Stawka jest ogromna. Paweł Jabłoński, wiceminister spraw zagranicznych, ocenia, że gdyby fala przyjazdów „została puszczona na żywioł", na Bugu stawiłoby się od września kilkadziesiąt tysięcy więcej chętnych do nielegalnego przez Polskę do Niemiec.
– Dzięki kampanii dyplomatycznej, którą podjęliśmy, jest ich około pięciokrotnie mniej. Tak wynika z rozkładu lotów – przekonuje „Rzeczpospolitą".
Na taki pomysł pierwsza wpadła Litwa. Wiceszef MSW Kestutis Lancinskas mówi BBC, że w Wilnie zaczęto bić na alarm już w marcu, gdy reżim Łukaszenki zniósł obowiązek wizowy dla Irakijczyków. Polska na serio podjęła akcję dyplomatyczną w krajach, skąd lądują uciekinierzy w Mińsku, dopiero we wrześniu. Ale robi to na coraz większą skalę.
– Szczególnie obawiamy się przyjazdów z Libanu i Sudanu – krajów na skraju wojny domowej – mówią źródła w Warszawie.
Efekty przyniosło to w przypadku Jordanii. Na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ dwa miesiące temu szef MSZ Zbigniew Rau spotkał się ze swoim odpowiednikiem Nasserem Judehem, a w tym tygodniu Warszawę odwiedził król Abd Allah II. Imigracja przez Amman niemal w całości ustała.