Jerzy Stępień: Szanowany i bezcenny dla prawa

Mógł zostać posłem lub senatorem, wolał jednak trwać przy nauce. Odnalazł się w Trybunale Konstytucyjnym i PKW.

Publikacja: 10.01.2024 02:00

Wojciech Łączkowski

Wojciech Łączkowski

Foto: Adobe Stock

Może nie ma ludzi niezastąpionych, ale o pewnych ludziach wiadomo, że są niezbędni. Nie zabiegają o najwyższe stanowiska, ale to im właśnie bez wahania się je powierza. W środowiskach, w których funkcjonują, wiadomo powszechnie o ich kompetencjach, potrzebnym doświadczeniu i zaletach charakteru. Jeśli nawet są na szczytach, to zawsze jakby w cieniu, na drugim planie, i jest im z tym dobrze.

Tak właśnie postrzegam – i zapewne nie tylko ja – profesora dr. hab. Wojciecha Łączkowskiego. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, początkowo chciał wstąpić do adwokatury, odbył nawet aplikację, ale ostatecznie zwyciężyła nauka. Przeszedł wszystkie szczeble kariery akademickiej, był dziekanem i wicerektorem poznańskiego uniwersytetu w pamiętnym roku 1980.

Czytaj więcej

Zmarł prokurator Aleksander Herzog. Jeden z najwybitniejszych polskich prokuratorów

Odwołany z tego stanowiska w stanie wojennym bardzo przeżywał brak lojalności i solidarności w kręgach uniwersyteckich tamtego czasu i – jak opowiadał po latach – właściwie zerwał z tym uniwersytetem, przyjmując ofertę pracy na odtwarzanym właśnie w początkach lat 80. Wydziale Prawa KUL.

Podróż z Poznania do Lublina z przesiadką w Warszawie w tamtym czasie zajmowała niemal cały dzień. Taka radykalna postawa kosztowała. Z tą uczelnią związany był niemal do końca swych dni. Jeszcze w listopadzie 2023 r. wręczano Mu tam „Księgę jubileuszową” z okazji jubileuszu 90 lat. Był w świetnej psychicznej i fizycznej formie, jak zwykle z dystansem do siebie i świata.

W 1989 r. powierzono Profesorowi funkcję przewodniczącego Wielkopolskiego Komitetu Obywatelskiego. Gdyby chciał, mógłby zostać wtedy posłem lub senatorem, wolał jednak trwać przy swej naukowej ścieżce. Niebawem jednak Rzeczpospolita się o niego upomniała, zaskakując propozycją stanowiska sędziego Trybunału Konstytucyjnego.

Szybko okazało się, jak przydatne są w tej instytucji i w tamtym czasie przełomu Jego unikalne kompetencje specjalisty od finansów i prawa publicznego. Spod Jego pióra wypływały liczne orzeczenia TK w tej materii, między innymi starannie wypracowana i uzasadniona zasada niepogarszania sytuacji podatnika w roku podatkowym. Wszyscy z tego do dziś korzystamy – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej.

Na Trybunale tamtego czasu spoczywała wyjątkowa odpowiedzialność zbudowania, w oparciu o niewielką liczbę przepisów wielokrotnie na dodatek nowelizowanej konstytucji z tamtego okresu, takiego porządku prawnego, który krok po kroku zbliżałby nasze państwo do trudno w naszych warunkach osiągalnego ideału państwa prawa. Tam się intelektualnie wykuwało wówczas wiele zasad i rozwiązań, które trafiły do konstytucji z 1997 roku.

Do historii polskiego konstytucjonalizmu, i do historii w ogóle, przeszło Jego uzależnienie zgody na przyjęcie funkcji sędziego od zmiany roty sędziowskiego ślubowania. W dotychczasowej była mowa wierności Konstytucji PRL, a na to Profesor nie chciał się zgodzić. Poparli Go wówczas pozostali – Janina Zakrzewska, Tomasz Dybowski i Andrzej Zoll. Ten „kryzys przysięgowy” szybko został zażegnany odpowiednią nowelą ustawy o TK z 1985 r., ale pamiętam uczucie żenującego zawstydzenia, które wtedy pojawiło się wśród posłów i senatorów, a także ministrów, bo wszyscyśmy jak barany (nie wyłączając niżej podpisanego), składając ślubowanie, bez zająknięcia godzili się na pozorność tego aktu – a mieliśmy przecież przywracać słowom prawdziwe ich znaczenie…

Od 1993 r. do końca sędziowskiej kadencji Profesor był także przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej, zastępując na tym stanowisku profesora Andrzeja Zolla, który w tymże roku objął przewodniczenie Trybunałowi Konstytucyjnemu i nie mógł pełnić jednocześnie obydwu tych funkcji. Po zakończeniu kadencji sędziego TK Profesor Łączkowski został powołany do Rady Polityki Pieniężnej, i w tym miejscu Jego kompetencje i doświadczenie w zakresie prawa finansowego znowu okazały się bezcenne, ale i tu Jego gen przekory dał o sobie znać znowu. Uważał mianowicie, że członkowie tego gremium zarabiają… za dużo, i dał temu publicznie wyraz. Naraził się tą postawą koleżeństwu, sprawa znalazła się w końcu w sądzie, gdzie Jego racja ostatecznie zwyciężyła.

Także osobiście wiele Mu zawdzięczam. W czasie gdy byłem generalnym komisarzem wyborczym dla wyborów samorządowych, wspierał mój urząd jako członek Kolegium GKW z ramienia Trybunału Konstytucyjnego.

W ciągu blisko czterech lat bardzo bliskiej współpracy przy ogromnej Jego pomocy przeszedłem przyśpieszony kurs poruszania się po całym systemie prawa i na pewno mocno podszlifowałem dzięki Niemu umiejętność rozumowania prawniczego. Bardzo po kilku latach wspierał moją kandydaturę do TK, a prawdę mówiąc, On ją wymyślił.

W kręgu sędziów TK cieszył się olbrzymim autorytetem. Był powszechnie lubiany, a przede wszystkim słuchany nie tylko kiedy chodziło o prawo. Wielu z nas z pewnością dorównywało Profesorowi w podstawowej przestrzeni prawnej, ale w jednym górował nad nami bezapelacyjnie. Był jachtowym kapitanem żeglugi wielkiej i tej pasji oddawał się nawet po osiemdziesiątce, pływając także samotnie po Bałtyku i Morzu Północnym.

Ahoj, Kapitanie!

Autor jest b. prezesem Trybunału Konstytucyjnego

Może nie ma ludzi niezastąpionych, ale o pewnych ludziach wiadomo, że są niezbędni. Nie zabiegają o najwyższe stanowiska, ale to im właśnie bez wahania się je powierza. W środowiskach, w których funkcjonują, wiadomo powszechnie o ich kompetencjach, potrzebnym doświadczeniu i zaletach charakteru. Jeśli nawet są na szczytach, to zawsze jakby w cieniu, na drugim planie, i jest im z tym dobrze.

Tak właśnie postrzegam – i zapewne nie tylko ja – profesora dr. hab. Wojciecha Łączkowskiego. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, początkowo chciał wstąpić do adwokatury, odbył nawet aplikację, ale ostatecznie zwyciężyła nauka. Przeszedł wszystkie szczeble kariery akademickiej, był dziekanem i wicerektorem poznańskiego uniwersytetu w pamiętnym roku 1980.

Pozostało 86% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian