Były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Paweł Wojtunik zarzuty niedopełnienia obowiązków usłyszał w czwartek w krakowskiej prokuraturze. Zdaniem śledczych miał zaniechać złożenia zawiadomienia w sprawie dyrektora stołecznej delegatury CBA, który (w latach 2009–2011) okradał Biuro – przez co miał mu przysporzyć korzyści. Szkopuł w tym, że Wojtunik zawiadomił prokuraturę o malwersacjach finansowych Roberta G. – w efekcie były dyrektor jest dziś oskarżony przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie i czeka na proces.
– Zarzuty są absurdalne. Nikomu nie przysporzyłem żadnej korzyści. I to ja złożyłem zawiadomienie do prokuratury na ówczesnego dyrektora warszawskiej delegatury CBA. Natychmiast gdy powziąłem informację, że mogło dojść do przestępstwa – mówi nam Paweł Wojtunik.
Czytaj także: Wojtunik: CBA stygmatyzuje polityków opozycji
Szczegóły patologii w warszawskiej CBA opisał w 2015 r. tygodnik „wSieci". Znajdujący się w tarapatach finansowych Robert G. miał kazać swojemu kierowcy wypłacać z kasy CBA po kilka tysięcy złotych i przynosić mu do ręki. Gdy sprawa wyszła na jaw, Wojtunik zdjął go ze stanowiska, a G. uciekł na zwolnienie lekarskie. Wkrótce odszedł na emeryturę.
Wojtunik miał też, zdaniem prokuratury, zniszczyć w kwietniu 2012 r. dokumenty obciążające G. – usłyszał więc też zarzut w tym zakresie. O jakie dokumenty chodzi, nie wiadomo.