kryje w sobie radykalnie różną wizję człowieka, relacji międzyludzkich i wspólnoty. Ośmielę się stwierdzić, że to wynik tego właśnie starcia – a nie starcia z islamem, postsowiecką Rosją czy Chinami – okaże się kluczowy dla przyszłych dziejów całego świata.

Opis genezy tego podziału sam jest elementem jednej z konkurujących ze sobą dwóch wielkich opowieści i choć obiektywna rekonstrukcja ich obu mogłaby się okazać niezwykle pouczająca, byłoby z mojej strony nie na miejscu udawanie wobec nich bezstronności. Zachodnia cywilizacja, z którą się identyfikuję, podobnie jak – mam nadzieję – wciąż większość Polaków, i która nie bez kozery nazywana jest także cywilizacją łacińską, zbudowana została na trzech starożytnych filarach:

– po pierwsze, na greckiej filozofii, która postrzegając świat jako kosmos – jako rozumnie uporządkowaną całość, wniosła do naszego dziedzictwa racjonalny stosunek do rzeczywistości, a wraz z tym postawę zainteresowaną rzetelnym poznaniem i opisem świata takiego, jakim on naprawdę jest;

– po drugie, na rzymskiej kulturze prawnej, wraz z jej podstawową kategorią osoby jako podmiotu prawa i zasadą równości prawnej wszystkich obywateli. Greckiej i rzymskiej teorii i praktyce zawdzięczamy również wypracowanie klasycznego zachodniego wzorca właściwie urządzonej wspólnoty politycznej, przy czym nie była nim bynajmniej demokracja, lecz politeia/republika, w której osoby sprawujące władzę wyróżnia przede wszystkim troska o dobro wspólne;

– po trzecie, na duchowej i religijnej tradycji chrześcijaństwa, która przynosząc ze sobą konkretny obraz Boga jako zatroskanego o ludzi Ojca, a wraz z tym konkretną antropologię i wizję wspólnoty, była w stanie włączyć w siebie najbardziej wartościowe elementy greckiej i rzymskiej spuścizny.

Wolność absolutna

Jednak od pewnego czasu pod szyldem Zachodu do głosu zaczęła dochodzić zupełnie inna opowieść. Co charakterystyczne, uczyniła ona swoim sztandarem i główną bronią pojęcie wolności. Wolność rozumianą pozytywnie jako samodzielne poszukiwanie i urzeczywistnianie dobra zastąpiła idea negatywna – wyzwalanie się od wszelkich ograniczeń. Zaczynając od walki z faktycznymi przejawami niesprawiedliwości, z historycznie ukształtowanymi realnymi barierami kulturowymi, społecznymi czy ekonomicznymi, wolność pojmowana jako negowanie i przekraczanie granic doprowadziła do zakwestionowania i odrzucenia całego dorobku kulturowego Zachodu postrzeganego jako źródło opresji.

Niedawno uczyniono krok następny i za zniewolenie uznaje się również ograniczenia płynące z naszej biologicznej natury. Jak się okazuje, to, że mam określoną płeć, że jestem mężczyzną lub kobietą, zniewala mnie i przymusza do tego, abym był tym, czego nie wybrałem, gwałci zatem moją wolność i moje człowieczeństwo. Przykłady i konsekwencje takiego myślenia można by rozwijać bez końca. Wszystkie one sprowadzają się do przekonania, że nic nie jest nam raz na zawsze dane, nic nas bezwzględnie nie ogranicza, badanie i poznawanie prawdy o świecie i nas samych nie ma sensu, bo prawda nie istnieje; wszystko ostatecznie zależy od swobodnych aktów naszej woli i jest produktem naszej swobodnej twórczej wyobraźni. To od siły woli zależy, jak ukształtujemy sami siebie i otaczający nas świat. Jeden z prekursorów takiej narracji pisał: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; chodzi o to, by go zmienić".

Z perspektywy autentycznej cywilizacji Zachodu to, co doszło w niej do głosu i zaczyna dominować, jest jej przeciwieństwem, parodią, karykaturą, antycywilizacją, kontrkulturą. Te wszystkie brzmiące niczym epitety określenia trafnie oddają istotę owego zjawiska. W ramach cywilizacji zachodniej działa coraz potężniejsza negatywna, destrukcyjna siła, która przypomina narastające tsunami, kusząc ludzi atrakcyjną dla wielu opowieścią o absolutnej wolności człowieka. Jeśli osiągnie ona swój cel i zwycięży, będzie to oznaczać koniec ludzkiej cywilizacji, koniec człowieczeństwa. Co można jej przeciwstawić?

