Reformy potrzebne od zaraz, szczególnie wobec dłuższego zablokowania normalnej pracy
1. Odciążenie sądów od spraw niekoniecznych – jest możliwe, ale tylko poprzez zmiany w prawie materialnym. Przykładowo – na zniesienie współwłasności budynków i lokali nie ma żadnych przepisów w prawie materialnym ani w k.p.c., a ten ostatni zajmuje się głównie dziedziczeniem gospodarstw rolnych, co było problemem jeszcze 40 lat temu, a dzisiaj mało kogo interesuje. Podobnie uregulowanie spraw spadkowych jest wielokrotnie tańsze w sądzie niż przed notariuszem. Trudno się więc dziwić, że obywatele wnoszą tyle spraw do sądów. Są do tego zmuszeni także w sprawach, które niepotrzebnie wymagają indywidualnych decyzji sądów, chociaż mają charakter masowy i powtarzający się (np. spory o najem pojazdów zastępczych czy przyznanie zadośćuczynień). Odpowiednie działania to zmniejszenie objętości kodeksu postępowania cywilnego poprzez przeniesienie odpowiednich regulacji do przepisów prawa materialnego, a w szczególności usunięcie dyspozycji odsyłających do prawa sędziowskiego w rodzaju „sąd postanowi" bez żadnej alternatywy w prawie materialnym.
2. Całkowita reforma systemu dochodzenia roszczeń – poprzez systemowe włączenie mediacji do procesu windykacji, przewidziane jako sposób nabycia zdolności sądowej – chyba że zachodzą przesłanki wydania nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym lub upominawczym. Postępowania nakazowe też muszą być zreformowane, bo obowiązujące przesłanki wydawania nakazów zapisane w k.p.c. powodują zbyteczne przeciążenie sądów (kilkadziesiąt procent pozwów o wydanie nakazu jako bezzasadnych jest przenoszonych do procesu). Mediacja i inne metody rozwiązywania sporów (ADR) muszą stać się realną alternatywą dla spraw sądowych. W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, aby uznać mediatorów za de facto sędziów pokoju, co praktycznie nie wymaga żadnych kosztów ani nakładów organizacyjnych, bo mediatorzy są i działają na własny rachunek. Konieczne są jednak zmiany legislacyjne, jak dotąd niewyobrażalne dla większości przedstawicieli doktryny i polityki. Aby mediacja i ADR stały się realnym i popularnym sposobem powszechnego rozwiązywania sporów, trzeba obalić dogmat prymatu rozstrzygnięć sądowych nad mediacją i ADR-ami. Od rozwiązywania sporów mają być powołani najpierw profesjonalni prawnicy, a potem dopiero sądy. Na przeszkodzie rozwoju porozumienia i mediacji stoją w chwili obecnej przepisy o wynagrodzeniu pełnomocników oraz o zatwierdzaniu ugód przygotowanych przez mediatorów. Za rozwiązanie sporu poza sądem profesjonalni prawnicy powinni otrzymywać takie same wynagrodzenie jak za sprawę sądową – także od przeciwnika. Aby preferować mediację w przypadku jej niepowodzenia, kontynuowanie sporu już przed sądem powinno się odbywać za jedno i to samo wynagrodzenie. Teraz wniesienie sprawy do sądu jest wielokrotnie bardziej dochodowe dla prawników niż mediacja, a uzyskanie wynagrodzenia od przeciwnika za mediację praktycznie niemożliwe. Poważne wątpliwości budzi art. 183/14 k.p.c. § 3 stanowiący, że sąd odmawia zatwierdzenia ugody zawartej przed mediatorem, jeżeli „jest sprzeczna z prawem lub zasadami współżycia społecznego albo zmierza do obejścia prawa, a także gdy jest niezrozumiała lub zawiera sprzeczności". Uznaniowa oceny sądu wydaje się zbyt szeroka, ponieważ nadanie klauzuli wykonalności powinno być zagwarantowane po spełnieniu przesłanek formalnych. W przypadku umów merytorycznie skomplikowanych zgodność z prawem zapewni udział notariusza (albo innego kwalifikowanego prawnika), co jest w pełni uzasadnione i praktykowane, kiedy ugodę przygotowuje świetny mediator będący z wykształcenia psychologiem lub inżynierem.
