Wśród wielu talentów oraz zalet, którymi obdarzyła go natura, miał jeszcze jeden, ważny w karierze: umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi. Pod koniec lat 60., gdy zaczynał podbijać Amerykę, dziennikarka pewnej stacji telewizyjnej, i ponadto piękna kobieta, zacytowała w rozmowie z nim opinię Harolda Schoenberga, najważniejszego krytyka muzycznego Ameryki. Napisał on, że chyba sam Bóg musiał ucałować struny głosowe Luciana. Pavarotti odpowiedział jej na to bez wahania: „W takim razie panią ucałował chyba całą". Impresario Herbert Breslin, który miał uczynić z niego artystę sławnego w USA, zrozumiał wtedy, że niewiele ma do roboty. Po tym jednym zdaniu Włoch stał się w Ameryce popularny.
Kilkanaście lat po śmierci w powszechnej opinii całego świata wciąż uważany jest za najlepszego tenora, choć oczywiście inni artyści występują dziś w głównych rolach na najważniejszych scenach Europy, Ameryki i Azji, gdzie operę spopularyzował wśród Japończyków czy Chińczyków także Pavarotti. Żaden tenor XXI wieku nie dorównuje mu jednak sławą. A teraz Luciano Pavarotti powraca za sprawą dokumentalnej opowieści o nim, którą możemy oglądać i w naszych kinach.
Nie jest to typowy dokument, ale film ten został zrealizowany przez amerykańskiego reżysera Rona Howarda, mającego zdecydowanie większe doświadczenie w fabule. Za „Piękny umysł" z Russellem Crowe'em zdobył Oscara, za „Apolla 13" – Złoty Glob. Już te dwa tytuły – oparte na faktach, bo „Piękny umysł" jest biografią matematyka i noblisty Johna Forbesa Nasha – dowodzą, że Howard najlepiej się czuje, kiedy pokazuje prawdziwą, a nie fikcyjną rzeczywistość. Z doświadczeń zdobytych w filmie fabularnym wykorzystał w „Pavarottim" umiejętność prowadzenia naracji i dozowania emocjonalnego napięcia. Suchych faktów czy dat ten dokument zawiera tylko tyle, ile jest naprawdę niezbędne.
Nauczyciel i agent ubezpieczeniowy
Sam Pavarotti mówi o sobie w tym filmie (wykorzystano wiele jego dawnych wywiadów telewizyjnych), że był dzieckiem wojny. Miał osiem lat, gdy Mussolini stracił władzę i skończył się reżim faszystowski w wydaniu niezbyt dokuczliwym dla przeciętnej rodziny włoskiej żyjącej na prowincji. Zaczęły się za to bombardowania, nasilił się terror niemiecki, aresztowany został też ojciec Luciana (na szczęście udało się go uwolnić). Potem zaczęto rozprawiać się z przedstawicielami dawnego aparatu władzy. W tamtym okresie, jak wspominał Pavarotti, niemal co dzień obcował ze śmiercią różnych ludzi, niekiedy tych, których znał.
Może właśnie dlatego rozumiał los dzieci obcujących na co dzień z wojną i po latach pospieszył im z pomocą na Bałkanach. Jego akcja charytatywna dla dzieci z Sarajewa spina narrację filmu jak klamra. Nim jednak chłopiec chroniący się przed bombardowaniami w Modenie był w stanie przekazać czek na kilkaset tysięcy dolarów do Sarajewa, musiało wiele wydarzyć się w życiu Pavarottiego.