Dwanaście lat temu warszawski radny PiS Jarosław Krajewski wygrał z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz sprawę o jawność nazwisk i kwot w trzech umowach-zlecenie dotyczących wynagrodzeń za analizy socjologiczne i zorganizowanie pikniku naukowego. Sprawa rozpoczęła się trzy lata wcześniej. Mamy więc w 2024 r. piętnastą rocznicę wydarzeń będących początkiem zmian, nad którymi kończy obecnie pracę Ministerstwo Finansów.
Początkowo szło szybko. Reakcja warszawskiego Ratusza na wyrok nakazujący ujawnienie nazwisk zleceniobiorców i wypłaconych kwot była natychmiastowa. Władze Warszawy udostępniły w internecie rejestr wszystkich zawieranych przez siebie umów. Ruch ten zainspirował redaktora naczelnego portalu Nowa Wieś w Gminie Kęty z województwa małopolskiego do złożenia wniosku do burmistrza tejże gminy o ujawnienie analogicznego rejestru. Ideę podchwycił wkrótce „Dziennik Polski”, który podobne oczekiwanie wyraził wobec wszystkich gmin i powiatów Małopolski. A potem członek Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska Adam Dobrawy zbudował cały ruch internetowy składający się z aktywistów, którzy zachęcali do publikacji rejestrów swoje urzędy gmin i inne instytucje publiczne.
Czytaj więcej:
Dwa lata po wyroku w Polsce było już kilkaset rejestrów. Stało się jasne, że potrzebna jest jakaś regulacja prawna, gdyż rejestry były zróżnicowane zarówno pod względem zakresu danych, jak i formy udostępnienia. Zupełnie niepotrzebny nakład pracy. Takie rozwiązanie do dziś nie funkcjonuje. Tyle dobrego, że od trzech lat dyskutujemy regulację, która została przyjęta w wyniku politycznego układu pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, a Kukiz' 15 (ustawa o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw z 14 października 2021 r.).
Prace zaczęły się za poprzedniego rządu
W tym czasie powstawały scentralizowane rejestry umów na kwoty poniżej progu zamówień publicznych w wielu innych krajach – Czechach, Słowacji, Ukrainie czy na Węgrzech. W Polsce takie rozwiązanie wzbudziło opór. Bo ustawa źle przygotowana, bo nie wiadomo które umowy mają znaleźć się w rejestrze, bo ogromne obciążenie, bo duża odpowiedzialność, a niewiadome obowiązki.