Katarzyna Batko-Tołuć: Niespołeczni i nieprzejrzyści

Wydaje się, że od finansowania partii z budżetu nie ma odwrotu. Warto jednak przemyśleć zasady.

Publikacja: 11.09.2024 04:31

Katarzyna Batko-Tołuć: Niespołeczni i nieprzejrzyści

Foto: Adobe Stock

Coraz częściej ze zdziwieniem zauważam, że udało się osiągnąć nieosiągalne. Kolejny mało emocjonujący dawniej temat zaczął rozgrzewać debatę publiczną. Tym razem jest to finansowanie partii politycznych i kampanii wyborczych. Mam nadzieję, że zmiana klimatu społeczno-politycznego pociągnie za sobą zmiany prawa.

Finansowanie z budżetu? Obywatele odmawiają

Temat zmiany w finansowaniu partii politycznych był na agendzie od dawna. Jeszcze w 2015 r., kiedy prezydent Bronisław Komorowski ogłosił niesławne referendum 6 września. Jedno z pytań brzmiało: „Czy jesteś za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa”. Prawie nikt tego pytania nie omawiał, gdyż wtedy na tapecie były jednomandatowe okręgi wyborcze i osłupienie, że prezydent zdecydował się na tak populistyczny ruch.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Nielegalne winogrona

Frekwencja w referendum wyniosła 7,8 proc. Przy tej frekwencji referendum było oczywiście nieważne. Kosztowało – nomen omen – około 70 milionów złotych! Warto jednak wspomnieć o nim, bo to właśnie prezydent Komorowski wyczuł, że temat ma potencjał społeczny. Prawie 80 proc. głosujących w referendum była przeciw finansowaniu partii z budżetu.

Dziewięć lat później temat jest szerzej dyskutowany, ale wyniki byłyby pewnie podobne. Wystarczy poczytać komentarze internetowe „niech ich finansują ich wielbiciele”, „co oni robią z tymi milionami, które dostają co roku?!” czy „niech się najpierw wywiążą z obietnic”. To typowe podejście osób, którym zada się pytanie.

Czy sami chcemy sobie zrobić kuku?

Moim zdaniem kluczowe pytanie brzmi jednak inaczej. Czy finansowanie partii z budżetu jest narzędziem ochrony partii czy obywatelek i obywateli? Dość oczywiste jest bowiem, że tam gdzie władza, tam i pieniądze. Wyobraźmy sobie, że tego finansowania z budżetu nie ma. Ale ktoś jednak u władzy jest, ktoś inny chce coś osiągnąć. Czy naprawdę trudno sobie wyobrazić, że się dogadają? Że zaczną współpracować? A my – teoretycznie będący źródłem władzy – zaczniemy wypadać z gry. O naszych potrzebach i problemach nikt nie pomyśli, a podejmowane decyzje mogą krzywdzić wielu z nas.

Wydaje się, że od finansowania partii z budżetu nie ma odwrotu. To standard rekomendowany przez najważniejsze organizacje międzynarodowe – OBWE, OECD, Transparency International – jako bezpieczny.

Warto jednak przemyśleć zasady finansowania z budżetu. Bo to finansowanie ani nie jest dostatecznie przejrzyste na co dzień, ani nie jest korzystne dla zaangażowania obywatelskiego. To są dwie newralgiczne kwestie.

Pobudzić zainteresowanie polityką

Zaczynając od zaangażowania obywatelskiego. Najprościej byłoby zobaczyć, jak ma się proporcja przychodów partii politycznej ze składek członkowskich i darowizn do połączonej kwoty przychodów z rocznej subwencji i przychodów od osób fizycznych. Subwencję otrzymuje każda partia wprowadzająca przedstawicieli do Sejmu, Senatu lub Parlamentu Europejskiego. Jej wysokość zależy od liczby uzyskanych mandatów.

W roku wyborczym, w dwóch największych partiach, wkład darowizn i składek członkowskich w tej połączonej kwocie był znaczący i osiągał około 44 proc. w przypadku Prawa i Sprawiedliwości i 60 proc. w przypadku Platformy Obywatelskiej. Ale w 2021 r., który nie był rokiem wyborczym, w obu partiach ten udział wynosił tylko 8 proc.

Widać zatem, że na co dzień to zaangażowanie partyjne jest niewielkie. Co gorsze, w kontekście rozważanej kwestii, ważne jest to, kto płaci i jak duże są wpłaty. Z analiz wpłat widać bowiem, że ich źródłem są sami kandydaci i ich rodziny. Wynik finansowy osiągany jest dzięki wysokim wpłatom, w tym osiągającym dozwolone limity, a nie dzięki powszechnemu zaangażowaniu wyborców.

