O wyroku w sprawie Daniela Kasprzyka (zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku) poinformował "Kurier Lubelski". Wcześniej szeroko całą sprawę na łamach "Tygodnika TVP" w reportażu opisał Karol Wasilewski.
Wszystko zaczęło się wiosną 2019 r. To wtedy 13-letnia pasierbica pana Daniela, rzuciła podejrzenia na ojczyma. Napisała na kartce, że ten miał jej wkładać ręce do majtek, dotykać w intymne miejsca, całować w szyję. Po rozmowie z mężem, który kategorycznie zaprzeczył, matka dziewczynki udała się z nim do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Łomży. - Córka potem przyznała się, że to, co napisała było kłamstwem. Że była zła na mojego męża, bo za złe oceny zmuszał ją do ćwiczenia kaligrafii. Ale "machina" ruszyła - opowiada matka.
Sprawą zajęła się łomżyńska prokuratura. Postawiła mężczyźnie zarzut z artykułu 200 Kodeksu karnego (seksualnego wykorzystania małoletniej). W lipcu 2019 r. Daniel Kasprzyk został tymczasowo aresztowany. Jego pasierbica pisała listy do sądu i prokuratury o uwolnienie ojczyma, ale bez skutku.
- Tego się nie da opowiedzieć. To był koszmar. Byłem bity, duszony, kopany po całym ciele. Współwięźniowie uderzali mnie łyżką po kolanach, ogolili mi głowę, próbowali wyrwać paznokcie, odbierali jedzenie - relacjonuje na łamach "Kuriera Lubelskiego" 50-latek. Dodaje, że jeden z osadzonych dwa razy go zgwałcił.
Z aresztu wyszedł po 142 dniach. Nadal miał zakaz zbliżania się do rodziny. Sąd ostatecznie uniewinnił go od zarzutu molestowania pasierbicy. Dlatego mógł się ubiegać od Skarbu Państwa o zadośćuczynienie za niesłuszny areszt.