Katarzyna G. z wydziału finansowego CBA od początku 2007 r. miała – sukcesywnie przedłużane – poświadczenie bezpieczeństwa dające jej pracodawcy „rękojmię zachowania tajemnicy". To dawało jej dostęp nie tylko do sejfu CBA z pieniędzmi, wgląd w koszty operacji specjalnych oraz do materiałów finansowych objętych klauzulą „ściśle tajne". Dziś już wiadomo, że przez dwa i pół roku wynosiła z CBA pieniądze, i przekazywała mężowi – hazardziście. W jaki sposób to robiła, opisaliśmy w „Rzeczpospolitej” we wtorek.
Dowiedz się więcej: Jak pani Kasia oskubała CBA na 9,2 mln zł
Niechlujna weryfikacja
Pierwszy raz czynności weryfikujące G. jako osobę starającą się o dostęp do materiałów o najwyższych zabezpieczeniach ABW przeprowadziła tuż po jej zatrudnieniu w CBA. Certyfikat bezpieczeństwa otrzymała wtedy na pięć lat – kolejne przedłużano najpierw co trzy lata, a po zmianie ustawy w 2010 r. co pięć. Ostatni certyfikat kasjerka otrzymała dwa lata temu – regularnie wynosiła wtedy w torebce miliony z sejfu CBA.
Organ rzetelnie weryfikujący przyznanie jej uprawnień powinien wiedzieć o tym, że mąż jest hazardzistą i nie przedłużyć jej dostępu do tajemnic. A tego nie zrobił.
Ubiegając się o certyfikat dostępu do tajnych informacji, trzeba wypełnić 26-stronicowy kwestionariusz z pytaniami o niemal wszystkie kwestie życiowe – poczynając od rodziny, przez stan majątkowy, zadłużenie, nałogi choroby psychiczne. Pytania dotyczą m.in. współmałżonka. Jedno dotyczy zadłużenia wynikającego z hazardu. Jakiekolwiek uzależnienie, w tym także małżonka, przekreśla możliwość otrzymania certyfikatu.