Trudno przejść do porządku dziennego nad ujawnianymi w ostatnich dniach w mediach zdarzeniami z Krakowa, gdzie funkcjonariusze policji – wezwani przez dyspozytora telefonu nr 112 do kobiety chcącej podobno targnąć się na swoje życie po dokonaniu aborcji – z interwencji mającej podobno ratować życie kobiety robią doraźne śledztwo w innej sprawie. Kobiecie, o której życie mieli walczyć, każą robić przysiady, odbierają telefon i laptop, by rzekomo zabezpieczyć dowody w sprawie, której na tym etapie nikt jeszcze nie prowadził.
Nad trudną sytuacją mundurowych wylano już wiele łez. Zapomniano niestety o tym, że ich kompetencje pozostawiają wiele do życzenia.
Policja w systemie wymiaru sprawiedliwości ma do wypełnienia doniosłe zadanie. To funkcjonariusze tej służby, której dewiza brzmi „pomagaj i chroń”, mają profesjonalnie zadbać o porządek publiczny, a gdy ktoś go łamie – dostarczyć dowodów, które nie zostaną zakwestionowane w sądzie. Do dyspozycji mają arsenał środków – jawnych i niejawnych. Byle tylko używali ich zgodnie z przeznaczeniem, proporcjonalnie do potrzeb, a przede wszystkim: legalnie i z empatią dla skrzywdzonych. Jak to jest z tą empatią, obrazuje krakowski przykład. A jeszcze dobitniej wskazuje na poważne kłopoty z legalnością działań stróżów prawa.
Czytaj więcej
- Poczułam, że nikt mnie nie chroni, że jestem w tej sytuacji zupełnie sama. Odarta z godności i upokorzona. Byłam przerażona - wspomina interwencję policji w szpitalu pani Joanna, która zażyła tabletkę poronną.
I tu pochylmy się nad rolą prokuratury i sądów w całym tym zjawisku. Zbyt często można mieć wrażenie, że „gra w jednej drużynie” nie wynika z nadzwyczajnego przywiązania do praworządności, lecz z wygodnictwa. Łatwego do zrozumienia, ale już nie do usprawiedliwienia. Na wygodnictwo miejsca tu być nie powinno. I nie jest też tak, że każde zeznania każdego policjanta złożone w sprawie są prawdziwe, choć świadek jest policjantem, więc jako taki nie ma interesu w tym, by nie powiedzieć, jak naprawdę było.