Po przeszło godzinnej rozmowie w cztery oczy obu przywódców w Gabinecie Owalnym Białego Domu Donald Trump nie chciał jasno powiedzieć, czy przedłuży na kolejne pół roku porozumienie z Teheranem.
– Nie wiem, co zrobię 12 maja, choć pan, panie prezydencie, ma już dość dobre rozeznanie co do moich intencji – zwrócił się do Emmanuela Macrona. – Ale jeśli zrobię to, czego wiele osób się spodziewa, to zobaczymy, czy uda nam się jednocześnie wynegocjować nowe porozumienia na solidnych podstawach. Bo obecne porozumienia ma podstawy zgniłe i nigdy nie powinno zostać podpisane. To umowa po prostu chora – oświadczył prezydent Trump.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że decyzja miliardera jest przesądzona. Tak jak zapowiadał w kampanii wyborczej, „podrze" umowę wynegocjowaną w 2015 r. przez Baracka Obamę, nie licząc się ze stanowiskiem innych sygnatariuszy porozumienia, i przywróci sankcje przeciw Iranowi. To mogłoby prowadzić do zupełnie nieprzewidywalnych skutków, bo szef irańskiej dyplomacji Mohammad Dżawad Zarif, który w niedzielę był w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, zagroził, że w takim przypadku kraj wznowi program jądrowy.
– Nie będziemy jednostronnie trzymali się porozumienia, które zostało zerwane przez drugą stronę – ostrzegł Zarif.
Po rozmowie z Macronem sytuacja wydaje się zupełnie inna. Amerykański prezydent zasygnalizował bowiem, że jest gotów „na gruzach" starej umowy zacząć negocjować umowę nową. Jak tłumaczył Macron, miałaby ona zostać uzupełniona o kilka kluczowych punktów.