Adam Bosiacki: Bronić słabszych i strzec historii

O tym, dlaczego zdecydował się zostać prawnikiem, opowiada Adam Bosiacki, profesor nauk prawnych z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat.

Publikacja: 19.04.2022 09:36

Adam Bosiacki: Bronić słabszych i strzec historii

Foto: Adobe Stock

Co spowodowało, że został pan prawnikiem?

W czasach licealnych myślałem najpierw o pracy archeologa, która była zbieżna z moim zainteresowaniem historią. Kiedy jednak rozważałem ten pomysł, doszedłem do wniosku, że mimo wszystko jako archeolog nie zawsze mógłbym widzieć efekty mojej pracy, a na tym dosyć mi zależało. Wówczas mój śp. Ojciec zasugerował, że powinienem zdecydować się na studia prawnicze, i ta koncepcja od razu przypadła mi do gustu. Idea stawania w obronie słabszych zawsze była mi bliska, a ponadto adwokat nieodmiennie kojarzył mi się z człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej, wszechstronnym wykształceniu (zwłaszcza pod kątem nauk społecznych) oraz mającym możliwości prowadzenia również działalności społecznej. Wybrałem więc prawo, jednocześnie nie odrzucając definitywnie pomysłu o podjęciu studiów archeologicznych, które mógłbym ukończyć jednocześnie bądź po zdobyciu zawodu prawnika.

Praca naukowa na wydziale prawa oraz praca praktyka pochłonęła mnie jednak na tyle, że ostatecznie ukończyłem „jedynie” mój macierzysty Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, zostając prawnikiem. Tego wyboru na pewno jednak nie żałuję.

Czytaj więcej

Paweł Sawicki: By być dobrym prawnikiem stale trzeba się dokształcać

W swojej pracy naukowej postanowił pan przede wszystkim skupić się na dziedzinie historii doktryn polityczno-prawnych. To ciekawy, ale dość rzadko wybierany przez studentów przedmiot, którzy swoją przyszłość wiążą raczej z teraźniejszymi i nieustannie nowelizowanymi dziedzinami prawa. Czy faktycznie, jak postrzegają niektórzy, historia doktryn polityczno-prawnych jest tylko pieśnią przeszłości?

Skupienie się na tym właśnie przedmiocie nie oznacza bynajmniej odejścia o teraźniejszości i praktyki prawa. Rzeczywiście, sporo studentów być może prezentuje węższą i bardziej doraźną postawę, rozumianą utylitarnie także w tym, że swoje studia postrzegają przede wszystkim jako narzędzie zdobycia w przyszłości dobrze płatnej pracy. Nie potępiam tej postawy, gdyż każdy musi mieć oczywiście źródło utrzymania siebie i swojej rodziny.

Wybierając przedmiot pod umowną do dziś nazwą historia doktryn polityczno-prawnych, kierowałem się jednak oczywiście innymi pobudkami. Dla mnie stanowi on fascynujący przegląd myśli i spuściznę całej ludzkości. Historia jest nauczycielką życia – prawdę tę jako pierwszy sformułował XIX-wieczny niemiecki prawnik Friedrich Carl von Savigny. Co więcej, ma ona także charakter prognostyczny, a jej wnikliwe studiowanie umożliwia nie tylko unikanie popełnionych już błędów, lecz także doskonalenie teraźniejszości i przyszłości. O tej cennej wartości historii nie tylko wielokrotnie przekonywałem się, obserwując jako prawnika np. prof. Huberta Izdebskiego, mojego Opiekuna Naukowego od ukończenia studiów, znawcę m. in. historii doktryn politycznych i prawnych, ale i przekonałem się osobiście, gdy rozpocząłem praktykę jako adwokat.

Pracując i wykładając na licznych uniwersytetach USA i Europy, miał pan okazję zetknąć się z wieloma systemami prawnymi, nieraz bardzo zróżnicowanymi. Czy któryś z nich stał się panu szczególnie bliski?

Monteskiusz, XVIII-wieczny francuski filozof prawa, powiedział kiedyś: „Rzadki to traf, aby prawa jednego narodu mogły wydać się dobre drugiemu”. Odnotowując trudności z „docieraniem się” różnych systemów prawnych, które występują chociażby na terytorium Unii Europejskiej, trudno nie przyznać mu racji.

Gdybym jednak miał wybrać jeden system, wskazałbym na amerykański. Jak opisywał XIX-wieczny francuski myśliciel Alexis de Tocqueville i jak do dzisiaj obserwujemy, jest on dość konserwatywny i cechuje go zróżnicowane podejście do sfery publicznej. Co ważne, ma też ogromny wpływ na systemy europejskie, co oczywiście związane jest z nieuchronnym procesem globalizacji. Możemy nawet na co dzień nie zdawać sobie sprawy, jak wiele zapożyczeń z systemu USA przeniknęło do naszego systemu prawnego na zasadach konwergencji. Nawet figurująca w polskim prawie reguła, że sędziowie orzekają na podstawie własnego sumienia i zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, jest niemal dosłownym odzwierciedleniem oraz ilustracją sensu anglosaskiego porządku common law.

Zapewne jak każdemu Polakowi, przede wszystkim leży panu na sercu stan polskiej praworządności. Jak pan ocenia jej stan na chwilę obecną?

