Z prośbą o interwencję do „Rzeczpospolitej” zwrócił się jeden z polskich przedsiębiorców działający na Instagramie, Facebooku, Twitterze i TikToku. Kilka tygodni temu ZUS rozpoczął kontrolę umów o dzieło, jakie ta spółka zawiera z influencerami. Pytania inspektorów ZUS wskazują, że ich wizyta może się skończyć nałożeniem na spółkę obowiązku zapłaty ogromnych kwot.
Początek końca?
– ZUS próbuje stworzyć bardzo niebezpieczny precedens, który może zagrozić całej branży reklamowej i kreatywnej – komentuje, prosząc o zachowanie anonimowości, prezes kontrolowanej spółki. – Zagrozi wielu freelancerom i artystom, których działalność opiera się przede wszystkim na dostarczaniu dzieł, publikacji utworów. Stworzenie filmu, zdjęcia, wpisu w mediach społecznościowych czy artykułu na bloga to przecież najczystszy możliwy efekt umowy o dzieło. Wynikiem współpracy opartej na takiej umowie ma być konkretny efekt w formie publikacji. Twórcy internetowi nie są w takich umowach zobowiązani do bycia w określonym miejscu, w określonym czasie, wykonania pracy w określony sposób, więc należyte wykonanie, na które powołuje się ZUS, jest sprzeczne z logiką i faktycznym funkcjonowaniem branży.
Argumentem ZUS za oskładkowaniem dzieł może być to, że te umowy o dzieło są powtarzalne, zawierane wielokrotnie z tymi samymi osobami.
Czytaj więcej
Gwiazdy internetu będą sprawdzane, czy ich aktywność i relacje z firmami reklamowymi nie naruszają przepisów prawa.
– To, że influencer współpracuje z agencją czy firmą w różnych kampaniach, dla różnych klientów kilkakrotnie, nie tworzy znamion regularnej pracy – komentuje prezes kontrolowanej spółki. – Artyści freelancerzy, graficy, dziennikarze czy influencerzy budują długotrwałe relacje biznesowe z wieloma podmiotami na rynku i różnymi klientami. Uznanie jednak, że są pracownikami wszystkich tych podmiotów albo że charakter ich pracy, czyli dostarczenie dzieła, nie ma znaczenia ze względu na liczbę stworzonych dzieł, jest absurdalne.