Wyjątkowa ?polska opowieść

Pytanie: „Czy Polsce potrzebna jest dziś wielka narracja?", sugeruje, jakoby Polska mogła sobie dowolnie wybrać czy też wymyślić jakąś dla siebie wyjątkowo korzystną i atrakcyjną opowieść. To oczywiście nieporozumienie. Wymyślić i wybrać można sobie jedynie rozmaite ideologie. Żywa wspólnota – religijna, narodowa, kulturowa – tego nie potrzebuje, bo taką opowieść już zawsze posiada. Nawet jeśli nie jest ona do końca spójna i wyraźnie wyartykułowana, to każda konkretna wspólnota wie dobrze, czym jest i kto do niej należy, a kto nie. Także my, Polacy, nie potrzebujemy niczego wymyślać, bo ta opowieść jest w nas, albo mówiąc mocniej i wprost – my sami nią jesteśmy. Trzeba od razu dodać: jesteśmy nie jedną z wielu, nie byle jaką, lecz zupełnie wyjątkową opowieścią.

Ujmując to jeszcze inaczej, chodzi tu przede wszystkim o pytanie o naszą tożsamość, o to, czym (kim) jesteśmy i czym chcemy być jako naród. Wszystko to wiemy z naszej historii, z tych opowieści o niej, którymi oddychamy od dzieciństwa, od pierwszych przebłysków naszej świadomości. Nasze polskie dzieje, nasza pamięć o naszych ojcach, dziadach i pradziadach wyznacza to, kim jesteśmy i jak rozumiemy siebie samych jako Polaków. To nasza pamięć określa naszą tożsamość.

Ale pytanie o tożsamość to zarazem pytanie o to, w czym jesteśmy podobni, a czym różnimy się od innych narodów. Okazuje się, że do jednych nam bliżej, a do innych dalej. Naszą perspektywą i naszym światem jest cywilizacja chrześcijańska w jej wersji łacińskiej. To ona wyznacza naszą opowieść, która w naszych polskich oczach nabiera swoistości i dodatkowego kolorytu, ale pozostaje wciąż odmianą tej samej opowieści.

Warto przypomnieć kilka elementów polskiej opowieści, które wyróżniają ją od narracji innych narodów. Po pierwsze i najważniejsze, cytując Jana Pawła II: „nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa". Najważniejsze dzieła naszej tysiącletniej kultury niosą w sobie świadome nawiązanie do chrześcijaństwa. W tym sensie, niezależnie od naszych osobistych religijnych czy areligijnych autoidentyfikacji, jako Polacy jesteśmy narodem chrześcijańskim, bo nie ma Polski i polskiej kultury bez chrześcijaństwa. Jeżeli upadnie chrześcijaństwo, zginie też Polska – jeśli nawet pozostanie ta sama nazwa, będzie to już coś zupełnie innego.

Ponadto, co również dla pozostałych krajów Europy nietypowe, polska tożsamość niemal od samego początku naszych dziejów niesie w sobie świadomość tego, co najlepsze również w wymiarze politycznym – mianowicie klasyczną wizję republiki jako wzorca dobrze zorganizowanej wspólnoty.

Połączenie obu tych wątków w jedną opowieść zawdzięczamy „Kronice polskiej" Wincentego Kadłubka z początku XIII wieku. Już pierwsze zdanie pierwszej księgi „Kroniki": „Była, była ongi cnota w tej Rzeczypospolitej", wprowadzało jej ówczesnych czytelników – wąskie grono ówczesnej elity w półpogańskim jeszcze kraju – w świat pojęć cywilizacji łacińskiej. Jego mieszkańcy jawią się w wizji Kadłubka jako jeden ze starożytnych ludów, i to taki, który sam potrafił zorganizować się jako wspólnota polityczna. Stworzyła ona swoje instytucje, czerpiąc obficie z republikańskiego i chrześcijańskiego dorobku cywilizacji Zachodu. Oto na przykład stan bezprawia, w którym o sprawiedliwości decydowała posiadana siła, zastąpiono w niej ładem prawnym, gdzie „sprawiedliwością nazwano to, co najbardziej sprzyja temu, co może najmniej". Niezależnie od tego, że owa rekonstrukcja polskiej prehistorii była po prostu piękną bajką, przez kolejne dwieście czy trzysta lat dla wychowywanych na niej kolejnych pokoleniach polskiej elity stanowiła ona podstawowe źródło wyobrażeń i intelektualne narzędzie rozumienia świata. Rzeczpospolita szlachecka i jej złoty XVI wiek miały za swojego duchowego ojca mistrza Wincentego.

To właśnie najpiękniejsze strony tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów, przyciągająca siła i bogactwo jej różnorodnej kultury, jej instytucje polityczne, a zwłaszcza zasada poszanowania wolności religijnej, stanowią ważne składniki naszej polskiej, a zarazem uniwersalnej, opowieści.

