– Legalna migracja działa bardzo dobrze, ale to nie wystarczy – powiedziała Ylva Johansson, unijna komisarz do spraw wewnętrznych. Jak zauważyła, ludność UE kurczy się rocznie o milion wskutek ujemnego przyrostu naturalnego. – Oznacza to, że legalna migracja powinna rosnąć mniej więcej o milion rocznie – powiedziała.
Na razie UE próbuje odzyskać kontrolę nad imigracją i uporządkować strumień tych osób, które szukają w UE lepszego życia albo z powodów ekonomicznych, albo uciekając przed wojną czy prześladowaniami. Tych pierwszych teoretycznie powinno się odsyłać do krajów pochodzenia, tym drugim – zgodnie prawem międzynarodowym i UE – udzielać azylu. Obecnie każda osoba zainteresowana złożeniem wniosku azylowego jest rejestrowana przy wjeździe do UE, ale bardzo często może się potem swobodnie przemieszczać. Albo przemyka się bez kontroli granicznej i składa wniosek o azyl w innym państwie niż to, w którym przekroczyła granicę. Zdarza się też, że składa wniosek w państwie wejścia do UE, a potem także w kolejnym dzięki lukom w unijnym systemie.
Nowy zestaw przepisów
To ma się zmienić po tym, jak 20 grudnia UE uzgodniła pakt migracyjny. Zawiera on kilka aktów prawnych, które będą stopniowo wchodziły w życie od przyszłego roku. Margaritis Schinas, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, porównał nowy zestaw przepisów do piętrowego domu. – Solidny parter tworzą granice zewnętrzne. Będzie nowy obowiązkowy screening wszystkich przybywających do UE na granicy i będą przyspieszone procedury – wyjaśniał polityk. Główna zmiana polega na tym, że na granicach powstaną wielkie ośrodki recepcyjne, w których z automatu będą przetrzymywani wszyscy imigranci pochodzący z krajów z niskim wskaźnikiem przyjętych wniosków azylowych. Są to kraje, które UE co do zasady uważa za bezpieczne, ale oczywiście mogą być indywidualne przypadki osób prześladowanych, dla których powrót wiązałby się z zagrożeniem zdrowia czy życia. Te osoby nie zostaną pozbawione fundamentalnego prawa do azylu, ale na rozpatrzenie wniosku będą czekać w zamkniętym ośrodku. Ma to zakończyć obecny problem azylantów czekających na rozpatrzenie wniosku w różnych krajach miesiącami, a potem znikających w próżni prawnej w razie odmowy. Z tej obowiązkowej procedury granicznej będą zwolnieni nieletni oraz – w określonych sytuacjach – rodziny z dziećmi.
Czytaj więcej
Unia musi osiągnąć maksymalną koordynację i współpracę państw członkowskich – mówi dr Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych i ośrodka THINKTANK.
Stworzy to nieproporcjonalną presję na państwa graniczne, obecnie przede wszystkim Włochy i Grecję, bo to do nich przybywa główna fala imigrantów. Ale w zamian kraje te dostały zasadę solidarności. Polega ona na tym, że w razie kryzysu na granicy, gdy państwa frontowe nie będą w stanie obsłużyć fali migracyjnej, zostanie ona przekierowana do innych państw. Ma się to odbywać na zasadzie dobrowolności, czyli jeśli państwa nie będą chciały tego robić, to będą mogły zapłacić po 20 tys. euro na każdego przysługującego im imigranta po to, żeby zajęło się nim inne państwo. Przy rozdzielaniu imigrantów będzie też brany pod uwagę fakt, jak bardzo inne państwa znajdują się pod presją wynikającą np. z przyjmowania Ukraińców, którzy formalnie uchodźcami nie są, czy z wcześniejszych fal imigracji. Ma być też zaostrzona polityka powrotów, czyli odsyłania imigrantów, których wnioski azylowe zostały odrzucone. Ale przede wszystkim UE chce sobie radzić z problemem, przerzucając go na państwa trzecie. Tak jak kryzys migracyjny lat 2015–2016 został rozwiązany poprzez zawarcie umowy z Turcją, która za kilka miliardów euro zgodziła się zatrzymać Syryjczyków. Teraz podobne umowy mają być zawierane z innymi państwami, np. Tunezją i Egiptem.