3. Kompleksowa przebudowa komunikacji z sądem – obejmująca mobilne technologie i możliwości oraz zakaz spamu w pismach procesowych. Jeżeli współczesny człowiek w pracy i życiu osobistym stale korzysta z internetu, najczęściej przy pomocy własnego smartfona, to znaczy, że w tym standardzie muszą się znaleźć także sądy. Pytanie brzmi tylko, w jaki sposób i kiedy. Utrzymywanie korespondencji z sądem za pomocą zwykłej poczty i listów wydaje się anachroniczne. Przecież sama poczta przechodzi na nowe technologie i niepostrzeżenie odeszły w zapomnienie popularne kiedyś telegramy. Można też łączyć formy elektroniczne z tradycyjnymi; np. przesyłać zawiadomienia elektronicznie, a kiedy takie doręczenie okaże się niemożliwe, poczta może je wydrukować i doręczyć tradycyjnie. Forma tradycyjna, jeżeli okaże się niezbędna, może mieć charakter subsydiarny zamiast podstawowego. Digitalizacja komunikacji wydaje się koniecznością, ponieważ większość pracy sądów jest związana z prowadzeniem korespondencji. Digitalizacja akt sprawy nie jest już konieczna, a nawet wydaje się dyskusyjna, kiedy trzeba akta zabezpieczać przed nieuprawnionym dostępem, powielaniem lub rozsyłaniem treści przez osoby do tego nieupoważnione. W zupełności może wystarczyć digitalizacja postępowania, którą de facto już mamy, chociaż nie uzyskuje ona pełnej możliwej funkcjonalności. Dla sądów decydująca jest komunikacja elektroniczna pozwalająca na automatyzację rozsyłania i przyjmowania korespondencji, a także udzielania informacji osobom wyposażonym w odpowiednie uprawnienia dostępu. Wypada też wspomnieć o dinozaurze, jakim jest system do nagrywania rozpraw. Sądy zostały weń zaopatrzone na początkowym etapie rozwoju tej technologii, więc machiny dostarczone sądom nie posiadają tego, co mogą i powinny dzisiaj posiadać – inteligentnej komunikacji głosowej z automatyczną zamianą tekstu na mowę. Tę możliwość większość obywateli kraju zyskuje przy zakupie nowego telefonu i może jej używać do wysyłania wiadomości lub przeszukiwania zasobów internetu. Nie mając nic przeciwko nagrywaniu rozpraw, nie zgadzam się z akceptowaniem nagrania jako protokołu, bo to obraza rozumu. Na nagraniu „leci wszystko po kolei" – sprawy ważne i nieważne, bez jakiejkolwiek hierarchii i porządku. Dlatego i tak trzeba sporządzić, czyli dyktować, protokół z pomocą protokolanta. Obecna technologia pozwala przywrócić protokolantowi należne mu miejsce jako autora protokołu, zamiast bycia dyktafonem – zapisywaczem treści podyktowanych przez sędziego. Ma to decydujące znaczenie dla obciążenia sędziego i sprawności rozprawy, czasu słuchania świadków lub przeglądania akt. Sądy oczekują więc wyposażenia na miarę czasów i potrzeb zamiast psujących się szaf i telewizorów podłączonych do starych komputerów, bo ich funkcje spełnia dziś zwykły telefon zwany smartfonem. Dla sądów najważniejsze jest oprogramowanie zamieniające mowę na pismo, kompatybilne z programami sądowymi i zapewniające ochronę danych.