Następne wieki przyniosły kolejne jej wątki: świadomość, że własne państwo nie jest dane raz na zawsze, a z drugiej strony, że naród nie sprowadza się do instytucji państwa i może istnieć bez niego, jeśli tylko potrafi zachować swój język, swoją kulturę, a wraz z nimi nadzieję na restytucję własnej państwowości. Jest w nas również obecna wypracowana przez polskich romantyków pozytywna koncepcja patriotyzmu jako miłości ojczyzny, która stanowi dobrą odtrutkę na pokusy narodowej idolatrii. Innym istotnym elementem polskiej tożsamości jest potwierdzone życiem wielu pokoleń przekonanie, że o wolność jako prawo wspólnoty do decydowania o swym losie trzeba walczyć i trzeba ją sobie wywalczyć.

Ale jest też w polskiej opowieści skłaniająca do rozwagi pamięć o hekatombie powstańczej krwi. Jako jeden z niewielu narodów niesiemy też w sobie pamięć bezpośredniego doświadczenia obydwu form XX-wiecznego totalitaryzmu, stąd krytyka faszyzmu i nazizmu, a usprawiedliwianie czy wręcz gloryfikowanie komunizmu może się w Polsce przydarzyć tylko ludziom wykorzenionym. I wreszcie doświadczenie najnowsze – Jan Paweł II i jego nauczanie, przypominające Polsce i światu prawdę o godności każdego człowieka, a także konkretny efekt tej nauki: ruch Solidarności jako próba przezwyciężenia totalitaryzmu od wewnątrz poprzez odbudowanie obywatelskiej wspólnoty wolnych i odpowiedzialnych osób.

Te wszystkie składniki wielkiej opowieści, której na imię Polska, nie są jedynie naszymi partykularnymi doświadczeniami, lecz posiadają wymiar powszechny, bo stanowią wyraz naszego zakorzenienia we wspólnym greckim, łacińskim i chrześcijańskim dziedzictwie Zachodu. Żyjemy dziś w czasach, kiedy większość mieszkańców wielu krajów zachodniej cywilizacji coraz szybciej zapomina o tych wspólnych korzeniach i coraz chętniej przyjmuje i uznaje za swoje podsuwane im zideologizowane narracje. Jednak wśród obywateli państw zachodnich, których postępująca destrukcja ich świata bynajmniej nie cieszy, stanowisko Polski akcentujące ważność owych korzeni, a także prezentowane na wielu polach świadectwo troski o nie, bywa dziś odbierana jako coś niezwykle atrakcyjnego – jako promyk nadziei. Dlatego wyraźne i odważne głoszenie tej polskiej opowieści ma dziś tak wielkie znaczenie, i to nie tylko dla samych Polaków.

Pełna wersja tekstu ukaże się w książce „Wizerunek Polski ?w świecie. Idee i działania" pod redakcją Łukasza Dryblaka, wyd. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego

Czy Polsce potrzebna jest dziś wielka narracja? Samo to pytanie nawiązuje – poniekąd polemicznie – do rozpowszechnionego przekonania, że współczesną epokę charakteryzuje upadek wielkich narracji, że niemal nikt już nie wierzy całościowym opowieściom wyjaśniającym sens naszego świata i tym samym nadającym zrozumiałość dramatom naszego indywidualnego i wspólnotowego życia. Jean François Lyotard, zwany papieżem postmodernizmu, od którego owa krytyka wielkich narracji wzięła swój początek, głosił wręcz, że to one właśnie, przez swoje roszczenie do uniwersalności i ekskluzywności, były odpowiedzialne za wybuch wojen światowych i pojawienie się XX-wiecznych totalitaryzmów. Twierdził, że dzisiaj zamiast wielkich opowieści nastał czas, by jedną powszechną prawdę o świecie zastąpiło tysiąc różnych mniejszych narracji, prezentujących własne lokalne prawdy. Każda z nich jest równie dobra i równie wartościowa, nie sposób ich porównywać czy oceniać, bo nie ma żadnych uniwersalnych kryteriów ich wartościowania. Z pluralizmu lokalnych prawd wynika zaś z kolei postulat całkowitej tolerancji i uznania dopuszczalności wszelkich istniejących narracji. Mówiąc najprościej, każdy ma swoją prawdę, która ma się nijak do prawdy innych osób, co należy z zasady uznać za właściwe i uszanować.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Co łączy składkę zdrowotną z wyborami w USA
Plus Minus
Politolog o wyborach prezydenckich: Kandydat PO będzie musiał wtargnąć na pole PiS
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta