To ukraińskie organy ścigania zmusiły polskie służby do zajęcia się procederem prowadzonym na Podkarpaciu przez Aleksieja i Jewgenija R. – ukraińskich handlarzy kobietami zmuszanymi do nierządu, którzy działali w międzynarodowej siatce. Ochrona ich biznesu trwała w Polsce latami mimo powszechnej wiedzy, także organów ścigania – dziennikarskie śledztwo „Rzeczpospolitej" rzuca nowe światło na aferę obyczajową ostatnich tygodni.
Z agencji towarzyskich braci R. miały pochodzić sekstaśmy z VIP-ami (ma być 4 tys. godzin nagrań), o których mówi były agent CBA Wojciech J. Twierdzi on, że taśmy są zdeponowane na Ukrainie i mogą służyć do szantażu. Czy to prawda – nie wiadomo, bo słów byłego agenta dotąd nikt nie zweryfikował. Fakty, do których dotarliśmy, mogą świadczyć o tym, że sekstaśmy – nawet rzekome – mogły być „polisą" gwarantującą braciom R. wieloletnią bezkarność.
250 kobiet
„Rzeczpospolita" dwa tygodnie temu ujawniła, że sprawa rzekomych sekstaśm to pokłosie śledztwa dotyczącego zmuszania kobiet do prostytucji, które prowadzi Małopolski Wydział Prokuratury Krajowej (taśm w nim nie ma, śledczy milczą, czy zweryfikowali informacje o nagrywaniu klientów). Śledztwo ma klauzulę „ściśle tajne", ale nam udało się ustalić, że w maju 2018 r. bez procesu zostali skazani bracia Aleksiej i Jewgienij R. – ukraińscy biznesmeni prowadzący oficjalnie w Polsce hotelarski biznes. Dziś wiadomo, że parali się odrażającym procederem – handlem żywym towarem, czyli zmuszaniem kobiet do prostytucji za rzekome długi, które musiały odpracować ciałem, i czerpaniem z tego zysków. Ofiary – 250 kobiet – sprowadzano z Ukrainy, Białorusi, a nawet Dominikany i Filipin. Proceder trwał przez 13 lat – zakończył go dopiero nalot ABW w lutym 2016 r. Dlaczego czekano tak długo?
Z naszych ustaleń wynika, że międzynarodowy gang sutenerów rozbiły ukraińskie organy ścigania – doprowadziły do skazania werbowników, którzy na Ukrainie znajdowali kobiety w trudnej sytuacji życiowej. Bracia R. odkupywali je, sprowadzali do Polski i zmuszali do nierządu, by spłaciły „dług".
Parasol ochronny
O tym, że mieszkający w Polsce R. są powiązani z międzynarodową szajką, ukraińska prokuratura alarmowała nasze służby już w 2011 r. – wtedy skierowała wniosek do strony polskiej „o przejęcie ścigania karnego". Rzeszowskie CBŚ nie spieszyło się z ukróceniem procederu. Choć od 2006 do 2010 r. zlikwidowało niemal wszystkie przybytki w regionie (łącznie wpadło kilkadziesiąt osób, a organizatorzy dostawali wysokie kary – nawet dziewięć lat). Dwie agencje towarzyskie braci R. były nietykalne. Z wyroku skazującego R. wynika, że parasol ochronny trzymali wysoko postawieni funkcjonariusze CBŚ – ci sami, którzy rozbijali inne agencje w regionie – Daniel Ś. (dziś detektyw) i Ryszard J., mający ochraniać seksbiznes Ukraińców – a w rewanżu korzystać za darmo z usług prostytutek, drinków i noclegów. Zatrzymano ich, tak jak R., w lutym 2016 r. Dziś mimo zarzutów są na wolności.