Stanisław Biernat: Jak nie wziąć udziału w najbliższym referendum

Karykaturalne sformułowanie pytań świadczy o tym, że inicjatorom przedsięwzięcia nie zależy na przedstawieniu dwóch możliwości wyboru.

Publikacja: 19.09.2023 11:22

Stanisław Biernat: Jak nie wziąć udziału w najbliższym referendum

Foto: Adobe Stock

Na wstępie wystarczy krótko przypomnieć rozpowszechnioną opinię wielu obserwatorów o referendum zarządzonym w tym roku. Będzie ono nadużyciem przewidzianej w Konstytucji RP formy demokracji bezpośredniej (art. 4 i art. 125). Dobór pytań, naruszający wymagania art. 125 ust. 1 konstytucji i karykaturalny sposób ich sformułowania, świadczą o tym, że inicjatorom tego przedsięwzięcia nie zależy na przedstawieniu obywatelom wyboru między dwoma w miarę równorzędnymi możliwościami.

W istocie jest to plebiscyt w pełni polityczny: za lub przeciw obecnej władzy w kraju. Jednym z celów jest przekierowanie dyskusji publicznej z realnych, poważnych problemów politycznych, społecznych i gospodarczych obecnych w naszym państwie, a niewygodnych dla rządzącej partii przed odbywającymi się równocześnie wyborami parlamentarnymi. „Kampania” przedreferendalna, z natury rzeczy mało merytoryczna, pozwala obchodzić ograniczenia kampanii przedwyborczej, tak finansowe jak i inne. Nie można się zatem dziwić, że zarządzone w złej wierze referendum wywołuje niesmak i sprzeciw w wielu środowiskach, dla których przywrócenie zasad państwa prawnego i demokracji w Polsce ma wielkie znaczenie.

Czytaj więcej

Beata Tokaj: powinny być osobne urny do wyborów i do referendum

W takiej atmosferze trwa dyskusja, w jaki sposób poszczególni wyborcy mogą zgodnie z prawem i bezpiecznie dla siebie spowodować, że referendum nie osiągnie zamierzonych celów, tzn. jego wyniki nie będą prawnie wiążące.

Należy przypomnieć art. 125 ust. 3 Konstytucji RP: „Jeżeli w referendum ogólnokrajowym wzięło udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania, wynik referendum jest wiążący”. Tę samą normę powtarza nieco inaczej sformułowany art. 66 ust. 1 ustawy o referendum ogólnokrajowym z 2003 r.

Odmowa pobrania karty do głosowania w referendum

Jako konkretny sposób przeciwstawienia się niegodziwemu referendum wielu komentatorów zaleca jego zbojkotowanie. Praktycznie miałoby to polegać na odmowie pobrania karty do głosowania podczas pobierania od komisji wyborczej kart w wyborach do Sejmu i Senatu. Odmowa ta powinna zostać przy tym odnotowana na liście osób upoważnionych do udziału w referendum przez wyborcę albo członka komisji wyborczej.

Pojawiają się wszakże wątpliwości, czy takie rozwiązanie nie spowoduje stanu niezgodności z konstytucją. Można bowiem argumentować, że odmowa pobrania karty do głosowania w omawiany sposób narusza zasadę tajności głosowania. Zasada ta została sformułowana w konstytucji dla wyborów do Sejmu, Senatu, Prezydenta i organów stanowiących samorządu terytorialnego (art. 96 ust. 2, art. 97 ust. 2, art. 127 ust. 1 i art. 169 ust. 2). Należy jednak przyjąć, że będąc standardem współczesnego prawa wyborczego, znajduje zastosowanie przez analogię także do referendum (art. 125). Zwolennicy takiego poglądu uważają, że publiczne deklarowanie odmowy pobrania karty do głosowania wobec komisji wyborczej z adnotacją w spisie wyborców zasadę tajności łamie. Odmienny pogląd wyraziła Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), która stwierdziła, że odmowa odebrania którejkolwiek karty do głosowania w wyborach do Sejmu i do Senatu lub w referendum ogólnokrajowym musi być odnotowywana w spisie wyborców, gdyż tylko tego rodzaju postępowanie pozwoli na prawidłowe wykonanie obowiązków przez obwodową komisję wyborczą w rozliczeniu otrzymanych kart do głosowania. Stosowana od przeszło dwóch dekad procedura przewidująca możliwość odmowy pobrania wybranej lub wybranych kart do głosowania oraz zamieszczenie stosownej adnotacji w spisie wyborców nie była dotychczas kwestionowana.

