Zofia Brzezińska: Zabory kobiecych praw

W XVIII i XIX wieku próżno szukać regulacji, które płci pięknej przyznawałyby uprawnienia porównywalne z tymi, którymi możemy cieszyć się obecnie.

Publikacja: 22.02.2022 13:51

Zofia Brzezińska: Zabory kobiecych praw

Foto: Adobe Stock

Czas, kiedy państwo polskie znajdowało się pod zaborami sąsiednich mocarstw, odarł pokolenia Polaków z możliwości samostanowienia we własnej ojczyźnie. Dodatkowo prawo zaborców skutecznie odzierało polskie kobiety z praw człowieka.

Zaborcy nie stanowili jednak wyjątku pod względem bezdusznego podejścia do kobiet. W XVIII i XIX wieku zaczynały dopiero nieśmiało kiełkować pierwsze feministyczne idee, a znaczna większość społeczeństwa myśl o równouprawnieniu kobiet postrzegała w najlepszym razie jako śmieszną fanaberię sufrażystek, w najgorszym zaś – zbrodnię godzącą w świętość patriarchalnej rodziny.

Jak dziecko

Nawet jednak przy pozornej jednomyślności społeczeństwa pod tym względem, rysowały się różnice w poziomie i natężeniu przekonań, które znalazły odzwierciedlenie w regulacjach prawnych, wypracowanych przez poszczególne narody. Najsurowiej płeć piękną traktowała nie Rosja, tylko natchniona przez rewolucję ideami wolnościowymi Francja. Artykuły kodeksu Napoleona, w znacznym stopniu wpłynęły na zasady Kodeksu cywilnego Królestwa Polskiego, obowiązującego od 1826 r. Regulacje te uczyniły wszystkie Polki, żyjące w pierwszych dekadach XIX wieku, „wieczyście małoletnimi”. Termin ten oznaczał całkowite zrównanie pod względem prawnym kobiety z dzieckiem. Nawet więc wówczas, gdy niewiasta liczyła już 80 lat, a majątkowo i pod wzgldem wykształcenia znacznie przerastała wszystkich mężczyzn w rodzinie – każda jej decyzja musiała uzyskać aprobatę ojca, męża lub męskiego krewnego. Bez względu na to, czy miała swój majątek, czy też wspólnotę majątkową z mężem, nie mogła „nic darować, alienować, obciążać hipoteką, nabywać pod tytułem darmym albo obowiązującym” bez jego pisemnej zgody. Od tej zasady istniało kilka wyjątków – kobieta nie musiała prosić męża o pozwolenie, gdy miała występować w sprawach karnych, spisywała testament lub gdy chciała się rozwieść.

Czytaj więcej

Kobiety, które dały Polkom prawo wyboru

Chociaż pozornie, kodeks Napoleona wprowadzał jednak pewne nowoczesne rozwiązania w dziedzinie prawa małżeńskiego. Przede wszystkim zapoczątkował instytucję małżeństwa cywilnego, świeckiego. Wycofanie z tej sfery życia obowiązkowego dotychczas aspektu religijnego nie oznaczało bynajmniej, że równie liberalnie zaczęto podchodzić do kwestii rozwodu. Kodeks przewidywał zaledwie cztery dopuszczalne przyczyny rozwodu: cudzołóstwo, „gwałty, srogości i ciężkie obelgi”, skazanie jednego z małżonków na karę hańbiącą oraz „wzajemne i trwające zezwolenie małżonków”, a więc odpowiednik dzisiejszego rozwodu za porozumieniem stron. Ten ostatni obarczano jednak wysoce uciążliwą, kosztowną i wieloletnią procedurą, aby zawczasu zniechęcić ewentualnych zainteresowanych. W celach prewencyjnych niektórzy nowożeńcy wywodzący się z zamożnych i wykształconych warstw społecznych zaczęli więc umyślnie zamieszczać błędy w akcie ślubu – były one podstawą do unieważnienia małżeństwa, gwarantującą ominięcie kłopotliwej procedury.

Nieoczywistą rzeczą było również uzyskanie rozwodu przy zajściu przesłanki cudzołóstwa. I na tym polu jednak mężczyźnie było łatwiej – mógł zażądać rozwodu, gdy żona go zdradzała, natomiast kobiecie wolno było to uczynić jedynie, gdy mąż wprowadził kochankę do ich wspólnego domu.

Nie dla wszystkich

Mimo to kobiety występowały o rozwód znacznie częściej niż mężczyźni. Zachowane akty sądowe uświadamiają, że przemoc domowa od stuleci przyjmuje tę samą formę, zmieniają się jedynie przekleństwa. Jedna z żon zeznawała, że „gdy była w 7 miesiącu ciąży, mąż przycisnął ją drzwiami tak gwałtownie, że poroniła płód i z poronienia tego niebezpiecznie chorowała. Nadto bijąc kułakami i dręcząc ją niezasłużonymi obelgami – ty psia szelmo, sobacza duszo, tłuku, kurwo – był przyczyną drugiego poronienia płodu”.

O ile jednak mieszkanki Królestwa Polskiego mogły rozwód uzyskać, o tyle dla mieszkanek zaboru austriackiego był on całkowicie nieosiągalny – i dotyczyło to także kobiet z kręgów arystokracji.

