Lista państw, gdzie wstrzymano szczepienia preparatem AstraZeneca, liczy sobie już kilkanaście pozycji: Dania, Norwegia, Litwa, Łotwa, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Irlandia, Islandia, Austria, Holandia, Luksemburg, Kongo, Indonezja – i być może jeszcze się wydłuży. Powodem są przypadki zakrzepicy (w tym śmiertelne) po podaniu szczepionki. Przypadki – trzeba przyznać – przy skali szczepień bardzo nieliczne, ale jednak. Polska twardo trwa na stanowisku, że wszystko jest w porządku, i zawieszenia stosowania szczepionki nie będzie. Jak nietrudno przewidzieć, po roku emocjonalnej huśtawki i ta sprawa natychmiast stała się przyczyną starcia dwóch skrajnych postaw.
Pierwsza to całkowita negacja potrzeby szczepień – jednak śmiem twierdzić, że wbrew twierdzeniom strony przeciwnej to tak naprawdę margines. Może krzykliwy, ale margines.
Druga postawa, znacznie liczniejsza, to niemalże religijny stosunek do szczepionki. Przedstawiciele tego nurtu gotowi są nazwać foliarzem każdego, kto wyrazi choćby najmniejszą wątpliwość. W takim jednak razie muszą za foliarzy uznać rządzących wymienionymi wcześniej krajami. Co ciekawe, pod tym sztandarem łączą się ponad podziałami politycznymi twardzi zwolennicy obecnej władzy i jej twardzi kontestatorzy spod znaku błyskawicy.
Tymczasem jest duża grupa ludzi, którzy przeciwnikami szczepień nie są, sami chcieliby przyjąć szczepionkę, ale mają w pełni uzasadnione wątpliwości. Szczególnie wobec tego konkretnego leku. Sama AstraZeneca wskazuje, że przypadków zakrzepicy po przyjęciu szczepionki było w Wielkiej Brytanii 37, a podano 11 mln dawek. Zawsze można powiedzieć, że między danym schorzeniem a szczepionką nie istnieje związek przyczynowy, a jedynie jedno nastąpiło po drugim. A jednak szczepionki testuje się, między innymi obserwując właśnie takie korelacje. Pytanie brzmi, czy gdyby preparaty powstawały pięć do dziesięciu lat, a nie pół roku, tego typu przypadki, nawet w niewielkiej liczbie, nie byłyby powodem do alarmu i poważnych zastrzeżeń do wyników. Jeśli nawet przyjmiemy, że niektóre rządy reagują panicznie i pod presją opinii publicznej, to czy nie jest to skutek tego, przed czym ostrzegali sceptycy miesiące temu: małego marginesu zaufania do szczepionek, wynikającego z dyskredytowania od samego początku wszelkich wątpliwości?
Adam Niedzielski oznajmia, że Polska podawania AstraZeneca nie przerwie, bo korzyści przeważają nad ryzykiem. I to się zgadza – z punktu widzenia dużej statystyki. Ale już nie z punktu widzenia poszczególnych osób. Tu kalkulacja może wyglądać całkiem inaczej.