Przytoczone stanowisko PKW odnosi się tylko do formalnej strony zagadnienia. Pomija natomiast swoistość konkretnej sytuacji, w jakiej będzie się odbywać najbliższe referendum. Chodzi tu o wspomniany charakter referendum, będącego w istocie politycznym plebiscytem w bardzo spolaryzowanym społeczeństwie. Odmowa pobrania karty do głosowania w referendum przez danego wyborcę będzie jednoznacznie odczytana jako uzewnętrznienie krytycznego nastawienia do aktualnej władzy politycznej. Nastawienie to poznają osoby znajdujące się w lokalu wyborczym: członkowie komisji wyborczej, mężowie zaufania, obserwatorzy społeczni i inne osoby głosujące. Stosownie do stanowiska PKW, omawiana decyzja wyborcy musiałaby zostać dodatkowo odnotowana w spisie wyborców, tj. przy jego imieniu i nazwisku. Niechęć do udziału w referendum pociągałaby zatem za sobą dodatkową aktywność zarówno wyborcy, jak i samej komisji wyborczej oraz przybierałaby postać deklaracji składanej do dokumentu urzędowego (spis wyborców). Wyborca może sobie tego nie życzyć z powodów zasadniczych (ochrony prywatności), ale także praktycznych. Może żywić obawę przed niekorzystnymi konsekwencjami rozpowszechnienia wiadomości o jego niechętnym stosunku do aktualnej władzy zwłaszcza w małych społecznościach, np. wobec władz lokalnych i innych instytucji, pracodawców czy choćby sąsiadów. Może odczuwać presję lub co najmniej dyskomfort, znajdując się w lokalu wyborczym. Taka sytuacja skłania do zachowań oportunistycznych.

Co wyborca może zrobić w referendum

Mogłoby się wydawać, że nie ma dobrego wyjścia w omawianej sytuacji. Tak jednak nie jest. Co prawda, odmowa pobrania karty do głosowania jest narzucającym się wyrazem dezaprobaty dla referendum w obecnej postaci, skoro jednak może to być w pewnych, nierzadkich chyba przypadkach rozwiązanie niekomfortowe, trzeba szukać innego sposobu. Taki sposób istnieje, choć, jak się zdaje, nie był do tej pory w pełni omówiony w dyskusjach. Dla jego przedstawienia niezbędna jest dokładniejsza analiza wybranych przepisów ustawy o referendum.

Na początku tej analizy należy ustalić, jakie znaczenie w świetle ustawy ma liczba pobranych kart. Według art. 22 ust. 2: „Komisja obwodowa ustala na podstawie spisu osób uprawnionych do udziału w referendum liczbę osób uprawnionych do głosowania oraz liczbę osób, którym wydano karty do głosowania”. Stosownie do art. 25 ust. 2: „W protokole głosowania w obwodzie wymienia się liczby: 1) osób uprawnionych do głosowania; 2) osób, którym wydano karty do głosowania (…).”

Należy wyraźnie podkreślić w kontekście niniejszych rozważań: pobranie karty przez wyborcę nie przesądza o tym, że wyborca ten wziął udział w referendum. Decydujący jest bowiem art. 22 ust. 4 ustawy, stosownie do którego: „Komisja obwodowa na podstawie liczby kart ważnych wyjętych z urny, ustala liczbę osób, które wzięły udział w referendum”. Ponadto według art. 25 ust. 2: „W protokole głosowania w obwodzie wymienia się liczby: 4) kart ważnych (osób, które wzięły udział w głosowaniu)”. Innymi słowy: udział w referendum polega na wrzuceniu do urny ważnej karty do głosowania. Jest to najważniejsza konkluzja wynikająca z analizy ustawy. Istotne uzupełnienie zawiera art. 23: „Nieważne są karty do głosowania inne niż urzędowo ustalone lub nieopatrzone pieczęcią komisji obwodowej”. Trzeba do tego dodać, że stosownie do art. 22 ust. 5: „Kart do głosowania przedartych całkowicie nie bierze się pod uwagę przy obliczeniach, o których mowa w ust. 4”.

Na marginesie tylko należy odnotować, że od pojęcia „karta nieważna” ustawa odróżnia „głos nieważny” (art. 21 ust. 2 i 3). Dotyczy to jednak innych zagadnień niż te omawiane w tym miejscu i można je pominąć.