Katolik nie może

Przyczyną była obowiązująca tam od 1811 r. Powszechna księga ustaw cywilnych, która kategorycznie zabraniała rozwodów katolikom. Chrześcijanie innego wyznania mogli rozwieść się wówczas, gdy doszło do sytuacji takich jak: porzucenie, popełnienie zbrodni przez małżonka, zniknięcie bez wieści, nieprzezwyciężony wstręt lub częste i ciężkie „pokrzywdzenia na ciele”.

Katolikom na otarcie łez zaoferowano opcję separacji z analogicznych powodów z dodatkiem narażenia przez winnego małżonka znacznej części majątku lub dobrej opinii rodziny, ciężkiego uszkodzenia ciała (osoby pozywanej, a nie pozywającej) oraz choroby zakaźnej. Możliwość separacji, nawet jeśli nie stanowiła tak definitywnego zakończenia związku jak rozwód, uratowała zapewne wiele kobiet z piekła domowej przemocy. Zgodnie bowiem z austriackim prawem, zamężna kobieta nie mogła tak po prostu wyprowadzić się z domu, nawet jeśli posiadała odpowiednie na ten cel środki materialne. Konserwatywny i ultrakatolicki ustawodawca wymagał, aby „mieszkała ona razem z mężem i szła za nim wszędzie, gdzie mu się zostawać podoba”.

Separację orzekała „zwierzchność duchowna”, a nie sąd cywilny. Nie ułatwiała ona kobietom odejścia od męża. Cudzołóstwo nie było uznawane za takie, jeśli mąż dopuścił się go pod wpływem alkoholu lub jeśli żona uprzednio odmówiła mu współżycia, „aby popchnąć go do występku”. Zgwałcona kobieta nie była uznawana winną cudzołóstwa jedynie, gdy użyto wobec niej przymusu fizycznego, albowiem „sam postrach jej nie uniewinnia”. Przemoc również nie była prosta do udowodnienia, gdyż zgodnie z wytycznymi zawartymi w podręczniku do prawa małżeńskiego kościoła katolickiego z uwzględnieniem prawa cywilnego obowiązującego w Austryi, Prusach i Królestwie Polskim (1890): „Pokrzywdzenie powinno być cięższe, a więc połączone z wylaniem krwi (byle nie z nosa), skaleczeniem, chorobą – albo też wykonane narzędziem, mogącym zadać ciężką ranę. Chłosta lekka, aczby niezasłużona, nie upoważnia jeszcze do wniesienia skargi. Nawet pobicie dotkliwsze, jeżeli poszło z chwilowego uniesienia i nie masz obawy, aby się powtórzyło, nie jest powodem wystarczającym”.

Kobietom, które przyłapały męża w domu publicznym lub gdy ten na skutek niewierności zaraził się chorobą weneryczną, odradzano separację – zalecano jedynie „odsunięcie małżonka od wspólnego łoża”.

Ochrona rodziny

Równie mocno dyskryminowaną, zwłaszcza przez kodeks Napoleona, była grupa dzieci nieślubnych. Przyświecała temu ta sama nikczemna idea, co odzieraniu z wolności kobiet – „ochrona” patriarchalnego charakteru rodziny oraz zagwarantowanie mężczyznom bezkarności i możliwości unikania ponoszenia konsekwencji swoich czynów. Kodeks Napoleona nie tylko nie przewidywał żadnej formy wsparcia dla nieślubnych dzieci i ich matek, które byłoby odpowiednikiem współczesnych alimentów, ale wręcz zabraniał tym dzieciom jakichkolwiek manewrów w kierunku odnalezienia swego ojca. Nieślubne dzieci nie posiadały żadnej możliwości legitymacji. Były traktowane przez prawo jak osoby nieposiadające ani ojca, ani matki. Dochodzenie ojcostwa było po prostu zabronione, a dochodzenie macierzyństwa utrudnione.

Czy kobietom ulgę przynosiła świadomość, że w swoim pozostawaniu porzuconymi na marginesie prawa i ze zdeptaną godnością, nie są same? Nawet jeśli niektórym tak, to nie matkom nieślubnych dzieci, dźwigającym podwójne brzemię. XIX wiek to czas walki Polaków o odzyskanie wolności poprzez wzniecanie heroicznych powstań narodowych. Warto pamiętać, że obok sławionych w pieśniach patriotycznych zrywów, odbywały się tak samo ciężkie walki z inną postacią zniewolenia i niesprawiedliwości. Przybierały one zarówno formę coraz bardziej otwarcie i odważnie wyrażanego sprzeciwu ze strony sufrażystek, jak i kształt cichej, codziennej walki o godne życie dla siebie oraz swoich dzieci, tysięcy polskich, anonimowych kobiet ze wszystkich warstw społecznych.

Czas, kiedy państwo polskie znajdowało się pod zaborami sąsiednich mocarstw, odarł pokolenia Polaków z możliwości samostanowienia we własnej ojczyźnie. Dodatkowo prawo zaborców skutecznie odzierało polskie kobiety z praw człowieka.

Zaborcy nie stanowili jednak wyjątku pod względem bezdusznego podejścia do kobiet. W XVIII i XIX wieku zaczynały dopiero nieśmiało kiełkować pierwsze feministyczne idee, a znaczna większość społeczeństwa myśl o równouprawnieniu kobiet postrzegała w najlepszym razie jako śmieszną fanaberię sufrażystek, w najgorszym zaś – zbrodnię godzącą w świętość patriarchalnej rodziny.

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?