„Potrzebujemy dzisiaj nawrócenia i dialogu. Szczera gotowość do otwartej, uczciwej rozmowy jest wyrazem umiłowania prawdy, dobra i wolności, a także szacunku dla godności i podmiotowości wszystkich obywateli, bez względu na ich przekonania czy sympatie polityczne" – takie wezwanie znalazło się rok temu w liście społecznym Konferencji Episkopatu Polski zatytułowanym "O ład społeczny dla wspólnego dobra".
W tym obszernym dokumencie znalazł się m.in. rozdział mówiący o ładzie instytucjonalnym państwa. Biskupi przypomnieli za Janem Pawłem II, że „zdrowa teoria państwa" zakłada „organizację społeczeństwa opartą na trzech władzach – prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej", dlatego „jest wskazane, by każda władza była równoważona przez inne władze i inne zakresy kompetencji, które by ją utrzymywały we właściwych granicach. Na tym właśnie polega zasada »państwa praworządnego«, w którym najwyższą władzę ma prawo, a nie samowola ludzi".
Biskupi podkreślali również, że „spór polityczny powinien być »zmaganiem się o coś«. (...) Gorzej, jeśli »zmaganie się o coś« zostaje zdominowane przez »zmaganie się z kimś«. Wówczas polityka przestaje być roztropną troską o dobro wspólne. Staje się wyłącznie walką o władzę – mniej lub bardziej wyrafinowaną grą".
„Do wszystkich ludzi dobrej woli zwracamy się o podjęcie wysiłku na rzecz narodowej zgody i podjęcia dialogu w prawdzie" – kończyli hierarchowie.
Dokument ten nie stracił nic ze swojej aktualności. Praktycznie wszystkie postawione w nim tezy mają swoje odzwierciedlenie w tym, co dzieje się wokół nas. Ale teraz, gdy spór o kształt reformy sądownictwa osiągnął pewien moment krytyczny, nauczanie Kościoła przypomina kilku ledwie biskupów. Pozostali milczą – tak jakby zapomnieli o liście, który sami napisali. Trudno to do końca zrozumieć. A przecież apel o „podjęcie dialogu w prawdzie" wymaga wysiłku także ze strony biskupów. Nie trzeba się opowiadać po którejś ze stron, ale to nie oznacza, że można siedzieć cicho.