Mahmud Abbas spotkał się w Brukseli z szefami dyplomacji państw członkowskich, zabiegając o uznanie przez Unię niepodległego państwa palestyńskiego ze stolicą we wschodniej Jerozolimie. Szybka decyzja w tej sprawie 28 państw UE miałaby być odpowiedzią na grudniową decyzję Donalda Trumpa uznającą Jerozolimę za stolicę Izraela. Na to się jednak nie zanosi.
Równocześnie o skutkach decyzji Trumpa rozmawiał na Bliskim Wschodzie wiceprezydent USA Mike Pence. Był w Kairze, Ammanie i w Izraelu, gdzie był przyjmowany jak bohater. To w końcu on od dawna stał na stanowisku, że USA powinny uznać realia w sprawie statusu Jerozolimy jako stolicy państwa żydowskiego, czego elementem miałoby być przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy. Jak powiedział w Knesecie, nastąpi to do końca przyszłego roku.
Bruksela czeka
Takie tło wystąpienia Abbasa w Brukseli podniosło poziom sympatii dla przywódcy Palestyńczyków. Państwa UE w większości krytycznie oceniają grudniową decyzję prezydenta Trumpa.
Jednak w czasie niedawnego głosowania w ONZ nad rezolucją żądającą odwołania decyzji Trumpa sześć państw UE wstrzymało się od głosu, w tym Polska obok Węgier, Rumunii, Czech, Chorwacji i Łotwy. Takie kraje jak Francja czy Niemcy były jednak za. Polska utrzymuje od czasów PRL relacje dyplomatyczne z państwem palestyńskim, podobnie jak wiele innych krajów dawnego bloku komunistycznego. Od kilku lat Palestynę uznaje Szwecja, jako pierwsze państwo dawnego Zachodu.
Wstrzymanie się od głosu w ONZ miało świadczyć, że Polska jest za każdym pomysłem prowadzącym do rozwiązania konfliktu. W tym decyzji Trumpa.