Rządzące od 2012 roku Gruzińskie Marzenie po raz pierwszy próbowało przeforsować ustawę „o przejrzystości wpływów zagranicznych” jeszcze w marcu ubiegłego roku. Już wtedy wywołało to protesty, bo wielu Gruzinom skojarzyło się to z rosyjską ustawą „o agentach zagranicznych”, która doprowadziła do całkowitego podporządkowania trzeciego sektora Kremlowi, likwidacji wielu organizacji pozarządowych niewpisujących się w główny nurt. Rządzący w Tbilisi tłumaczyli, że chodzi jedynie o „przejrzystość wpływów finansowych z zagranicy”, a nie ograniczenie działalności NGO. Nie przekonało to gruzińskiej ulicy, która początkowo zmusiła rząd do wycofania się z tego pomysłu. Po ponad roku władze gruzińskie nagle wróciły do tematu, przyjęły ustawę zaledwie kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi (odbędą się w październiku).
Czytaj więcej
Policja w stolicy Gruzji użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, aby rozproszyć protestujących, którzy zgromadzili się przed parlamentem, aby zaprotestować przeciwko ustawie dotyczącej „agentów zagranicznych”.
I znów protesty, starcia z policją, pobici opozycjoniści. Po co Gruzińskie Marzenie strzela sobie w stopę?
Miliarder, który rządzi Gruzją krytykuje Zachód i straszy rodaków wojną
Nie jest tajemnicą to, że od lat Gruzją z tylnego fotela rządzi miliarder Bidzina Iwaniszwili, założyciel rządzącej partii. Obecnie jest honorowym przewodniczącym Gruzińskiego Marzenia. Jest uważany za największego filantropa w kraju, bo budował szkoły, szpitale i świątynie. Ogromnego majątku dorobił się na początku lat 90. w Rosji i przez wiele lat nie pokazywał się publicznie, dopóki nie wywrócił do góry nogami życia politycznego w Gruzji. Wówczas, dwanaście lat temu, zmiażdżył ugrupowanie byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego (dzisiaj przebywa w areszcie w Tbilisi), obstawił się młodymi absolwentami prestiżowych europejskich uczelni i przekonywał Gruzinów, że stawia na integrację kraju z UE i NATO.
Wygląda na to, że po drodze coś poszło nie tak. Po wybuchu rosyjskiej agresji z Tbilisi zaczęły płynąć dziwne oświadczenia polityków władzy mówiących o tym, że ich niewielki kaukaski kraj „pewne siły” chcą wciągnąć do wojny i „otworzyć drugi front”.