Biorąc pod uwagę mankamenty minionego systemu, oceniam nie najgorzej, a jednocześnie biorąc pod uwagę wciąż czekające pilne reformy, oceniam nie najlepiej. Przykre jest to, jak wielu obywateli postrzega państwo i prawo w kategorii rzucającego mu kłody pod nogi nieprzyjaciela, czy nawet wroga, a nie w kategorii wspólnego, i to nad wyraz cennego dobra.

Taka mentalność jest obrazem swoistej spuścizny minionego reżimu, z którą jako społeczeństwo postkomunistyczne musimy się wciąż mierzyć. Problemem nie jest zresztą tylko polaryzacja społeczeństwa, ale i będąca jej efektem polaryzacja jednostek sprawujących władzę. A jednak, jak pokazują doświadczenia minionych tygodni, w obliczu największych katastrof, takich jak wojna czy kryzys, można się porozumieć. Szkoda tylko, że do takiego swoistego zawieszenia broni dość rzadko dochodzi, i że nie wyciągnięto wniosków z niedawnej przeszłości.

Najważniejsze reformy, jakie w moim odczuciu powinny objąć w pierwszej kolejności służbę zdrowia oraz system służby cywilnej, nadal czekają. Podyskutujmy także w spokoju o innych możliwych reformach, m. in. wymiaru sprawiedliwości. Uważam, że z różnych względów niezbędne jest wzmocnienie nakładów budżetowych na służbę zdrowia, oraz że należy niezwłocznie położyć większy nacisk na kształcenie urzędników służby cywilnej. W konstytucji są zawarte przecież wyraźne wskazówki w tej materii, które na chwilę obecną nie są wykorzystywane. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie i nie planuję emigracji ani życia poza Polską.

Dużą część swojej pracy poświęcił pan tematyce rosyjskiej, a w szczególności zagadnieniom związanym z bolszewizmem i rosyjskim „konstytucjonalizmem”. Nie sposób więc w obliczu zaistniałej sytuacji pominąć pytanie o to, jak pan się zapatruje na rozgrywającą się w tej chwili tragedię za wschodnią granicą. Czy był pan zaskoczony agresją Rosji na Ukrainę, czy też spodziewał się takiego biegu wypadków? Jakie są pana przewidywania odnośnie do rozwoju tej sytuacji?

Niestety spodziewałem się, i trochę łudziłem, że agresja taka jednak nie nastąpi, gdyż jako człowiekowi i prawnikowi żyjącemu w XXI wieku trudno było mi w to uwierzyć. Moje podejrzenia ziściły się jednak, ale optymizmem napawa mnie widok wielkiej solidarności, jaką państwa Zachodu, w tym także Polska, okazują zaatakowanej Ukrainie.

Konflikt rosyjsko-ukraiński stanowi jeszcze jeden dowód na to, że warto traktować historię jako przestrogę. W latach 90. ubiegłego wieku Ukraina zrezygnowała ze swojego arsenału broni nuklearnej w zamian za gwarancję bezpieczeństwa, jaką otrzymała wówczas także od Rosji. Oczywiście nikt nie miał wpływu na to, że Rosja postanowiła złamać dane słowo, ale w przyszłości wszystkie kraje zawierające z nią jakiekolwiek umowy będą z pewnością dużo ostrożniejsze.

Na szczęście Kijów, który wróg planował zdobyć w ciągu kilkudziesięciu godzin, cały czas pozostaje w rękach ukraińskich i wiele wskazuje na to, że nie zostanie zdobyty.

Myślę więc, że możemy sobie pozwolić na optymizm, chociaż oczywiście umiarkowany, ponieważ wciąż nie mamy na tyle dużo danych, aby móc spekulować o ostatecznym wyniku tego strasznego, także dla Polski, konfliktu. Jedyne, co możemy robić na pewno, to pielęgnować w sobie nadzieję, że jak najszybciej wojna dobiegnie końca, sytuacja w newralgicznym rejonie chociaż częściowo ustabilizuje się, a Ukraina, Polska, Europa i świat odzyskają poczucie bezpieczeństwa. Jestem przekonany, że wszyscy na to głęboko liczymy i zawsze w to będziemy wierzyć.

Co spowodowało, że został pan prawnikiem?

W czasach licealnych myślałem najpierw o pracy archeologa, która była zbieżna z moim zainteresowaniem historią. Kiedy jednak rozważałem ten pomysł, doszedłem do wniosku, że mimo wszystko jako archeolog nie zawsze mógłbym widzieć efekty mojej pracy, a na tym dosyć mi zależało. Wówczas mój śp. Ojciec zasugerował, że powinienem zdecydować się na studia prawnicze, i ta koncepcja od razu przypadła mi do gustu. Idea stawania w obronie słabszych zawsze była mi bliska, a ponadto adwokat nieodmiennie kojarzył mi się z człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej, wszechstronnym wykształceniu (zwłaszcza pod kątem nauk społecznych) oraz mającym możliwości prowadzenia również działalności społecznej. Wybrałem więc prawo, jednocześnie nie odrzucając definitywnie pomysłu o podjęciu studiów archeologicznych, które mógłbym ukończyć jednocześnie bądź po zdobyciu zawodu prawnika.

Pozostało 88% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?