A zatem wyborca, który pobrał kartę do głosowania, ale jej nie wrzucił do urny, nie bierze udziału w referendum. Nie jest uwzględniany w liczbie wyborców, których udział decyduje o mocy wiążącej referendum stosownie do powołanych wyżej art. 125 ust. 3 konstytucji i art. 66 ust. 1 ustawy. W ustawie przewiduje się zresztą wprost możliwość, że liczba kart do głosowania znajdujących w urnie będzie mniejsza od liczby wydanych kart (art. 22 ust. 6). Z powyższej analizy wynika, że obywatel, który weźmie udział w wyborach do Sejmu i Senatu i nie zdecyduje się na odmowę pobrania karty do głosowania w referendum, ma mimo to możliwość niewzięcia udziału w tym referendum. W tym celu powinien się powstrzymać od wrzucenia karty do głosowania do urny. Innymi słowy, pobiera od komisji wyborczej trzy karty, ale do urny wrzuca dwie. Kartę do głosowania w referendum zabiera natomiast ze sobą.

Czy to legalne i moralne?

Dla uzupełnienia przedstawionej tu propozycji należy odnieść się do dwóch wątpliwości.

Po pierwsze, czy wyniesienie karty do głosowania poza lokal jest zgodne z prawem?

Nieporozumienia, jakie tu powstają, wynikają z powszechnie spotykanego, ale nieuzasadnionego przenoszenia na ustawę o referendum norm zawartych w kodeksie wyborczym. Mianowicie, stosownie do art. 497a kodeksu wyborczego: „Kto w dniu wyborów wynosi kartę do głosowania poza lokal wyborczy (…) podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2”. Przepisy karne zostały jednak odrębnie unormowane w ustawie o referendum, w rozdziale 11, odmiennie niż w kodeksie wyborczym. W rozdziale noszącym tytuł: „Przepisy karne” został zamieszczony katalog przestępstw i wykroczeń przeciwko referendum. W tym katalogu nie ma jednak odpowiednika art. 497a kodeksu wyborczego. Stosowanie analogii w prawie karnym jest, jak wiadomo, niedopuszczalne.

Nie ma także obawy o popełnienie przestępstwa z art. 248 k.k. Stosownie do tego przepisu (przytoczonego tu w części): „Kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, wyborem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wyborami do Parlamentu Europejskiego, wyborami organów samorządu terytorialnego lub referendum: (…) 5) odstępuje innej osobie przed zakończeniem głosowania niewykorzystaną kartę do głosowania lub pozyskuje od innej osoby w celu wykorzystania w głosowaniu niewykorzystanej karty do głosowania (…) – podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Jak wynika zatem z przytoczonego przepisu, wyniesienie niewykorzystanej karty do głosowania w referendum poza lokal wyborczy nie jest zakazane. Byłoby nim dopiero odstąpienie tej karty innej osobie przed zakończeniem głosowania.

Wydaje się niezbędne, aby PKW, działając na podstawie art. 11 ust. 2 pkt 2) ustawy o referendum, wyjaśniła, że omawiane tu zachowania wyborców nie naruszają prawa.

Po drugie, czy zabranie ze sobą karty do głosowania w opisanej sytuacji jest moralne? Niewątpliwie jest to postępowanie, które nie powinno zaistnieć w relacjach między obywatelem a demokratycznym państwem prawnym. Tu mamy jednak do czynienia z sytuacją, kiedy najwyższe organy państwowe podejmują działania w złej wierze, zastawiając pułapkę na obywateli, którzy zamierzają korzystać ze swoich konstytucyjnych praw. Tak należy bowiem oceniać organizowanie referendum, a w istocie politycznego plebiscytu, równocześnie z korzystaniem przez obywateli z ich czynnego prawa wyborczego w wyborach parlamentarnych (art. 62 konstytucji). Obywatele powinni mieć wobec tego możliwość przeciwstawienia się temu w sposób nienaruszający prawa. Proponowane tu rozwiązanie jest może „nieestetyczne”, ale jest reakcją na postępowanie władz zasługujące na znacznie surowszą ocenę.

Autor jest profesorem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, sędzią TK w stanie spoczynku, wiceprezesem tego Trybunału w latach 2010–2017

Na wstępie wystarczy krótko przypomnieć rozpowszechnioną opinię wielu obserwatorów o referendum zarządzonym w tym roku. Będzie ono nadużyciem przewidzianej w Konstytucji RP formy demokracji bezpośredniej (art. 4 i art. 125). Dobór pytań, naruszający wymagania art. 125 ust. 1 konstytucji i karykaturalny sposób ich sformułowania, świadczą o tym, że inicjatorom tego przedsięwzięcia nie zależy na przedstawieniu obywatelom wyboru między dwoma w miarę równorzędnymi możliwościami.

Pozostało 96% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian