Środowisko prawnicze jest nad wyraz wrażliwe na pojęcie godności, a adwokaci traktują je jak najwyższą świętość. Co ciekawe, coroczne licytacje z okazji finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy(jak by na co dzień brakowało argumentów na poparcie przekonania, że niekiedy wzniosłe słowa wchodzą w kolizję w czynami), obnażają z pełną mocą, do czego pojęcie „godności zawodu" może służyć, a ściślej, jak bardzo wybiórczo, niekonsekwentnie, a niekiedy nawet pokracznie może być interpretowane.
Może nie mam w tej materii racji, a rzeczywista wola prawdotwórcy nie jest dla mnie w istocie dostępna, ale jestem przekonana, że godność adwokacka nie została powołana do życia jako sposób przeciągania liny między kolegami i koleżankami z tego samego samorządu. Z pewnością nie wypada się na nią powoływać, ilekroć – zwyczajnie, po ludzku – coś, co ktoś robi albo jaki jest ktoś inny, nam się nie podoba. Przypuszczam wręcz, że ukuwając pojęcie godności adwokackiej, najznamienitsi przedstawiciele teorii i praktyki prawa mieli dzięki niej i za jej sprawą zapewnić obywatelowi najwyższy poziom pomocy prawnej świadczonej przez osoby, wobec których ma on prawo, jak od księdza, oczekiwać więcej. Nie więcej ego, jednakże, nie więcej samouwielbienia, nie więcej bufonady i nie więcej wywyższania się ponad innych, lecz więcej rzetelnej wiedzy, więcej prawości i więcej szlachetnego serca, niż mógłby oczekiwać od innych.
A to z tej przyczyny, że adwokaci, obcując na co dzień z najbardziej delikatnymi ludzkimi problemami i dowiadując się o najintymniejszych sferach życia swoich klientów, muszą całą swoją osobowością, na którą składa się wiedza, przyzwoitość i empatia, dawać rękojmię, że korzystając z posiadanych informacji, nie obrócą ich przeciwko swemu mocodawcy.
Tymczasem, nawiązując do wspomnianych na wstępie zbiórek na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, przyglądając się wysypującym się jak z rękawa komentarzom w mediach społecznościowych, dowiedzieć się możemy m.in., że sprzeczne z godnością zawodu jest wystawienie na aukcji spotkania z adwokatem, pieczenia z nim wegańskiego pasztetu, lepienia pierogów, szkolenia online, porada prawna, program tutoringowy dla młodych przedstawicieli zawodu, czy nawet spacer.
Czy adwokat nie może zachowywać się godnie, jedząc posiłek, którym zasili charytatywną zbiórkę? Czy doprawdy zasadne jest przypuszczenie, że kolacja oznacza kolację ze śniadaniem? Czy przyrządzenie dania i zrobienie z tej okazji kilku zdjęć godzi w świętą godność adwokatury? Jestem przekonana, że nie. Tym zaś, co tego rodzaju skutek zdaje się wywoływać, to okrutne, nieeleganckie, seksistowskie i pozbawione polotu komentarze publikowane w internecie przez osoby, które – ponad wszelką wątpliwość – wiedzione obawą, że nikt nie zdecyduje się na podbicie ceny minimalnej ich oferty, torpedują te z definicji szlachetne, bo ukierunkowane na udzielenie wsparcia dla charytatywnej zbiórki. Nie od dziś wiadomo, że pod płaszczykiem cynizmu, sarkazmu, a niekiedy błędnie pojętej godności najczęściej kryje się własna niepewność i lęki.