Sytuacja w Polsce w trakcie kryzysu wywołanego pandemią jest bardzo niepewna. Dane spływające z gospodarki nie napawają optymizmem i zaskoczyły wielu ekspertów. Kto przejmie gniew i frustracje tracących źródło utrzymania pracowników i przedsiębiorców, których firmy upadają?
Czytaj także:
Kolejne protesty przedsiębiorców. Policja blokuje
Sytuacja jest o tyle nowa, że w przeciwieństwie do poprzednich kryzysów, czy to politycznych, czy społecznych, tym razem gniew nie może być kanalizowany poprzez demonstracje uliczne. Co więcej, do 2017 roku - protestu ws. sądów - do pandemii demonstracje traciły na znaczeniu, teraz ponownie zyskują. Te, które się odbywają, traktowane są przez władze jako nielegalne i zagrażające zdrowiu obywateli. Bywa, że na uczestników nakładane są duże kary finansowe. Rzad nie zmienia swojego podejścia, a w piątek odbyła się nawet konferencja ministrów Łukasza Szumowskiego i Mariusza Kamińskiego, z której wynika, że rząd teraz nie zrobi ani kroku w tył w sprawie zgromadzeń publicznych.
Toczy się jednocześnie kampania prezydencka. Nie przypomina żadnej z przeszłości. Nawet tej, która nie zakończyła się głosowaniem zaledwie dwa tygodnie temu. Wtedy na początku liczyła się rywalizacja na reakcje na kryzys, później przechwytywanie irytacji ludzi na zamknięcie w domach. To ostatnie sprawnie przeprowadził sztab Szymon Hołowni. Teraz to już historia. Przechodzimy w nowy etap. Wygra ten, kto zawłaszcza gniew wynikający z kryzysu gospodarczego. Ten kryzys nie pozwala powrócić Polakom do normalności. Widać to w pustych galeriach handlowych, w niepewności klientów barów i restauracji, w trudnej sytuacji hotelarzy i wszystkich pracowników turystyki.
To prowadzi do niecodziennych sojuszy i wydarzeń. Tydzień temu symbolem protestu stał się obrazek senatora z Nowoczesnej Jacka Burego, który trafił do policyjnego radiowozu. W sobotę rano w Łowiczu Robert Biedroń zapowiedział, że Lewica solidarnie wesprze protest przedsiębiorców w Warszawie. W sobotę na wspólnej konferencji prasowej przed Komenda Stołeczna Policji ramię w ramię stanęli lider AgroUnii Michał Kołodziejczak i posłanka Lewicy, współszefowa sztabu Roberta Biedronia, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Oboje podkreślali, że mimo różnic łączy ich przekonanie, że nie można naruszać praw Polaków do demonstrowania oraz szacunek do pracowników. Jak to zgrabnie ujął Michał Kołodziejczak “Wszyscy jesteśmy pracownikami”. Agnieszka Dziemianowicz-Bak podkreślała znaczenie konstytucyjnych wolności i praw obywatelskich.- Konstytucyjne prawa są ograniczane, dotyczy to różnych grup społecznych - mówiła. W tej opowieści zarówno właściciel firmy, jak i pracownik mają punkt wspólny, czyli wykonywanie pracy na rzecz społeczeństwa. Im większy kryzys, tym większa szansa, że stworzy się nowy podmiot polityczny podobny do tego, który opisuje Kołodziejczak. Bo pandemia dotknęła każda gałąź gospodarki.
Te sześć tygodni, które najpewniej zostały do wyborów może nas bardzo zaskoczyć. Sondaże mogą nie nadążać za rzeczywistością. Tempo zmian w wyścigu prezydenckim będzie najpewniej jeszcze większe niż zazwyczaj. Wybory prezydenckie zawsze były nie do końca przewidywalne, teraz są takie tym bardziej. Łączy się teraz temat wolności słowa wywołany kryzysem w Trójce i gniew, frustracja pracowników wzmacniane zakazem zgromadzeń i arbitralnością obecnej władzy. Pytanie, który z kandydatów to zrozumie i złapie ten wiatr w swoje żagle.