Wspomniane wcześniej zagrożenie przejęcia polityki przez posiadaczy dużych pieniędzy też jest widoczne. Platforma Obywatelska, choć nie była u władzy, zebrała więcej pieniędzy od swoich zwolenników niż Prawo i Sprawiedliwość. A przecież w PiS działał mechanizm odwdzięczania się za lukratywne stanowiska w podmiotach publicznych. To pokazuje, że subwencja przynajmniej częściowo wyrównuje szanse partii i ich elektoratów.

Przejrzystość partii politycznych? Największe partie odmawiają

To powiedziawszy, trzeba jednak spojrzeć na inny aspekt finansowania partii politycznych, czyli na jawność, o której mowa w artykule 11 Konstytucji RP. Największe partie regularnie bojkotują jej istnienie i za spełnienie obowiązków informowania o jawności finansowania uważają złożenie sprawozdania do Państwowej Komisji Wyborczej. Sieć Obywatelska Watchdog Polska spotyka się z tymi partiami w sądzie, gdy nie chcą udostępniać informacji na wniosek. Przegrywają większość spraw. Ale i tak bez drogi sądowej praktycznie nigdy nie udaje się uzyskać informacji. To oczywiście wynik gry na zwłokę.

W 2021 r., z inicjatywy Kukiz’15 (obecnie KUKIZ15) przyjęte zostały przepisy, które nakazują partiom prowadzić dwa publiczne rejestry. Rejestr wpłat na rzecz partii – przekraczających od jednej osoby w danym roku kwotę 10 tys. zł i rejestr umów zawieranych przez partie. Co anegdotyczne w zasadzie te przepisy nie wpłynęły na partię inicjującą tę inicjatywę, gdyż nie miała ona ani subwencji, ani większych wpłat. Nie wydaje też pieniędzy. Jej rejestry są puste od lat. Ale ostrzegałabym wyborców przed uznaniem, że to modelowe rozwiązanie.

Proponowane rozwiązania

Finansowanie polityki coraz bardziej domaga się zmian. Są pomysły na oba wątki – zarówno ten związany z przejrzystością, jak i ten związany z mobilizowaniem wyborczyń i wyborców. Wymagają debaty.

Jeśli chodzi o mobilizację, to jednym z atrakcyjniejszych wydaje się nagradzanie mobilizacji. Im większe zasoby od obywatelek i obywateli partia zmobilizuje w danym roku, tym większa nagroda w kolejnym. Ale nie może to być proste przełożenie kwot. Trzeba wziąć pod uwagę, ile osób wpłaciło darowiznę lub składkę, a nie jedynie, jak dużo pieniędzy zostało wpłaconych. Analitycy mogliby stworzyć jakiś algorytm, który nie premiowałby ani ogromnych wpłat, ani wpłat groszowych. Państwo mogłoby płacić drugą kwotę z algorytmu. To przyniosłoby większy wpływ na partie i nie zamykało systemu. Dzisiejszy sposób finansowania ma wpływ na możliwości zaistnienia nowych partii.

Jednocześnie rejestr umów i wpłat powinien lepiej funkcjonować. Są pomysły na przejrzyste konta bankowe. Ja jestem zwolenniczką tej koncepcji. To nie pozwoliłoby na tricki stosowane przez partie – znikanie umów z rejestrów, nieumieszczanie ich w rejestrze, zapominanie i opieszałość. Na koncie byłoby wszystko widać. Takie rozwiązanie jest stosowane w Słowacji. I – wbrew pozorom – nawet nie zmieniając obecnych zasad jawności, zdaniem Instytutu Spraw Publicznych można by było je wdrożyć.

Oczywiście pytanie brzmi: a co z tym całym finansowaniem, które jest robione przez inne podmioty? Poza kontrolą. Czy nie od tego trzeba by zacząć? Moim zdaniem nieważne, gdzie zaczniemy. Zmian potrzeba więcej. Ale to nie blokuje uporządkowania jawności i doprowadzenia do uspołecznienia partii.

Autorka jest członkinią zarządu Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, dyrektorką zarządzającą w Fundacji dla Polski, przy której działa Fundusz Obywatelski im. Ludwiki i Henryka Wujców

Coraz częściej ze zdziwieniem zauważam, że udało się osiągnąć nieosiągalne. Kolejny mało emocjonujący dawniej temat zaczął rozgrzewać debatę publiczną. Tym razem jest to finansowanie partii politycznych i kampanii wyborczych. Mam nadzieję, że zmiana klimatu społeczno-politycznego pociągnie za sobą zmiany prawa.

Finansowanie z budżetu? Obywatele odmawiają

Pozostało 96% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?