Przede wszystkim nasze analizy zawarte m.in. w Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP, opracowanej na wniosek prezydenta Andrzeja Dudy, wskazują, że optymalnym kierunkiem wzmacniania marynarki byłoby pozyskiwanie okrętów typu fregata. Czyli jednostek większych i bardziej uniwersalnych niż te przewidziane w planach opracowanych za rządów PO–PSL, które zresztą przez te rządy nie zostały wdrożone. Te okręty przede wszystkim posiadają zdolności do osłony przeciwlotniczej oraz przeciwrakietowej i będą mogły zostać „wpięte" w system obrony powietrznej kraju. Tym samym mogą zabezpieczać zgrupowania okrętów, porty wojenne, sojusznicze wojska przybywające drogą morską ze wzmocnieniem czy chociażby amerykańską bazę w Redzikowie.
Jak jeszcze można wykorzystać fregaty?
Nie można zapominać też o tym, że Polska prowadzi zainicjowaną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego politykę dywersyfikacji źródeł energii. Fregaty mogą być więc wykorzystywane do ochrony konwojów, gazoportu w Świnoujściu czy innych elementów infrastruktury krytycznej. Mniejsze jednostki nie dają takich możliwości, tym bardziej że ich zdolności do operowania w trudnych warunkach pogodowych, często występujących na Bałtyku, pozostawiałyby wiele do życzenia. Fregaty zapewniłyby również zdolności do wysuniętego rozpoznania, zwalczania okrętów podwodnych oraz mogłyby stanowić mobilną bazę dla operacji sił specjalnych. Kolejnym argumentem przemawiającym za zakupem fregat typu Adelaide jest szansa na bardziej skuteczne wypełnienie zobowiązań sojuszniczych, wynikających z naszego członkostwa w NATO, w tym chociażby postanowień ostatniego szczytu Sojuszu, czyli inicjatywy 4×30 – wydzielenia sił lądowych, powietrznych i morskich do szybkich działań. Dzięki temu uzupełnilibyśmy także deficytowe zdolności NATO na Bałtyku.
Czy nie ma pan obaw, że zakup używanych fregat spowoduje, że inne potrzeby Marynarki Wojennej RP zostaną odłożone w czasie? Słowem czy zakup australijskich fregat może spowodować rezygnację z programów „Miecznik" i „Czapla", a także „Orka", czyli okrętów podwodnych?
Dzięki temu uzupełnilibyśmy także deficytowe zdolności NATO na Bałtyku. BBN jest w ścisłym kontakcie z ministrem obrony, uczestniczymy w naradach i jesteśmy informowani o decyzjach, które ministerstwo podejmuje. Absolutnie nie wynika z nich, aby te programy były zarzucone. Wolą ministra Mariusza Błaszczaka jest doprowadzenie w tym zakresie do szybkich rozstrzygnięć.