4. Zakaz spamu – w zasadzie jest to problem, którego być nie powinno, ale występuje nagminnie, spowalniając pracę nie tylko sądom. Od momentu, w którym nie tylko prawnicy przestali posługiwać się maszynami do pisania, a zastąpili je komputerami – szybko poznali możliwości funkcji „kopiuj–wklej" i od razu zaczęli jej nadużywać. W zawodowych kancelariach prawnych pozwalało to łatwo i przyjemnie powiększać objętość sporządzanych pism, a potem (zasłużenie) kwoty na timesheetach. Radość trwa krótko, bo spam niestety wraca – trzeba czytać i odpowiadać adwersarzowi na miarę tego, co się samemu wysłało. Jedną z niezasłużonych ofiar spamu są sędziowie i sądy. Jeżeli po wirusie można oczekiwać transzy dodatkowych pozwów spowodowanych przestojami w gospodarce, z pewnością warto zabezpieczyć je przed takim spamem. Pismo zwięzłe da się szybko przeczytać i przystąpić do wyjaśnienia sprawy, zamiast domyślać się, o co stronom chodzi i dosłownie godzinami ustalać to na rozprawie. Oczywiście nie można nikomu zabronić dołączenia do pozwu obszernego uzasadnienia. Problem jednak w tym, że praktycznie wszystkie pozwy składają się z obszernego uzasadnienia, a zwięzłego przedstawienia żądania się nie praktykuje. W referatach gospodarczych, którymi się zajmuję, standardowy pozew liczy kilkadziesiąt stron i co najmniej tyle załączników. Dobrze, jeżeli nie zajmą kilku tomów. Nie uchybiając w żaden sposób prawu do dochodzenia praw lub ich obrony, należy jednak ukrócić spam. Wystarczy nakaz, aby żądanie każdego pisma było w zwięzłej formie (co trzeba uściślić) i tak samo należałoby na dane pismo odpowiadać. Oczywiście uzasadnienia żądań nie można już tak ograniczać, ale dla bardziej rozbudowanych elaboratów zamieścić streszczenie i spis treści. Ta prosta kwestia formalna może ograniczyć nakład pracy sędziego o kilkadziesiąt procent, z korzyścią dla sprawności postępowania, ilości załatwionych spraw, czyli dobra wymiaru sprawiedliwości. Drugim generatorem spamu jest prekluzja procesowa, czyli przymus wyłożenia w pierwszym piśmie wszystkich roszczeń, argumentów, zarzutów i dowodów – od razu pod rygorem ich utraty (co równać się może przegraniu sprawy). Ten obowiązek procesowy wprowadzono kiedyś w imię sprawności i przyspieszenia postępowania, a przeciętne akta od razu zrobiły się grubsze, a sprawy bardziej skomplikowane, czyli dłużej trwające. Warto więc przemyśleć i przedyskutować problem, kiedy prekluzja jest niezbędna, a kiedy generuje przewlekłość postępowania i należy od niej w kodeksie odstąpić.
Powyższe spostrzeżenia zostały zainspirowane doświadczeniami z praktyki, więc naukowcy może wybaczą braki odsyłaczy, cytatów autorytetów oraz orzecznictwa sądów krajowych i unijnych. Jest to działanie celowe, ponieważ obecna niedobra dla sądów doktryna i legislacja wzięła się właśnie z nadmiaru sofistyki i gwałtu na „common sense".
Nie oznacza to jednak przyzwolenia na siermiężne argumenty i metody inspirowane emocjami zamiast argumentami. Przeciwnie: aby zahamować pogłębiający się chaos, zastąpić go prostotą oraz oświecić jasnością zasad, konieczne jest intelektualne wyrafinowanie, możliwe tylko w warunkach poszerzonego dialogu i poszanowania argumentów wszystkich stron. Bo w sądach, niestety, spotykają się wszyscy ze wszystkimi i każdy ma prawo oczekiwać dochowania jego praw i wartości.