Nie milkną echa piątkowej katastrofy, w której śmierć poniosły cztery osoby – w tym dwoje dzieci (chłopcy w wieku siedmiu i dziesięciu lat) jadący fordem oraz dwoje dorosłych z mazdy, która stanęła w płomieniach. Wszystko wydarzyło się tuż po godz. 23 na remontowanym odcinku drogi S7 (w kierunku Gdyni, między wjazdem Lipce a Gdańsk-Południe). W stojące samochody z dużą siłą uderzył TIR z naczepą kierowany przez 37-letniego Mateusza M. Skutki były tragiczne – oprócz zabitych są ranni. Kilka pojazdów wskutek uderzenia stanęło w ogniu.
Prokuratura Rejonowa w Pruszczu Gdańskim zarzuciła kierowcy TIR-a, 37-letniemu Mateuszowi M., spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym, zagrażającej życiu wielu osób. Nie przyznał się, odmówił wyjaśnień, odpowiadał tylko na pytania obrońców.
Czytaj więcej
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wydała komunikat w sprawie karambolu na drodze S7 w miejscowości Borkowo, w którym zginęły 4 osoby, w tym dwoje dzieci, a 15 odniosło obrażenia.
Nie widać, by hamował
Kierowca był trzeźwy, wykluczono obecność substancji psychoaktywnych i rozmowę przez telefon w czasie jazdy. Z zapisu tachografu wynika, że prędkość przekroczył nieznacznie – jechał 89 km/h – przy ograniczeniu do 80 km/h. Zastanawiające jest to, że nie podjął hamowania.
– Z zapisów tachografu wynika, że wytracenie prędkości do zera trwało aż 10 sekund — przekazał prok. Mariusz Duszyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. A to oznacza – jak wskazał – że TIR wytracił prędkość nie dzięki hamowaniu, lecz na skutek uderzenia w poprzedzające go samochody i w barierę energochłonną. Stąd tak wielkie spustoszenia poczynione przez sunącą ciężarówkę.